Выбрать главу

– Pierwszy z nas – mówił Fallon – wejdzie na górę z pomocą specjalnych klamer, ciągnąc za sobą linę. Jeśli na pokładzie rufowym będzie spokój, przywiąże linę i następni będą mogli wejść na pokład w ciągu dziesięciu sekund. Wejdziemy w miejscu, do którego nie dociera światło lampy znad drzwi nadbudówki, bo zasłaniają skrzynia generatora u podstawy komina. W czarnych kombinezonach będziemy niewidoczni w cieniu tej skrzyni. Tu jednak zaczyna się pierwszy ryzykowny odcinek drogi: po oświetlonym pokładzie aż do nadbudówki.

– Czy macie zamiar iść prosto do tych oświetlonych drzwi? – spytał wiceadmirał, najwyraźniej zafascynowany tym nagłym przejściem od spraw technicznych do romantycznej brawury z czasów Nelsona.

– Nie, proszę pana. Pójdziemy burtą przeciwległą do “Argylla”. Miejmy nadzieję, że wartownik, zajęty tym, co dzieje się na krążowniku, nie zauważy nas, zanim nie schowamy się za narożnikiem nadbudówki. Tutaj jest okno magazynu brudnej bielizny. Okno jest z pleksiglasu, wytniemy je miniaturowym palnikiem gazowym. Z drzwiami tego magazynu prawdopodobnie nie będzie już kłopotów. Nikt nie kradnie brudnej bielizny, więc też nikt jej nie zamyka na klucz. W ten sposób znajdziemy się w środku nadbudówki, parę jardów od głównej klatki schodowej prowadzącej na poziomy “B”, “C”, “D” i na mostek.

– Gdzie spodziewa się pan znaleźć dowódcę terrorystów, tego z nadajnikiem spustowym? – spytał Sir Julian Flannery.

– Po drodze na górę będziemy osłuchiwać wszystkie drzwi. Jeśli gdzieś usłyszymy głos ludzki, otwieramy drzwi i likwidujemy wszystkich w pomieszczeniu, strzelając z automatów z tłumikami. Robią to dwaj ludzie, dwaj zostaną na straży. I tak przejdziemy całą nadbudówkę. Zlikwidujemy też każdego, kogo spotkamy na schodach. W ten sposób dojdziemy niezauważeni do pokładu “D”. Tu musimy się zdać na domysły. Najprawdopodobniejsze są dwa miejsca: kajuta kapitana i kajuta głównego mechanika. Wyślemy tam po jednym człowieku. Każdy otwiera swoje drzwi, robi jeden krok do środka i strzela bez ostrzeżenia.

Jednocześnie dwaj pozostali wchodzą na mostek: jeden z petardami, drugi z Ingramami. Mostek to za duże pomieszczenie, żeby wybierać sobie cele. Dlatego po wybuchu petard oszałamiających musimy prać seriami z Ingramów po wszystkich obecnych.

– Jeśli będzie wśród nich kapitan Larsen? Fallon wbił wzrok w stół.

– Przykro mi, ale nie ma możliwości ani czasu na identyfikację celów.

– Ale może się przecież zdarzyć, że nie znajdziecie dowódcy terrorystów ani w tych dwu kabinach, ani na mostku – naciskał któryś z urzędników. – Może ten facet z nadajnikiem wyjdzie właśnie pospacerować po pokładzie? Albo do ubikacji? Albo będzie spał w jakiejś innej kabinie? Co wtedy?

Major Fallon wzruszył tylko ramionami.

– Bum – odpowiedział – wielkie bum!

– Tam na dole zamkniętych jest dwudziestu ośmiu członków załogi! – zaprotestował któryś z naukowców. – Czy nie możecie najpierw ich uwolnić? Dać im przynajmniej szansę wyjścia na pokład, żeby uciekali wpław?

– Niestety nie. Rozważałem wszystkie sposoby dotarcia do magazynu farb… jeśli dobrze odgadłem, to tam właśnie są zamknięci. Próba dojścia do nich normalną drogą, przez budkę na rufie, demaskuje nas od razu. Nawet jeśli śruby i zawiasy nie będą skrzypieć, to światło z otwartej budki zaalarmuje wartownika. Można próbować dostać się tam z wnętrza nadbudówki przez maszynownię, ale to rozproszy moje siry w decydującym momencie. Poza tym maszynownia jest ogromna: ma trzy piętra i rozmiary sporego kościoła. Wystarczy, że jest tam jeden terrorysta, który, zanim go uciszymy, zdąży zawiadomić szefa, i wszystko diabli wezmą. Dlatego uważam, że trzeba zacząć od człowieka z nadajnikiem.

– Ale pan i pańscy ludzie, nawet w razie wybuchu, macie jeszcze szansę skoczyć do wody i popłynąć w stronę “Argylla”? – spytał z głupia frant inny urzędnik.

Na opalonej twarzy Fallona pojawił się grymas wściekłości.

– Drogi panie, jeśli te ładunki wybuchną, każdy pływak w promieniu dwustu jardów zostanie wessany wraz z wodą przez dziury w kadłubie.

