Выбрать главу

Ach, ci mężczyźni! Nie sposób ich zrozumieć. Aleksa westchnęła głęboko, kładąc dłoń na jego ramiemu.

Oboje wiemy, że jest inny sposób, aby to załatwić. Lord Falon chce mnie poślubić. Twierdzi, że mnie kocha, a ja… no cóż… ja jego też kocham.

Aleks, na litość boską. Falon to kanalia, czło¬wiek bez żadnych zasad, nie mówiąc o tym, że uwiódł połowę kobiet w Londynie. Był oskarżony o przemyt, a słyszałem nawet, że to szpieg.

– Lady Jane mówi, że wcale nie jest taki biedny, a ja słyszałam niemal równie złe rzeczy na twój te¬mat. – Rayne otworzył usta, żeby zaprotestować, ale mu nie pozwoliła. – W każdym razie to wszyst¬ko nie ma znaczenia. Najważniejsze, że lord Falon mnie kocha, a ja jego. Poza tym… możliwe, że no¬szę jego dziedzica.

Rayne zaklął ciężko.

– Miałem nadzieję… myślałem, że być może… Policzki Aleksy spłonęły czerwienią. Widząc to, po raz drugi od bardzo dawna Damien poczuł wy¬rzuty sumienia.

– Dobrze, Aleks. Wyjdź za niego, jeśli naprawdę tego pragniesz. Ja chcę tylko, zawsze chciałem, wi¬dzieć cię szczęśliwą i ustabilizowaną życiowo. – Skierował wzrok na Damiena i utkwił w nim zim¬ne spojrzenie. – Co do pana, może być pan pewny, że będę sprawdzał, jak się miewa moja siostra. Je¬śli zostanie skrzywdzona w jakikolwiek sposób, od¬powie mi pan za to.

Damien kiwnął głową.

– Nigdy w to nie wątpiłem. Co do małżeństwa… trzy dni powinny wystarczyć, żeby wszystko zorganizować.

Wicehrabia popatrzył na siostrę, która bardzo pobladła.

– A więc kościół parafialny w Hampstead w naj¬bliższą sobotę – rzekł Stoneleigh. – Wikariusz jest starym przyjacielem rodziny. Dopilnuje, by cere¬monia przebiegła szybko i sprawnie.

Damien podszedł do Aleksy i ujął jej dłoń. Była zimna i szorstka: jak zimowy liść. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę ze znaczenia kroku, na który się zdecydował, zrozumiał, co jej odbiera.

– Nie martw się, Alekso – powiedział cicho. – Wszystko będzie dobrze. – Musnął jej drżącą rękę ustami. Najważniejszy był Peter i osiągnięcie wyznaczonego sobie celu. Ponownie pojawiła się szansa naprawienia wyrządzonego zła, i tym razem Damien nie da się już odwieść z raz obranej drogi.

Zmusił się, by nie myśleć o przerażonym wzroku Aleksy ani o jej drżących dłoniach.

Rozdział 5

Dzień ślubu był szary i smutny, pasujący do po¬nurego nastroju Aleksy. 'Panna młoda była posęp¬na i zamknięta w sobie w drodze do kościoła. W eleganckiej karecie brata, której drzwi zdobił rodowy herb Stoneleigh z niedźwiedziem i wężem, Aleksa w jasnobłękitnej, podniesionej w talii je¬dwabnej sukni siedziała sztywno na aksamitnej ka¬napie obok Jo, która co chwila ściskała ją za rękę.

– Jeśli go kochasz, wszystko będzie dobrze

– chyba po raz setny powiedziała Jocelyn. Jej ogromna wiara wynikała z tego, że ona i Rayne wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu pokonali piętrzące się trudności na drodze do szczęścia. Po kilku latach, które minęły od d~ia ich ślubu, ciągle byli w sobie zakochani na zabój, zostali po¬błogosławieni ślicznym chłopcem i mieli nadzieję na dalsze powiększenie rodziny. Tak więc J o wie¬rzyła, że skoro jej i Rayne'owi się udało, to rów¬nież Aleksandra odnajdzie miłość z hrabią.

Oczywiście Jocelyn nie znała go tak naprawdę.

Nie tak jak Aleksa. Nie wiedziały, jaki jest twardy i okrutny, jaki niebezpieczny i bezwzględny. Ajed¬nak właśnie to niebezpieczeństwo tak ją zaintrygowało, przyciągnęło do niego, jak płomień wabi ćmę, a stało się to w momencie, gdy ujrzała go po raz pierwszy. I właśnie ta ciemna strona osobo¬wości wydała jej się tak bardzo ekscytująca. Pragnꬳa ją przeniknąć, przedrzeć się przez nią i dotrzeć do mężczyzny, który, jak wyczuwała, kryje się w tej głębinie.

To właśnie on ją przyciągnął, ten nieuchwytny mężczyzna ją zafrapował – człowiek, który być mo¬że wcale nie istniał.

Udawało jej się zaobserwować go tylko przypad¬kiem, gdy zerkała niepostrzeżenie., Widziała go w sposobie, w jaki traktował innych ludzi, gdyż nigdy nie zauważyła, by niewłaściwie odnosił się do służby, by okazał się wymagający, by o kimś źle mówił.

Wyczuwała tego mężczyznę, gdy ją dotykał, gdy zapinał guziki jej sukni, gdy ostrożnie sprowadzał ją po schodach; w pocałunku, jaki ich połączył pod gołym niebem, a przez chwilę także w tawer¬nie, gdy zapomniał o swojej złości.

