Rayne nalegał, by towarzyszyła jej starsza z dziewcząt, za co Aleksa była mu bardzo wdzięcz¬na. Łączyła je swego rodzaju przyjaźń. Pulch¬na mała blondynka towarzyszyła Jocelyn, gdy ta została sierotą i musiała walczyć o przeżycie na uli¬cach Londynu. Sarah nie była służącą w powszech¬nym rozumieniu tego słowa, a nawet w przybliże¬niu, lecz nauczyła się wszystkiego, co konieczne, by wykonywać tę pracę, poza tym była zrównoważo¬na i miała wesołe usposobienie. W obcych murach zamku Falon Sarah będzie miłą pocieszycielką, będzie przypominać o rodzinie i rodzinnym domu.
Spojrzała przez okno w kierunku wielkiego ka¬miennego zamku Stoneleigh, w którym spędziła dzieciństwo. Gdy przyjaciele machali na pożegna¬nie, lokaje zajęli miejsca na tyle karety, a stangret wspiął się na kozioł, chwycił lejce i smagnął cztery gniadosze po zadach. Powóz ruszył z miejsca. Mi¬nął masywną żelazną bramę, kierując się do Lon¬dynu i dalej, na wybrzeże,'na południe od Folk¬stone.
Mieli zatrzymać się na p.oc w zajeździe Biały Ła¬będź koło Westerham. Hrabia zamierzał tam upo¬mnieć się o swoje mężowskie prawa. Kiedyś Alek¬sa sądziła, że oczekiwałaby tej chwili z niecierpli¬wością szczęśliwej panny młodej. A teraz na samą myśl czuła lód trzewiach i wzbi~rające palące łzy.
Falon znowu zwycięży.
Pomyślała, ile jeszcze potrwa, nim ta gra dobie¬gnie końca.
Damien przyglądał się żonie siedzącej obok nie¬go w karecie. Przed wyjazdem przebrała się w sza¬rą suknię podróżną. Wspaniałe kasztanowe włosy miała upięte z tyłu i ukryte pod szarym czepkiem. Wyglądała poważnie, co podkreślała bladość jej policzków. Pod wpływem wydarzeń mijającego dnia miała błyszczące ze zmęczenia oczy i była wy¬raźnie spięta. Teraz siedziała sztywno, ściskając kurczowo trzymaną na kolanach małą torebkę
Damien zmarszczył brwi, obserwując kładące się coraz niżej cienie, zwiastujące nadchodzący wie¬czór. Nie dotrą do zajazdu w ciągu najbliższych kil¬ku godzin. Konie zmęczą się szybką jazdą, a Alek¬sa wyglądała na tak wykończoną, że z trudem we¬szłaby po schodach na pierwsze piętro. Jak więc miałby oczekiwać, że spełni małżeńską powin¬ność? Ich zbliżenie z pewnością nie byłoby radosne. Przypominałoby bardziej stypę niż ukoronowanie dnia zaślubin. Mógł sobie wyobrazić jej reakcję, lecz mimo to obiecał sobie, że ją posiądzie.
Czekał już wystarczająco długo! Peter również czekał wystarczająco długo. Przez pewien czas czuł się nieswojo, niepewnie w związku z pomysłem małżeństwa. W pewnym momencie już się wahał, ale teraz… Teraz ona należała do niego i zamierzał ją posiąść. Zmęczona czy nie, zrezygnowana czy nie, pozbawi ją niewinności i będzie po sprawie.
Przynajmniej tak sobie obiecywał do chwili, gdy krótko przed północą przybyli do zajazdu. Do mo¬mentu, gdy ujął dłoń swojej młodej żony, by pomóc jej wysiąść, a ona zachwiała się i niemal prze¬wróciła prosto w jego ramiona.
Powtórzył swoje postanowienie, gdy prowadził ją na górę do małej izby nad barem i ponownie, gdy otwierał drzwi. Lecz zamiast wejść za nią, tak jak pierwotnie zamierzał, zostawił ją pod opieką jasnowłosej służącej.
– Twoja pani będzie potrzebowała pomocy, szy¬kując się do łóżka – powiedział. – Przyślę wam coś do jedzenia. Dopilnuj, żeby niczego jej nie brako¬wało. – Przemilczał kwestię, że niebawem dołączy do oblubienicy i że przed końcem nocy małżeń¬stwo zostanie.skonsumowane.
Miał taki zamiar. Bóg świadkiem, że tego właśnie chciał.
Lecz gdy popijał brandy w barze, wciąż miał przed oczami zmęczenie na ślicznej twarzy Aleksy, jej blade policzki, napięcie szpecące piękne rysy. Ruszyło go sumienie, ale było coś jeszcze.
W ciąż przypominał sobie te chwile, gdy trzymał ją w ramionach, ich ogniste pocałunki. Długie, na¬miętne, oszałamiające pocałunki, przepełnione obietnicą pożądania, które między nimi iskrzyło. Przyszło mu do głowy, że chciał od Aleksy więcej niż tylko noc potulnej uległości, podczas gdy on bę¬dzie się zaspokajał między 1ej zgrabnymi nogami.
Chciał ujrzeć w jej oczach płomień namiętności, prawdziwe pożądanie. Chciał, żeby ona go pragnęła.
Uniósł kieliszek, dopił brandy i ruszył schodami na górę, wciąż niepewny, co ma zrobić.
