Выбрать главу

— Przypuszczalnie katastrofa kosmiczna — zakomunikował WKA.

Allan pokręcił z niedowierzaniem głową.

— Wątpię — powiedział. — W każdym razie nie wyglądało mi to na naturalną anihilację materii.

Drugi obraz kosmiczny przedstawiony w stereoekranie już nie przypominał wybuchu. Był to wizerunek skupiska gwiezdnego, raczej rozproszonego niż kulistego. WKA poinformował, że skupiska nie udało się zidentyfikować, chociaż w snach skrzydlatych mieszkańców dziewiątej planety często się powtarza jego odbicie. Mgławica miała dziwaczny kształt, sprawiała na mnie wrażenie czegoś groźnego. Inni też to odczuli. Skupisko dzieliło się na dwie niemal jednakowe części, z wieloma tysiącami gwiazd w każdej z nich. Ta obfitość ciał niebieskich nie była niczym nadzwyczajnym. W Galaktyce jest pod dostatkiem wielogwiezdnych rojów. Dziwne było co innego. Jedna połowa wyglądała na bardziej skoncentrowaną, skupioną, podobną do zaciśniętej gwiezdnej pięści wymierzającej potężny cios drugiej grupie, która odlatywała i rozsypywała się na setki pojedynczych gwiazd. Prawdopodobnie wiedząc, że czeka nas widok potwornych gwiezdnych bitew, już zawczasu wyszukiwaliśmy je w każdym obrazie. Andre utrzymywał później, że słyszał krzyk bólu dobiegający z drugiego roju. Znam wprawdzie sytuacje, kiedy światło zdaje się krzyczeć, ale tym razem głosu rozpaczy nie słyszałem.

— Ostatni zapis — zakomunikowała maszyna. Planeta czwarta, siódma i dziewiąta. Widzenie powtarza się w majakach wielu skrzydlatych. Do demonstracji wybrano najwyraźniejszą taśmę.

To był obraz najbardziej dramatyczny spośród wszystkich pokazanych nam przez WKA. Galakt jak podcięty padał na ziemię, właśnie padał, a nie upadł, bo senne widziadło zaczynało się w chwili jego upadku. Później leżąc już, rozpaczliwie bił nogami i rozdrapywał ziemię swoimi ruchliwymi palcami. Próbował czołgać się z podniesioną głową. Pełzł w naszym kierunku. W jego szyi ziała szeroka rana, z której tryskała krew na ręce i ziemię. Nigdy nie zapomnę jego twarzy, młodej, pięknej, zeszpeconej bólem i strachem. Galakt krzyczał i bez przekładu WKA każdy z nas rozumiał jego krzyk. „Ratunku! — wołał przerażony młodzieniec. — Na miłość boską, ratunku!” Potem w ostatnim wysiłku wyciągnął ku nam ręce, język mu drętwiał, twarz bladła i tylko ogromne, nieludzkie oczy nadal błagały o pomoc, żądały pomocy. Wreszcie młody Galakt zamknął powieki i tylko słabe drgawki przebiegały po jego ciele, jakby w ten sposób chciał zrzucić z siebie okowy śmierci. Przez salę przetoczyło się westchnienie: tysiące wstrzymujących oddech ludzi jednocześnie wciągnęło powietrze.

— O, niech to diabli! — klął na głos blady Andre. — Cóż to ma znaczyć, do pioruna!?

— Zemścić się! — ryknął wściekle Leonid. Chwycił mnie za rękę i wparł we mnie pobielałe z gniewu oczy. Trzeba się zemścić, Eli!

Jeden tylko Romero nie stracił głowy.

— Na kim się zemścić? Za co? Jesteście pewni, że to było przestępstwo, a nie wypadek? Zgoda, młodzieniec jest czarujący, wręcz bosko piękny, choć niestety nie po bosku śmiertelny. Ale może widzieliśmy tu wydarzenie sprzed milionów lat, nie pomyślał pan o tym, mój impulsywny Mrawo?

Leonid najpierw działa, a potem się zastanawia. Teraz oszołomiony zagapił się na Romera.