Ten mężczyzna pojawił się w momencie, gdy Damien zaniepokoił się na widok lorda Beech¬crofta i zrozumiał, że ich schadzka została odkryta.

A może tego mężczyzny nigdy tam nie było? Aleksa spojrzała przez okienko karety. Tego dnia na trakcie pojawiło się błoto, koła powozu wzbijały w powietrze ciężkie, czarne grudy. Wzdłuż drogi tworzyły się głębokie kałuże i tylko brodzące w nich gęsi wydawały się zadowolone.

Popatrzyła naprzód, starając się przebić wzro¬kiem linię buków i platanów, szukając zakrętu, który oznaczał, że zbliżają się do małego kościoła z białą wieżą. Tam czekał na nich Rayne. Dener¬wowała się, że jest tam tylko w towarzystwie hra¬biego.

Pomyślała o swoim bracie i o tym, że ponury na¬strój nie opuszczał go przez ostatnie trzy dni. Mo¬że je'śzcze nie jest za późno, by odwołać ślub? Mo¬głaby powiedzieć mu prawdę, przynajmniej część prawdy. Mogłaby przyznać się, że wciąż jest dzie¬wicą i że zgodziła się na małżeństwo, bo nie chcia¬ła, aby coś mu się stało. Poprosiłaby go, żeby nie wyzywał na pojedynek lorda Falona, ubłagałaby go wspólnie z Jocelyn.

I Rayne musiałby usłuchać.

Jednak – znając jego zapalczywy charakter – mógłby zareagować zupełnie przeciwnie.

Wzdrygnęła się na myśl o tym, co miało nastą¬pić, jednak podchqdziła do zbliżających się wyda¬rzeń z rezygnacją. Scieżka, którą wybrała, wydawa¬ła się niemalże przeznaczeniem. Chociaż mogła zginąć marnie niczym mała ćma, wciąż leciała w kierunku ognia.

– Jesteśmy na miejscu. – Ciche słowa Jocelyn wyrwały ją z zamyślenia. – Nie denerwuj się, ko¬chanie. Przecież byś do niego nie pojechała, gdyby był ci zupełnie obojętny. Zaufaj swojej intuicji. Ona zawsze pomaga kobiecie.

Było w tym sporo racji. Te słowa natchnęły ją otuchą, chwilowo dodały odwagi. Lecz zaraz po¬myślała o perfidnej grze hrabięgo, grze, w której niebawem miał się okazać zwycięzcą. I poczuła, jak jej żołądek zwija się w bolesną kulkę.

* * *

Damien stał obok drzwi do małej, porośniętej bluszczem kaplicy na tyłach starego kościółka. Już od wielu lat nie był w kościele, ostatni raz wtedy, gdy pochowali ojca. Miał wtedy dziewięć lat, był zagubionym, samotnym chłopcem, który starał się być odważny i siłą woli powstrzymywał się, by nie chwy¬cić się maminej spódnicy. Potem szedł za trumną do zamku, rodzinnego gniazda na wzgórzu z wido¬kiem na morze. Ojciec kochał ten widok, obaj go kochali. Ta właśnie myśl dodawała mu odwagi.

Wiatr targał mu włosy, gdy stał przy grobie, po¬wstrzymując łzy, nie pozwalając im popłynąć, jako że on był teraz naj starszym mężczyzną w rodzinie. Rzucił garść ziemi na trumnę, następnie poszedł za matką do domu. Bardzo chciał ją pocieszyć i miał nadzieję, że ona pocieszy, także jego.

Lecz ona zostawiła go samego. Następnego dnia spakowała swoje rzeczy, pospiesznie pożegnała się i wyruszyła karetą do Londynu. Powiedziała, że musi kupić odpowiednie stroje na okres żałoby, że potrzebuje spędzić trochę czasu z dala od domu i związanych z nim wspomnień o ojcu.

Był to pierwszy z jej niezliczonych wyjazdów, pierwszy raz, gdy zrozumiał, jak mało znaczył dla swojej matki. To był punkt zwrotny w jego życiu, a teraz, gdy spoglądał na ołtarz w małym parafial¬nym kościółku, czuł, że oto nadszedł kolejny taki dzień.

Myśl o małżeństwie otrzeźwiła go, bez względu na powody tego kroku. W jego życiu nie było zbyt wiele miejsca dla kobiety, przynajmniej dla stałego związku. A co z dziećmi, które ona może urodzić? Bez względu na to, jak bardzo będzie się starał te¬go uniknąć, było bardzo prawdopodobne, że po¬tomstwo się pojawi. Jakim okaże się ojcem? Z pewnością nie będzie poświęcającym się rodzi¬nie mężczyzną, takim jak jego własny ojciec, które¬go miał zaledwie przez pierwszych dziewięć lat ży¬CIa.

Rozejrzał się po kaplicy, popatrzył na migoczą¬ce świece, ustrojony bielą ołtarz, złoty kielich obok otwartej Biblii. Tuż obok niski, łysiejący wikariusz rozmawiał cicho z wysokim, potężnie zbudowanym wicehrabią, który wcześniej podszedł do niego i powtórzył swoje poprzednie ostrzeżenie.

– Radzę panu, lordzie Falon, żeby był pan dla niej dobry – powiedział – bo w całej Anglii nie znajdzie się piędź ziemi, gdzie będzie pan bez¬pIeczny.

Damien pomyślał o Aleksie i przysiędze małżeń¬skiej, którą miał wkrótce zło~ć. Wiedział, że nie powinien. Powinien odwołać ślub, zaryzykować udział w pojedynku, uciec od Aleksy Garrick i ca¬łej tej niewiarygódnej sytuacji.