Выбрать главу

I teraz stałem przed wielką głową, a Ngoro uśmiechał się czarną twarzą wyglądającą tak, jakby Ngoro usnął dziś w nocy, a nie dwieście lat temu.

— Ngoro! — powiedziałem. — Dobry, jasnowidzący Ngoro! Chciałbym choć trochę być podobny do ciebie! Wtem na zewnątrz zadzwoniły dzwony, zaśpiewały trąbki.

— Chmury! Chmury! — krzyczeli ludzie na placu. Pobiegłem do wyjścia polecając Opiekunce wezwać dla mnie awionetkę.

11

Chmury wypłynęły zza horyzontu i szybko pokrywały niebo. Zacząłem pospiesznie nabierać wysokości nad wyspą Dzielnicy Muzealnej otoczonej przez trzy pierścienie wysokich domów zasłaniających widoczność. Pierwszy pierścień, wewnętrzny, jest jeszcze stosunkowo niski i nie przekracza sześćdziesięciu pięter, drygi natomiast, Centralny, wznosi się tarasowato do wysokości stu pięter, opasując całą dzielnicę gigantycznym, trzydziestokilometrowym łańcuchem górskim. Te ogromne gmachy widoczne z każdego punktu miasta stanowią największy zespół mieszkalny Stolicy.

Razem ze mną wznosiły się setki innych awionetek, a w górze nad miastem było ich już tak wiele, że żaden mózg ludzki nie potrafiłby zorientować się w tym tłoku: Wyobraziłem sobie, że Wielki Komputer Państwowy przestanie działać. Opiekunki szalejących w powietrzu mieszkańców Stolicy utracą z nimi łączność i wzdrygnąłem się mimo woli: ludzie zderzaliby się ze sobą, spadali na dachy i jezdnie zmieniając się w krwawą masę. Na szczęście na Ziemi nie zdarzają się awarie.

Chmury mknęły zwartym frontem i po minucie zakryły połowę nieboskłonu. Świat nagle rozpadł się na dwie części: jedna czarna i wzburzona wiatrem pożerała drugą, roziskrzoną i leniwie spokojną. Gwałtownie nadleciał huragan, awionetki zwróciły się dziobami w jego kierunku i zakołysały forsując silniki. Uchyliłem okno i uderzenie pędzącego powietrza na chwilę pozbawiło mnie oddechu. Nawet na tej wysokości było słychać wściekłe wycie burzy. A później gwałtownie, bez żadnego przejścia, ogarnęła nas ciemność. Nie widziałem już lecących obok i mnie już nikt nie widział. Wiedziałem, że maszyny bezpieczeństwa ochraniają nas, ale na chwilę zląkłem się i zawróciłem ku miastu. To samo pewnie odczuwali także inni, bo kiedy pierwsza błyskawica rozjaśniła przestrzeń, wszyscy dokoła pędzili w dół. Zwymyślałem się za tchórzostwo i skierowałem awionetkę prosto w splot wyładowań elektrycznych.

Może się mylę, ale zdaje mi się, iż w tym letnim święcie najpiękniejsza jest nie sama burza, lecz jej zbliżanie się: wściekły lot chmur i starcie błyskawic. Rozbłyski światła i łoskot grzmotów wprowadzają mnie w stan podniecenia. Pędzę w malutkiej awionetce i wrzeszczę, sam podobny do kulistego pioruna. W głębi duszy każdego z nas kryją się dzicy przodkowie, czciciele grzmotu i błyskawicy. Różnimy się jedynie tym, że oni bałwochwalczo padali na kolana przed niebieskim żywiołem, a ja chciałbym się zmierzyć z siłami przyrody. Zgodnie z planem wyładowania świetlne miały trwać zaledwie dwadzieścia minut, popędziłem więc w kierunku zarodka błyskawicy, gdzie gromadzą się wysokie napięcia. Fala powietrzna ma tam prędkość eksplozji, a rozbłysk elektrycznego ognia oślepia nawet przez ciemne szkła okularów ochronnych. Uważam to za sport odważnych, chociaż inni nazywają takie zmagania z burzą zabawą szaleńców.

