Przez pierwsze parę minut zebrani czytali w milczeniu tekst południowego komunikatu kapitana Larsena.
– Myślę, panowie – otworzył naradę Sir Julian – że powinniśmy zacząć od skonstatowania elementarnych faktów. Najpierw sam statek, ta… aha, “Freya”… co właściwie o niej wiemy?
Wszystkie spojrzenia skierowały się na eksperta od budownictwa okrętowego, przysłanego tu z Ministerstwa Handlu i Przemysłu.
– Byłem dziś u Lloyda – oświadczył bez żadnych wstępów – i dostałem plan “Freyi”. Mam go ze sobą. To bardzo dokładny plan, jest na nim każdy nit i każda śruba.
Rozłożywszy plan na stole, objaśniał go przez jakieś dziesięć minut: mówił o rozmiarach, pojemności i rozmieszczeniu ładunku “Freyi”, o jej konstrukcji – prostym, zrozumiałym dla laików językiem. Kiedy skończył, poproszono o zabranie głosu eksperta z Ministerstwa Energii. Jego asystent postawił na stole pięciostopowy model supertankowca.
– Wypożyczyłem to – powiedział ekspert – z British Petroleum. Jest to model brytyjskiego supertankowca “Princess”, o pojemności ćwierć miliona ton. Różnice konstrukcji nie są duże, natomiast “Freya” jest po prostu większa.
Posługując się modelem próbował opisać przypuszczalny rozkład pomieszczeń w nadbudówce, pokazał też, jak mogą być rozlokowane zbiorniki balastowe, dodając jednak, że na ścisłe informacje trzeba zaczekać, aż dotrze do Londynu szczegółowy raport z Nordia Linę. Zebrani przyglądali się tej demonstracji z uwagą. Nikt jednak nie śledził słów eksperta pilniej niż pułkownik Holmes; to jego formacja, komandosi “marines”, będzie zapewne musiała zaatakować statek i unieszkodliwić porywaczy. A Holmes wiedział, że jego ludzie, zanim wejdą na pokład, zechcą znać na pamięć każdy kąt “Freyi”.
– Jeszcze jedna ważna informacja – zakończył ekspert z Ministerstwa Energii. – Cały ładunek statku stanowi mubarak.
– O Boże! – westchnął któryś z siedzących przy stole. Sir Julian spojrzał na niego z zaciekawieniem.
– Tak, doktorze Henderson?…
Henderson był naukowcem z laboratorium Warren Springs; tutaj towarzyszył przedstawicielowi Ministerstwa Rolnictwa i Rybołówstwa.
– Chodzi o to – zaczął doktor swoim niepoprawnym szkockim akcentem – że mubarak, to znaczy gatunek ropy wydobywany w Abu Dhabi, ma pewne właściwości oleju napędowego… W chwili wydostania się na powierzchnię morza – wyjaśniał dalej – ropa zawiera zarówno frakcje lekkie, które szybko się ulatniają, jak i frakcje ciężkie. To właśnie te ciężkie pozostałości można później oglądać na plażach w postaci gęstej, czarnej mazi. Rzecz w tym – kończył – że z ropy tego gatunku frakcje lekkie ulatniają się wolniej. Przy tych rozmiarach wycieku ropa, zanim zgęstnieje, zdąży rozlać się na całej powierzchni Morza Północnego, całkowicie i na wiele tygodni odcinając dopływ tlenu, niezbędnego dla podwodnych form życia.
– Rozumiem – powiedział z powagą Sir Julian – dziękuję panu, doktorze.
Kolejno zabierali głos dalsi eksperci. Spec od materiałów wybuchowych z Królewskich Wojsk Inżynieryjnych wyjaśnił, że nawet słaby dynamit przemysłowy, jeśli tylko rozmieszczony w odpowiednich miejscach, może zniszczyć statek tych rozmiarów.
– To jest również kwestia własnych napięć dynamicznych kadłuba pod ciężarem ładunku… a pamiętajmy, że to milion ton. Jeśli tylko umiejętnie podziurawi się kadłub, ta nie zrównoważona masa połamie statek na kawałki. I druga sprawa. W komunikacie kapitana Larsena znalazło się sformułowanie “przez naciśnięcie jednego guzika”. Powtórzył to nawet dwa razy. Jak się zdaje, ładunków musi być około dwunastu. A zatem możliwość ich odpalenia “jednym guzikiem” sugerowałaby, że porywacze posłużą się w tym celu impulsem radiowym.
