– Wygląda mi na to, że zrujnowałeś pan imię mojej siostry.
Damien uśmiechnął się kącikiem ust, sprawiając wrażenie brutalnego, bezlitosnego drania. Ale przecież właśnie taki był.
– Chyba tak.
Rayne wymierzył cios, po którym każdy inny mężczyzna padłby na kolana. Falon cofnął się, lecz i tak odczuł potężną moc uderzenia. Gęste czarne włosy opadły mu na oczy, gdy wyprostował się, by stawić czoło napastnikowi. W k.ąciku ust pojawiła się strużka krwi.
– Zabiję cię – powjedział Rayne. – Zrobię to go¬łymi rękami i będę delektował się każdą chwilą.
– Nie! – Aleksa wpadła pomiędzy nich. Była roz¬trzęsiona, zesztywniała na całym ciele. Boże, czy ten koszmar nigdy się nie skończy? – Rayne, nie możesz tego zrobić!
Rayne oderwał wzrok od hrabiego.
– Tym razem wyjątkowo masz rację, siostrzycz¬ko. Młoda dama nie powinna patrzyć na takie rze¬czy. – Odwrócił się do Falona, który ocierał właśnie usta z krwi chusteczką, po czym schował ją do kie¬szeni fraka. – Oczekuję pana wraz z sekundantem jutro o świcie. Greek Park będzie odpowiednim miejscem. Wybór broni należy oozywiście do pana.
– Dobry Boże! – jęknęła słabym głosem Aleksa.
– Jak pan sobie życzy – odparł hrabia. – A więc pistolety. Może pan liczyć na 'moje punktualne przybycie.
– Czyście obaj poszaleli? – Aleksa spojrzała w górę na swojego wysokiego, zdeterminowane¬go brata. – Rayne, nie możesz tego zrobić. Lord Falon zastrzelił juz trzy osoby i mo'że zabić cie¬bie!
– Dziękuję, kochana siostro, za wotum zaufania. Zignorowała jego słowa. Ze ściśniętym mocno żołądkiem zwróciła się do hrabiego.
– Lordzie Falon, mój brat służył w wojsku. Świet¬nie strzela. Z pewnością ma pan przynajmniej odrobinę instynktu samozachowawczego. Przecież jeśli pojedynek dojdzie do skutku, może pan stracić życie!
Damien zrozumiał wszystko w lot. Znał reputa¬cję Rayne'a Stoneleigh i nie uważał, by była w naj¬mniejszym stopniu przesadzona. Znał również własne możliwości. Nie ulega wątpliwości, że nazajutrz ra¬no jeden z nich dwóch zostanie zastrzelony!
Zerknął na dziewczynę. Kaptur opadł jej na ple¬cy, gęste kasztanowe włosy lśniły w świetle księży¬ca jak ciemna miedź. Nawet z załzawionymi po¬liczkami wyglądała cudownie. Oczami duszy ujrzał ją nagą, poczuł falę gorąca w lędźwiach jak wtedy, gdy przyciskał ją do siebie.
– Rayne, proszę cię, błagam – wyszeptała. – Ko¬cham cię. Straciłam już tatę i Christophera. Nie chcę stracić także ciebie.
– To Falona spotka śmierć. Możesz być tego pewna. Nikt inny bardziej na nią nie zasługuje.
Odwróciła się w kierunku Damiena.
– Nie chcę, żeby zginął którykolwiek z was – po¬wiedziała cicho, ponownie go zaskakując, jak już uczyniła to tej nocy z tuzin razy.
Wciąż czuł smak jej pocałunków, perfumy o aro¬macie bzu… pamiętał, jak na niego patrzyła po¬nad małym, oświetlonym świecą stolikiem. Pomy¬ślał o słowach, które wypowiedziała, patrząc na niego dumnie, słowach, które dotknęły go do żywego.
Teraz wbił wzrok w jej brata.
– Wiem, jak bardzo czeka pan na mój upadek – odezwał się – ale istnieje inny sposób na załatwienie tej sprawy.
– Czyżby? – zdziwił się wicehrabia. – Jakiż to ni¬by sposób?
– Może mi pan pozwolić zachować się honorowo i zgodzić się oddać mi rękę swojej siostry.
– Co takiego!? – wykrzyknęła Aleksa.
– Pan oszalał – odparł Stoneleigh.
Damien pomyślał, że to wcale nie jest takie sza¬lone. Ona wylądowałaby w końcu w jego łożu, a on, w najlepszym wypadku, miałby kontrolę nad jej majątkiem. Zamczysko znajdowało się w rozpaczliwym stanie, a chociaż on sam wcale do biednych się nie zaliczał, nie jest w stanie odbu¬dować go do należytego stanu. Któż byłby bardziej odpowiedni, by sfinansować tę inwestycję, niż Aleksa Garrick, kobieta, która doprowadziła do śmierci jego brata? Dodając do tego przyjem¬ności, jakie czerpałby z jej ponętnego ciała, czyż mógłby sobie wymarzyć słodszą zemstę?
– To bardzo racjonalne rozwiązanie. Być może nie jestem najlepszą partią w Anglii, ale mam hra¬biowski tytuł. Małżeństwo ze mną zamknie usta plotkarzom i ocali reputację Aleksy. Poza tym pańska siostra nie byłaby tutaj, gdyby czegoś do mnie nie czuła. Czyż nie/moja kochana?
Popatrzyła na niego z wściekłością, lecz uciszył ją twardym, ostrzegawczym,spojrzeniem.