Znów odezwał się Wielki Komputer Akademicki. Jak na akademicką maszynę przystało beznamiętnie demonstrował i opisywał aparaturę do zapisu marzeń sennych, oceniał stopień wiarygodności rozszyfrowanych obrazów. Skrzydlaci mieszkańcy Płomienistej B nie mogli, jak się okazało, wytłumaczyć wielu rzeczy, które pojawiały się w ich snach. Nie mieli na przykład najmniejszego pojęcia o statkach fotonowych i aparatach spawalniczych. WKA opowiedział, w jaki sposób doznane niegdyś silne wrażenia są przekazywane potomkom przez mechanizmy dziedziczności, a później powtórzył baśnie o Galaktach i Niszczycielach żyjące w tradycji mieszkańców planet Płomienistej B.

Podanie o przybyszach z kosmosu znają jedynie Anioły z tego układu planetarnego. Sprowadzają się one pokrótce do tego, że w dawnych czasach ich planety były mroczne i nie zagospodarowane, po ziemi pełzały drapieżne gady, a w powietrzu, kryjąc się przed sąsiadami, przelatywały z rzadka dzikie Anioły. Skrzydlate ludy żyły we wzajemnej wrogości. Przedmiotem krwawych bójek było wszystko: gleba i powietrze, rośliny i odzież, pokarm i siedliska. Skąpa natura rodziła mało, każdy kęs sto razy przechodził ze skrzydeł do skrzydeł, z pazurów do pazurów, zanim trafił do ust. W tym prymitywie Anioły żyły niezmiernie długo i nic się nie zmieniało przez całą otchłań czasu, aż pewnego razu z nieba opuściły się statki, a z nich wyszli Galaktowie. Wystraszone Anioły najpierw poukrywały się w jaskiniach i lasach, a później przekonawszy się, że przylot Galaktów nie przyniósł zła, wysypały się w powietrze i z łopotem szybowały nad przybyszami, urządzając przy okazji gwałtowne bójki pomiędzy sobą. Galaktowie zamknęli zabijaków na swoich statkach i na wszystkich planetach zakazali wojen. Pokój i porządek zapanowały z wolna na satelitach Płomienistej B. Lata, które Galaktowie spędzili u nich, zupełnie zmieniły wygląd całego układu planetarnego. Przybysze przekopali kanały, zarośla przekształcili w ogrody, nauczyli Anioły różnych rzemiosł, przekazali im sztukę budowania kamiennych domów. Chaotyczna dzikość pierwotnego bytowania ustąpiła miejsca uporządkowanemu życiu.

Galaktowie uważali się jednak za gości, a nie mieszkańców planet Płomienistej B. Nieustannie obserwowali niebo obawiając się napadu stamtąd. Aż wreszcie Anioły stały się świadkami bitwy kosmicznej, rozgorzałej między Galaktami a ich wrogami. Niebo zmieniło się w otchłań spopielającego płomienia. Dwie zewnętrzne planety zderzyły się i eksplodowały. Na pozostałych planetach unicestwiono zasiewy, sady, miasta i kanały. Po stworzonej przez Galaktów cywilizacji nie pozostało śladu. Kiedy wiele miesięcy po bitwie uratowane od ognia i głodu Anioły wydostały się na powierzchnię z jaskiń, w których się ukryły, zobaczyły potworny obraz zniszczeń. Skrzydlate ludy zostały znów cofnięte do stanu pierwotnego bytowania. Ani Galaktów, ani napastników-Zływrogów nigdzie nie było i więcej ani ci, ani drudzy nie pojawili się na planetach układu Płomienistej B.

WKA tak skomentował legendy skrzydlatych:

— Za orbitą dziewiątej planety odkryto dwa obłoki pyłowe krążące wokół Płomienistej B. Hipoteza, że są to pozostałości zniszczonych niegdyś planet, jest bardzo prawdopodobna. Na wszystkich planetach układu stwierdzono ślady zniszczeń i pożarów ukryte pod późniejszymi nawarstwieniami. Wiek szczątków zawiera się między dwustu tysiącami a milionem lat według ziemskiej rachuby czasu.

Na tym kończyła się informacja przysłana przez Spychalskiego. Członków Wielkiej Rady poproszono do Sali Błękitnej.

Wyszliśmy.

15

Widać było, że Andre jest pochłonięty jakimiś niezwykłymi pomysłami. Allan i Leonid zaproponowali, aby zaczekać na Wierę, gdyż spodziewali się, że decyzje Wielkiej Rady będą bezpośrednio dotyczyć astronautów. Romero zaprosił nas do wiszących ogrodów Semiramidy. Uwielbia starożytną egzotykę.