Выбрать главу

Zachwycony Allan podrzucił kapelusz do góry.

— Pierwsza na świecie symfonia dla widzących, słyszących, obdarzonych zmysłem dotyku, chodzących i latających! Rozkosz dla oczu, uszu, łap, skrzeli, pancerza, trąb i przyssawek!

Romero uśmiechnął się ironicznie.

— Swoim utworem wskazał pan biednemu człowiekowi skromne miejsce należne mu we Wszechświecie, ale wszak człowiek nie może pogodzić się z rolą czegoś pośredniego między inteligentną jaszczurką a głupawym Aniołem. Czy pan pomyślał o tym, Andre?

Andre czekał na moje słowa. Nie chciałem go martwić, ale nie mogłem też milczeć.

— Twoje zamierzenia są bardzo piękne, lecz nierealne — powiedziałem. — Wydaje mi się, że nie może istnieć dzieło sztuki oddziałujące na wszystkie istoty Wszechświata. Oddajmy człowiekowi co ludzkie, natomiast myślące ryby wymagają czegoś zupełnie innego, możliwe, iż nawet zupełnie dla nas obcego.

Nie przypominam sobie, by Andre kiedykolwiek od razu przyznał rację oponentowi. Zawsze starał się wynaleźć jakiś nieoczekiwany kruczek, improwizować zawikłane dowody wymagające dokładnej analizy i w ten sposób starał się odwlec nieuniknioną porażkę.

— Niechaj Niebianie sami rozstrzygną nasz spór! Wrócimy do tej dyskusji na Orze!

Wszyscy się zmieszali, a ja nie mogłem spojrzeć na Andre.

— Czyżbyś nie wiedział — zapytała Olga z wyrzutem w głosie — że Eli nie leci z nami na Orę?

7

Andre tak się zmartwił, że aż mi go się zrobiło żal. Patrzył na mnie tak, jakby nie mógł w to uwierzyć.

— Nic na to nie można poradzić — powiedziałem. — Wy polecicie zapoznawać się z Niebianami, ja zaś załatwię na Ziemi swoje sprawy służbowe i wrócę budować sztuczne słońca na firmamentach dalekich planet.

— Pogrzebowy ton nie pasuje do twojej ironicznej gęby, już dawno powinieneś to zrozumieć! — wykrzyknął Andre. — Czy możesz mi przystępnie wytłumaczyć, jak do tego doszło?

Odrzekłem, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. W czasie selekcji kandydatów nie mogłem wykazać się takimi zaletami, jakimi szczycili się moi przyjaciele. Bez Olgi, Allana i Leonida nie można odbywać dalekich wypraw, są wszak inżynierami i kapitanami kosmicznymi. Andre również jest niezastąpiony, bo mało kto może się z nim równać, jeżeli trzeba rozszyfrować nieznaną mowę. Lusin też jest potrzebny: zapozna się z różnymi formami życia, a niektóre z nich spróbuje sztucznie odtworzyć. Przyda się również znawca starożytności, Romero. Kto wie, czy niektóre prawa i obyczaje nowo odkrytych społeczeństw nie pokrywają się z tym, co niegdyś panowało na Ziemi? No a ja, na co się przydam?

— Nie spotkałem jeszcze większego durnia niż ty! — zdenerwował się Andre. — Pytam o coś innego: czy starałeś się o udział w wyprawie? Co w tym kierunku zrobiłeś?

Wytłumaczyłem mu cierpliwie, że już rok temu zapisałem się na kurs kwalifikacyjny. Wielki Państwowy trzy miesiące temu rozpoczął analizę danych. Było nas łącznie około sześćdziesięciu milionów osób, ale po pierwszym odsiewie według kryterium zdrowia i wieku pozostało niepełne cztery miliony.

— Przeszedłeś do drugiego etapu?

— Tak. Ale co mi z tego przyszło? Komputer stopniowo zwężał krąg wybranych. W końcu pozostało sto tysięcy osób odpowiadających wszelkim wymaganiom. Ja również byłem wśród nich. Wówczas przeprowadzono losowanie. Przegrałem.

Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. Andre marszczył czoło. Domyślałem się, że stara się wyszukać jakąś możliwość wznowienia starań o mój udział w wyprawie. Ja byłem spokojny, bo taka możliwość nie istniała.

— Zrobimy tak — powiedział Andre. — Eli pojedzie zamiast mnie. Doskonale sobie na moim miejscu poradzi.

Tylko Żanna ucieszyła się, że Andre zostaje. Pozostali zgodnie mu wymyślali. Nasze oburzenie było tym większe, że wiedzieliśmy, jak trudno tego człowieka przekonać, kiedy wbije sobie coś do głowy.

— Bez Eliego nie pojadę! — powtarzał uporczywie Andre. — Jeszcze w szkole postanowiliśmy, że pierwszą podróż do innych gwiazdozbiorów odbędziemy razem. Zrozumcie, że nie chcę się z nim rozstawać!

— Masz rację, kochany! — mówiła pospiesznie Żanna. — Ja również nie chcę się z tobą rozstawać. Nie słuchaj ich! Zostań.

Andrć i tak nas nie słuchał, my zaś krzyczeliśmy i wzajemnie sobie przerywaliśmy. Później odezwała się milcząca do tej pory Olga:

— W twoich poczynaniach brak logiki, Andre. Jeżeli Eli pojedzie zamiast ciebie, to i tak będziesz musiał się z nim rozstać.

Andre często w dyskusjach czepiał się pierwszego z brzegu argumentu, nie zważając na to, że może się on zwrócić przeciw niemu. Teraz w oszołomieniu zaczął wpatrywać się w Olgę. Skorzystał z tego Romero.

— Wpadł mi do głowy pewien projekt — oświadczył. — Poprosimy Wierę, aby pomogła Eliemu.

Nie chciałem, aby zwracał się do Wiery, ale wszyscy mnie zakrzyczeli.

— Za pięć minut lecę do Stolicy — powiedział Paweł. — Jest dziesiąta. O jedenastej dowie się pan, Eli, czy los panu sprzyja.

Zakończył tę pompatyczną przemowę równie pompatycznym gestem ręki i oddalił się. Romero to bardzo zdolny i dobry człowiek, ale mówi i zachowuje się niczym starożytny władca Rzymu.

Andre poprosił nas do swego hotelu. Lusin przypomniał sobie o smoku i martwił się, że biednemu zwierzęciu z pewnością dokuczają pegazy. Leonid i Olga spieszyli się do swej bazy galaktycznej.

— Chciałem ci nawymyślać za deszyfrator, ale będę musiał to odłożyć — powiedział z żalem Allan, który też miał jakieś pilne sprawy.

Andre wziął mnie pod rękę.

— Pospacerujemy jeszcze trochę, a później pójdziemy do mnie. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię spotkałem, Eli!

8

Lubię kairskie wieczory. Oczywiście od czasu, kiedy Zarząd Osi Ziemskiej nauczył się zmieniać orientację naszej planety w przestrzeni, różnice klimatyczne pomiędzy strefami wydatnie się zmniejszyły, ale nie znikły zupełnie. Sam jeszcze pamiętam nie kontrolowane burze, które w pewnych latach szalały na Antarktydzie. Jakieś piętnaście lat temu poważnie zastanawiano się, czy przypadkiem nie należałoby stworzyć na Ziemi trwale zrejonizowanych stref klimatycznych: wiecznego lata w tropikach i wiecznej wiosny w wyższych szerokościach. Pomysł ten jednak w końcu odrzucono, z czego bardzo się cieszę. Natura ludzka wymaga zmian i sprzeciwia się jednostajności.

Obecne, zaplanowane na poszczególne miesiące i tygodnie okresy ciepła i chłodu, deszczów i dni bezchmurnych, wiatrów i ciszy bardzo mi odpowiadają.