– Czy to jest technicznie możliwe? – spytał Sir Julian.
– Jak najbardziej – stwierdził saper i krótko wyjaśnił, jak działa oscylator.
– Ale mogli chyba użyć przewodów, doprowadzonych do jednego, wspólnego wyłącznika.
– To znowu jest kwestia ciężaru. Przewody musiałyby być wodood- i porne, a więc izolowane plastikiem. A ciężar tej ilości przewodów… bo| musiałoby tego być kilka mil… wystarczyłby do zatopienia kutra, którym| przypłynęli.
Posypały się dalsze informacje: o możliwych fatalnych następstwach skażenia naftowego, o nikłych szansach uratowania uwięzionej załogi. Przedstawiciele SIS przyznali, że nie mają dotychczas dostatecznych danych, by stwierdzić, do jakiego ugrupowania należą terroryści ani jakiej są narodowości. Wtedy odezwał się człowiek z MIS – zastępca kierownika sekcji C-4, zajmującej się wyłącznie tymi ugrupowaniami, które zagrażały Wielkiej Brytanii. Zwrócił uwagę na dziwny charakter przedstawionych w południe żądań.
– Tamci dwaj, Łazariew i Miszkin, są Żydami. Porywaczami samolotu, którzy uciekli z ZSRR, zastrzelili przy tym dowódcę. Musimy przyjąć, że ci, którzy chcą ich uwolnić, to ich wspólnicy lub co najmniej sympatycy. To wskazywałoby na ludzi tej samej narodowości, a więc na Żydów. Ż organizacji, które można by podejrzewać o tę akcję, w grę wchodzi jedynie JDL… Liga Obrony Żydów. Ale oni, jak dotąd, ograniczali się do manifestacji i rzucania ulotek. Od czasów Irgunu i bandy Sterna w naszych kartotekach nie ma żadnych organizacji żydowskich, posługujących się bombami dla uwolnienia swych przyjaciół.
– Nie daj Boże, żeby znowu zaczęli – mruknął Sir Julian, który pamiętał te czasy, i zapytał: – Jeśli nie oni, to kto?
Człowiek z C-4 wzruszył ramionami.
– Nie wiem tego – przyznał. – Z tych, których mamy w kartotekach, nikt ostatnio nie zniknął. Także to, co kapitan Larsen powiedział przez radio, nie daje żadnych wskazówek. Rano sądziłem, że to mogą być Arabowie albo Irlandczycy. Ale żadna z tych nacji nie nadstawiałaby karku za dwóch uwięzionych Żydów. To na razie kompletnie biała plama.
Uczestnikom zebrania pokazano jeszcze fotografie, zrobione godzinę wcześniej przez załogę Nimroda, na niektórych widać było zamaskowanych wartowników.
– MAT 49 – stwierdził natychmiast pułkownik Holmes, gdy dotarło doń zdjęcie człowieka na kominie, ściskającego w dłoniach automat. – To broń produkcji francuskiej.
– A więc jednak coś wiemy – ucieszył się Sir Julian. – Czyżby to byli Francuzi?
– Niekoniecznie – odparł Holmes. -=- Można to kupić wszędzie na czarnym rynku. A czarny rynek w Paryżu słynie z dużego wyboru karabinów maszynowych.
O trzeciej trzydzieści Sir Julian Flannery zawiesił obrady. Uzgodniono, że Nimrod będzie krążył nad “Freyą” aż do odwołania. Wiceadmirał, zastępca szefa sztabu, skieruje do współpracy z samolotem zwiadowczym jeden okręt wojenny. Zajmie on pozycję pięć mil na zachód od “Freyi”. W ten sposób będzie mógł się przydać również w przypadku, gdyby terroryści chcieli umknąć pod osłoną ciemności. Nimrod spostrzeże to oczywiście i przekaże wiadomość na okręt; ten łatwo dogoni uciekający kuter. Na razie jednak kuter stał spokojnie, przycumowany u boku “Freyi”.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych będzie natychmiast informować Jednorożca o postanowieniach RFN i Izraela.
– Jak się zdaje, panowie – podsumował dyskusję Sir Julian – rząd Jej Królewskiej Mości nie może w tej sprawie wiele zdziałać. Decyzję podejmą premier Izraela i kanclerz Niemiec Zachodnich. Osobiście nie sądzę, by była inna niż zgoda na odlot tych dwu łotrów do Izraela. Trzeba po prostu poddać się temu szantażowi – jakkolwiek obrzydliwa wydaje nam się sama idea szantażu.