– Wiem, że jesteś wzburzona, Alekso. Proszę tyl¬ko, abyś mnie wysłuchała. – Lord Falon odwrócił się do jej brata. – Chciałbym porozmawiać z pań¬ską siostrą na osobności.
– Nic z tego.
– Tylko pięć minut. – Damien wykrzywił usta w uśmiechu. – Jeśli jutro ma być ostatni dzień mo¬jego życia, to chyba nie proszę o zbyt wiele.
Stoneleigh wciąż nie mógł się zdecydować.
– Nie martw się, Rayne. Lord Falon nic mi nie zrobi.
Wicehrabia w końcu wyraził swoją zgodę ruchem głowy, po czym Damien odprowadził Aleksę kilka kroków na bok. Popatrzyła na niego nieufnie.
– W co grasz tym razem?
– To gra na śmierć i życie. – Zaczekał chwilę, aby treść jego słów do niej dotarła. – Jestem bar¬dzo dobrym strzelcem, Alekso. Jeśli pojedynek się odbędzie, twój brat może zginąć.
Potrząsnęła swoją kształtną główką w odruchu sprzeciwu, który Damien mógł jedynie podziwiać, wiedząc, co dziś przeżyła.
– A może się boisz? Może to ty zginiesz?
– Może… Ale chodzi o to, czy jesteś gotowa podjąć takie ryzyko. – Spoglądał z góry na jej zło¬ciste satynowe pantofelki. Były mokre, zaniepoko¬ił się, że zapewne jest jej zimno w stopy.
– Rayne ma piękną żonę i cudowne dziecko. Nie chcę, żeby coś mu się stało. Nie chcę, żeby coś złe¬go stało się komukolwiek z nich.
– Więc wyjdź za mnie. To jedyne wyjście.
Dolna warga Aleksy drżała, wzrokiem szukała czegoś w jego twarzy. Już wyciągał do niej rękę, jednak opanował się i spojrzał gdzieś w bok.
– Poślubienie ciebie nie jest dla mnie żadnym wyjściem – odrzekła w końcu. – Jesteś najgorszego typu rozpustnikiem. Jesteś kłamcą, a zapewne tak¬że oszustem. Jakie czeka mnie życie, jeśli zostanę twoją żoną?
– Nie jestem mężczyzną, który składa puste obietnice. Mogę ci jedynie zagwarantować, że two¬ja reputacja zostanie ocalona i że zostaniesz hrabi¬ną. I że, jako moją żonę, będę cię bronił ze wszyst¬kich sił i nigdy nie będę cię źle traktował. I mogę jeszcze ci przypomnieć, że jeśli mnie nie poślubisz, jutro rano twój brat może być trupem.
– Chodzi ci o moje pieniądze, prawda? Od sa¬mego początku na to właśnie polujesz.
– Nie zaprzeczę, że małżeństwo z dziedziczką jest niezwykle atrakcyjne, ale prosta prawda jest taka, że nie mam ochoty ani'ilmierać, ani też zabić kolejnego człowieka. A ponad wszystko poślubie¬nie ciebie jest moją powinnością. W końcu to ja je¬stem tym dżentelmenem, który zrujnował twoją reputację
– Dżentelmenem?! Jesteś diabłem w stroju dżentelmena! – Zmierzyła go wzrokiem, przygry¬zając wydatną dolną wargę. W końcu westchnęła. – Dobrze. Jeśli Rayne rzeczywiście chce tego poje¬dynku, poślubię cię, ale to będzie małżeństwo pa¬pIerowe.
– Nic z tego. Będziesz moją żoną w każdy moż¬liwy sposób, a jeśli nie, to przyjmę wyzwanie, jakie rzucił mi twój brat. – Wykonał nonszalancki gest. – Kto wie, może dopisze wam szczęście i to ja zgi¬nę… Jednak z drugiej strony…
– Jest pewien problem, którego nie wziąłeś pod uwagę.
– To znaczy?
– Nawet jeśli powiem "tak", mój brat nie zgodzi się na to małżeństwo.
Uśmiechnął się.
– Zgodzi się, jeśli go przekonasz, że się kocha¬my.
– Co takiego?
Wszyscy wiedzą, jaki jest zadurzony w swojej własnej żonie. Zgodzi się, jeśli mu powiesz, że mnie kochasz.
– Nie jestem aż tak dobrą aktorką
– Pomyśl o życiu, które w ten sposób ocalisz.
– Tylko że to się stanie za cenę mojego własnego życia.
Damien cicho syknął. To prawda. Jako jego żona będzie bardzo nieszczęśliwa. Będzie ją zacią¬gał do łóżka i ignorował. Nic do niej nie czuł. Pra¬gnął tylko jej pieniędzy oraz, oczywiście, jej słod¬kiego ciała. Odczucia, jakie' wzbudzała, krótko¬trwałe wyrzuty sumienia, o którego istnieniu daw¬no.zapomniał, nic dla niego nie znaczyły. Nie ob¬chodziła go, nie mógł sobie na to pozwolić.
– Aleks! – na podwórku rozległ się kategoryczny okrzyk wicehrabiego.
Podeszła do niego niczym dumna młoda arystokratka w drodze na gilotynę
– Czy naprawdę chcesz tego pojedynku? – spytała.
Oczywiście. Ten człowiek cię skompromito¬wał. Co według ciebie mogę zrobić?
Według mnie powinieneś pomyśleć o Jocelyn i małym Andrew.
– Myślę o nich. Broniłbym ich honoru tak samo, jak bronię twojego.