– Niech się pan nie gniewa, majorze Fallon – pospieszył z interwencją sekretarz Gabinetu. – Jestem pewien, że mój kolega pytał o to jedynie w trosce o wasze bezpieczeństwo. Powstaje jednak inny problem. Prawdopodobieństwo, że w porę unieszkodliwicie człowieka z nadajnikiem, jest, jak widzę, dalekie od pewności. A jeśli on zdąży nacisnąć guzik, spowodujecie katastrofę, której właśnie chcemy uniknąć…

– Pan wybaczy, Sir Julianie – przerwał mu pułkownik Holmes – ale jeśli terroryści wyznaczą na następną noc nieodwołalny termin spełnienia ich żądań, a kanclerz Busch będzie nadal zwlekał z uwolnieniem Miszkina i Łazariewa, po prostu musimy spróbować metody majora Fallona. Nie będziemy już mieli nic do stracenia i nie będzie żadnej alternatywy.

Szmer na sali jednoznacznie wyrażał aprobatę. Sir Julian musiał ustąpić.

– Więc dobrze. Ministerstwo Obrony zechce przekazać “Argyllowi” następującą instrukcję: ustawić się bokiem do “Freył”, by zapewnić osłonę wzrokową dla łodzi patrolowych majora Fallona. Ministerstwo Środowiska poinstruuje kontrolerów ruchu lotniczego, by nie dopuszczali w sąsiedztwo “Argylla” żadnych samolotów. Należy też powiadomić statki pożarnicze i inne jednostki w pobliżu “Argylla”, by nie wypuszczały żadnych informacji o działaniach grupy SBS. A propos, jak pan się tam dostanie, majorze Fallon?

Dowódca komandosów spojrzał na zegarek. Była piąta piętnaście.

– Marynarka podrzuci mnie śmigłowcem z heliportu Battersea prosto na pokład “Argylla”. Jeśli wyruszę natychmiast, dotrę tam równocześnie z moimi ludźmi…

– Niech pan więc rusza… i życzę powodzenia, młodzieńcze. Nieco zażenowany tym ostatnim określeniem major zabrał model statku, plany i fotografie i wraz z pułkownikiem Holmesem odjechał na lotnisko helikopterów po drugiej stronie Tamizy. Uczestnicy zebrania, wstali, prostując kości. Sir Julian opuścił zadymiony pokój i przez chłodną świeżość przedświtu powędrował z kolejnym raportem do premiera.

O szóstej rano wydano w Bonn krótkie oświadczenie: po rozważeniu wszystkich okoliczności sprawy rząd Republiki Federalnej uznał za rzecz niewłaściwą bezwarunkową kapitulację wobec szantażu, w związku z czym zamierza zrewidować swoją uprzednią decyzję. Miszkin i Łazariew nie zostaną zwolnieni o godzinie ósmej rano w sobotę. Jednocześnie -stwierdzano dalej – rząd niemiecki użyje wszelkich środków, by przez negocjacje z porywaczami doprowadzić do uwolnienia załogi statku na innych warunkach.

Europejscy sojusznicy RFN zostali o tym oświadczeniu poinformowani godzinę wcześniej. Wszyscy zawiadomieni premierzy zadawali sobie dokładnie to samo pytanie: “Co ci Niemcy tam knują?” Wyjątkiem był premier brytyjski, który znał całą sprawę od podszewki. Ale i przed innymi rządami uchylono natychmiast – choć nieoficjalnie – rąbka tajemnicy. Zmiana stanowiska nastąpiła pod silną presją Ameryki; nadto Rząd Federalny nie zrezygnował z zamiaru uwolnienia więźniów, chce je tylko opóźnić w oczekiwaniu na pomyślniejszy (mamy nadzieję!) rozwój wydarzeń.

Tegoż ranka rzecznik prasowy rządu bońskiego zjadł aż dwa prawda, że bardzo pospiesznie – “robocze śniadania”, z dwoma wpływowymi dziennikarzami niemieckimi, dając każdemu z nich niejasno do zrozumienia, że zmiana polityki rządu wynika wyłącznie z brutalnego nacisku Waszyngtonu.

Pierwsza radiowa emisja najnowszego oświadczenia Bonn dotarła do słuchaczy równocześnie z porannymi gazetami, które niezłomnie zapewniały, że w porze śniadania obaj berlińscy więźniowie będą już wolni. Wydawcy gazet nie byli tym bynajmniej zachwyceni i bombardowali urząd prasowy rządu telefonami, domagając się wyjaśnień. Nikt jednak nie dostał zadowalającej odpowiedzi. W drukarniach zdjęto więc z maszyn przygotowaną już ilustrowaną edycję niedzielną i przystąpiono do druku nadzwyczajnego wydania sobotniego.

Oświadczenie Bonn dotarło na “Freyę” o wpół do siódmej, na fali BBC w serwisie światowym, na którą Drake nastawił swój tranzystor. Wysłuchał go w milczeniu, a potem jak wielu innych obserwatorów w Europie wybuchnął:

– Co oni tam, do cholery, knują?

– Coś nie wyszło – skomentował zimno Larsen. – Widać zmienili zdanie. Mówiłem, że to się nie uda.

W odpowiedzi Drake przechylił się przez stół i wymierzył rewolwer prosto w twarz Norwega.