– Na Boga, Sarah, gdzie on jest? – Ubra¬na w cienką białą koszulę nocną, którą dostała w prezencie ślubnym od Jocelyn, Aleksa chodziła nerwowo przed kominkiem w małej, nisko sklepio¬nej sypialni.
– Może lord wcale nie przyjdzie, proszę pani.
– Przyjdzie. Robi to tylko po to, by dodać mi cierpień. Nie zrezygnuje ze sposobności, by zna¬leźć się ze mną w łóżku.
– Wyglądał na bardzo zmęczonego. Może nie ma siły, by spełnić mężowski obowiązek. Albo my¬śli sobie, że skorzysta więcej, jeśli jego ofiara bę¬dzie wypoczęta, a nie wykończona.
– Mówię ci, że przyjdzie. Na pewno przyjdzie.
– Zawróciła po raz kolejny ruszyła w przeciwnym kierunku, lecz Sarah zagrodziła jej drogę.
– Może już przestanie pani tak ganiać w tę i z po¬wrotem, i w końcu się położy? – Sięgnęła po sznur od dzwonka. – Każę przynieść gorące mleko i szkandelę, żeby ogrzać pościel. Otulimy panią i…
– Nie. – Aleksa pokręciła głową. – Idź już. Nie ma sensu, żebyś i ty całą noc nie spała.
– Ale…
– Proszę. Wolałabym być teraz sama.
Blondyneczka skłoniła się, wzięła tacę z serem i zimną, prawie nietkniętą baraniną, po czym skie¬rowała się do drzwi. Aleksa wciąż chodziła niespo¬kojnie, zastanawiając się, dlaczego hrabia jeszcze nie przychodzi. Z jednej strony czuła wielką ulgę, z drugiej – nieoczekiwany zawód, że wcale j ej nie chce. Po kilku godzinach, gdy wciąż się nie zjawiał, wgramoliła się pod pierzynę, przeklinając hrabie¬go za jego zdradę. Momentalnie zasnęła. Wydawa¬ło jej się, że minęło ledwie kilka minut, gdy szarość poranka zalała pokój, a do drzwi zapukała Sarah.
– Milord kazał mi panią obudzić – powiedziała, wpadając do środka. Dzieliła je różnica jedynie dwóch lat, lecz zważywszy na odmienne koleje ży¬cia, równie dobrze mogła to być różnica pokolenia. – Poszedł po woźnicę. Musimy zejść do jadalni na szybki posiłek, a potem jak najszybciej ruszamy w drogę.
Aleksa natychmiast oprzytomniała.
– Jak najszybciej? – Niemal rozdarła nocną ko¬szulę, pospiesznie ją ściągając. Podeszła do biurka, nalała wody do miednicy z pomalowanego w kwiatki porcelanowego dzbanka i szybko zmyła z oczu resztki snu. Sarah wyjęła jej podróżną suk¬nię z ciemnozielonej krepy ozdobionej złocistą ta¬siemką oraz krótki pasujący do niej żakiet.
_. Proszę – powiedziała, gdy Aleksa skończyła poranną toaletę. – A teraz pomogę pani ułożyć włosy.
Aleksa spała z rozpuszczonymi włosami, daremnie czekając na hrabiego. Teraz były splątane i zmierz¬wione. Na szczęście Sarah w okamgnieniu wyszczot¬kowała je i splotła w warkocz, który następnie upięła zgrabnie z tyłu głowy. Gdy już była ubrana, Aleksa szybko otworzyła drzwi i ruszyła ku schodom.
Tam właśnie znalazł ją Damien, pełną złości, z rumieńcami na policzkach, chociaż jej twarz wy¬dawała się jeszcze bledsza niż poprzedniego wieczoru.
– Gdzie byłeś w nocy? – rzuciła ostro, podcho¬dząc do niego. Stał u podnóża schodów. – Dlacze¬go nie przyszedłeś do mojego pokoju?
Uniósł brwi.
– Wybacz, kochanie. Gdybym wiedział, że będziesz rozczarowana, nic nie byłoby w stanie mnie zatrzymać. Ale myślałem, że o wiele bardziej wolałabyś zobaczyć mnie w piekle niż w drzwiach swojej sypialni.
– Czekałam pół nocy, o czym z pewnością wiesz. A co do tej drugiej sprawy, rzeczywiście masz rację. Taki diabeł jak ty, lordzie Falon, powinien smażyć się w piekle.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
– Skoro tak rozpaczasz z powodu moich złych manier, to możesz być spokojna, następnej nocy nie popełnię takiej samej gafy.
Zesztywniała.
– Nie wiem, milordzie, jaką prowadzisz grę, ale właśnie dobiegła ona końca. Jeśli zechcesz odwie¬dzić mnie dzisiejszej nocy, zastaniesz starannie zamk¬nięte drzwi.
Rysy jego twarzy stwardniały.
– Jeśli zamkniesz się przede mną, milady, to mo¬żesz być pewna, że wyłamię drzwi. – Zbliżywszy się, ujął dłonią jej podbródek, lecz ona szybko cof¬nęła głowę. – Mam zamiar posiąść cię, Alekso. Więc lepiej się na to przygotuj.
– W tym stuleciu nie ma dość czasu, abym mogła się na to przygotować.
Dotknęła go tym do żywego, lecz jednocześnie Damien poczuł pewien żal. Ta kobieta, którą po¬ślubił, była wielka duchem. Nawet w najtrudniej¬szych sytuacjach wydobywała z siebie coś, co po¬zwalało jej przetrwać. Niemal żałował, że nie za¬warli swojego związku w innych okolicznościach.