W pobliżu błyskawica zapłonęła dziesiątkami załamań i rozgałęzień przypominając ogromny korzeń. Równolegle do niej trysnęła druga, a z góry uderzyła trzecia. Wszystko zlało się w jeden kłąb ognia. Wydało mi się, że dostałem się w środek pochodni i zostałem spopielony. Oślepiony i ogłuszony, na sekundę straciłem przytomność: awionetka runęła w dół i zatrzymała się dopiero tuż nad dachem domu. W jednym z lądujących aparatów dojrzałem wczorajszą nieuprzejmą dziewczynę o długiej szyi. Pomachałem do niej ręką i wpadłem w nowy zgęstek potencjałów. Tym razem nie udało mi się dotrzeć do centrum wyładowań i awionetka poszła równoległym kursem. Zrozumiałem, że interweniowała Opiekunka.

— O co chodzi? — krzyknąłem, chociaż Opiekunkę wystarczy wywołać w myśli.

W mózgu odezwała się jej milcząca odpowiedź: „Niebezpiecznie”.

Krzyknąłem z jeszcze większą złością:

— Przeliczcie na nową granicę dopuszczalnych działań! Macie tam przecież trzykrotne zapasy bezpieczeństwa!

Tym razem beznamiętna maszyna raczyła odpowiedzieć głosem. Wytłumaczyła mi dokładnie, że burza w tym roku jest wyjątkowo silna, ma taki wysoki poziom energetyczny, iż niemal sama wyłamuje się spod kontroli. Urządzenia Zarządu Osi Ziemskiej pracują pełną mocą, aby utrzymać burzę na przewidzianej trasie i nie dopuścić do przekroczenia zaplanowanego natężenia. Każde miejscowe zakłócenie systemu wyładowań może doprowadzić do rozpadu kontrolowanej masy burzowej.

Nie ma sensu dyskutować z Opiekunką. Wyłączenie jej jest na wszystkich planetach uważane za poważne przestępstwo, a już na Ziemi, z jej surowymi przepisami, jest po prostu niemożliwe. Miotałem się więc pod chmurami od błyskawicy do błyskawicy nie zdążając na moment wyładowania, ale i tak rozkoszowałem się strumieniami światła i rykiem powietrza. Ze dwa razy dobrze mną potrząsnęło, raz odrzuciło w bok i w sumie miałem nie najgorszą zabawę.

Kiedy minęło dwadzieścia minut przeznaczonych na wyładowania elektryczne, lunął deszcz i pospieszyłem do miasta, bo deszcze trzeba obserwować z ziemi, wyczuwać ciałem nie osłoniętym skorupą awionetki. Wylądowałem na placu i wyskoczyłem pod ulewę. Awionetka natychmiast odleciała na postój, a ja pobiegłem ku stojącemu naprzeciwko domowi. Przez drogę solidnie przemokłem. Pod daszkiem stało około dwudziestu osób. Mój widok wywołał śmiech i zdziwienie: byłem ubrany nieodpowiednio na tę pogodę. Wśród obecnych znalazła się również moja gniewna dziewczyna. Najwyraźniej od pierwszego wejrzenia nabrała do mnie antypatii, bo i tym razem jako jedyna ze wszystkich patrzyła na mnie z wrogością.

Tak mnie zdziwiła jej milcząca niechęć, że odezwałem się uprzejmie:

— Przepraszam, czy to nie panią spotkałem niedawno tuż pod chmurami?

— Znacznie niżej, niemal nad samą ziemią też powiedziała chłodno. — Pan zdaje się przekoziołkował od uderzenia pioruna?

— Straciłem panowanie nad sterami, ale później wróciłem w rejon wyładowań.

— To również widziałam, nieznośnie pan tam pajacował.

Najwyraźniej chciała mnie obrazić. Była niewysoka, bardzo szczupła i zwinna. Brwi rzeczywiście miała ciężkie w stosunku do wydłużonej, nerwowej twarzy. Takie brwi byłyby odpowiedniejsze dla mnie niż dla tej dziewczyny. Nie dbała o swój wygląd. Oczywiście trudno jest zmienić kształt głowy, ale łatwo jest dobrać brwi do twarzy, inne kobiety z pewnością by to zrobiły.