Выбрать главу

Usiadła sztywno, aby zaspokoić poranny głód fi¬liżanką czekolady i kilkoma cienkim waflami. Po¬tem szybko udali się do powozu.

Damien westchnął bezgłośnie. Nie spodziewał się, że Aleksa okaże aż tyle złości. Myślał, że za po¬zostawienie jej w spokoju raczej będzie mu wdzięczna. A teraz między nimi znowu wyrosła ściana gniewu. Była wyraźnie wrogo nastawiona, nie w humorze, rzucała mu ostre spojrzenia, mełła pod nosem przekleństwa nieprzystające damie.

Prawie się uśmiechnął. Pomyślał, że takie zacho¬wanie jest jednak lepsze niż obojętność, wybiegł myślami do najbliższej nocy. Wyobraził sobie, że Aleksa obdarzy go cząstką tego ognia w małżeń¬skim łożu.

* * *

Siedziała sztywno w powozie, udając, że patrzy prosto przed siebie, tymczasem obserwowała grę emocji na przystojnej twarzy swojego męża. Cho¬ciaż zdawało się, że mięśnie jego barków są mocno napięte, wydawał się zrelaksowany, podczas gdy ona sama sprawiała wrażenie ponurej. Na ze¬wnątrz niebo było równie posępne. Gęste, czarne chmury ścieliły się nisko, wiatr smagał gałęzie mi¬janych drzew.

Otuliła się dokładniej żakietem, dziwiąc się, że Sarah dobrowolnie zgodziła się jechać na koźle obok stangreta. Ale być może, żyjąc z dnia na dzień, zdążyła przywyknąć do chłodu.

– Zimno ci? – spytał Palon.

– Nie.

– Pod kozłem jest koc. Jeśli chcesz, każę się zatrzymać i ci go przyniosę..

– Powiedziałam już, że nie jest mi zimno.

Nie odezwał się więcej i odwrócił twarz do okna, ona zaś mogła obserwować jego kształtny profil. Miał ciemne, krzaczaste brwi, wysokie kości po¬liczkowe, lśniące, czarne włosy i świdrujące kobal¬towe oczy – bez względu na swój charakter Da¬mien Palon był bez wątpienia' niezwykle atrakcyj¬nym męzczyzną.

Zastanawiała się, czy i ona wydaje mu się atrak¬cyjna? Czy wtedy w ogrodzie mówił szczerze? Jeśli tak, to dlaczego tej nocy nie przyszedł do jej sypial¬ni? A co ważniejsze, co by się stało, gdyby przy¬szedł do niej teraz? Ciszę mącił turkot kół powo¬zu, lecz nie był w stanie zagłuszyć pytań, które tłu¬kły jej się po głowie.

W końcu jej cierpliwość skończyła się.

– Dlaczego? – spytała, przerywając mu obserwo¬wanie mijanych za oknem pól. – Powiedziałeś już kilka razy, że nie chodzi ci o pieniądze. Skoro tak, to dlaczego mnie poślubiłeś?,

Patrzył na nią długo. W powietrzu wyraźnie wi¬siało napięcie. Wbijał w nią wzrok, aż poruszyła się niespokojnie.

– Nigdy nie chodziło o pieniądze – powiedział cicho. – Był to jedynie dodatek, który brałem pod uwagę. – Spoglądał na nią twardo. – Zrobiłem to dla mojego brata.

– Dla brata? – Nic z tego nie rozumiała.

– Tak… – Wykrzywił usta. – Sądzę, że go pamiętasz. Przypominasz sobie nazwisko lorda Petera Melforda? O ile wiem, byliście dość bliskimi znajomymi.

Oparła się ciężko o kanapę. Nie mogła zebrać myśli, przez chwilę była nawet pewna, że się prze¬słyszała.

– Lord Peter był twoim bratem?

– Tak.

To jedno słowo ugodziło ją niczym pocisk wy¬strzelony z armaty. Lampy zawieszone w powozie nagle zawirowały. Chwyciła dłońmi krawędź kana¬py, żeby nie spaść na podłogę.

– Ale przecież nie możesz być bratem Petera. Jego brat miał na imię Lee. – Na Boga, co też on wygaduje?

– Zgadza się, madame. Jestem Damien Lee Pa¬lon. peter był moim przyrodnim bratem, ale byli¬śmy sobie bliscy jak rodzeni.

Ujrzała przed oczami ciemny tunel.

– Nie. – Pokręciła głową powoli, nie chcąc tego przyjąć do wiadomości. – Nie wierzę ci. Kłamiesz. Znowu. Na pewno kłamiesz. – Lecz wcale nie mia¬ła tej pewności. Peter rzadko wspominał o przy¬rodnim bracie, który był uważany w rodzinie w pewnym sensie za czarną owcę. W obecności matki nie należało o nim wspoJ!1inać.

– Ręczę ci, że jestem tym, kim mówię.

Boże, spraw, żeby to była nieprawda. Czuła, jak żółć podchodzi jej do gardła. Przez ostatnie dwa lata robiła wszystko, co w jej mocy, by zapomnieć o tym, co się stało z jej przyjacielem Peterem Melfordem. Walczyła, żeby przestać obarczać się winą, by puścić to w niepamięć i zacząć normal¬nie żyć.

– Peter – wyszeptała. – Boże, tylko nie Peter. – Czuła bolesny skurcz w żołądku, pociemniało jej w oczach. Przez chwilę myślała, że zemdleje. – Za¬trzymaj powóz. Mdli mnie.

Lord Palon zastukał mocno w ści.ankę karety, a woźnica gwałtownie ściągnął lejce. Zółć podcho¬dziła coraz wyżej, żołądek wywracał się, grożąc na¬głą erupcją i wstydem, zanim jeszcze Aleksa zdąży wysiąść. Zanim pojazd się zatrzymał, otworzyła drzwiczki i chwiejąc się, rusiyła po metalowych stopniach.

– A niech to, chcesz się zabić! Chwileczkę, po¬mogę ci. – Zagrodził jej drogę, zeskoczył na ziemię i wyciągnął ręce. Poczuła, jak chwyta ją wpół i sta¬wia na ziemi. Natychmiast pobiegła na skraj drogi, pochyliła się, zwymiotowała, a po chwili jeszcze raz. Z początku nie zauważyła ramienia hrabiego na swej talii, nie spostrzegła, że odsunął jej suknię nieco na bok, że się oparła o niego, by nie stracić równowagi.

– Już dobrze. Trzymam cię – powiedział, odsu¬wając kosmyki włosów z jej policzków. – Zaraz po¬czujesz się lepiej. – Słabo kiwnęła głową. – Zostań tu. Stangret ma bukłak z wodą. Zaraz ci przyniosę. – Wrócił po kilku sekundach z płóciennym wor¬kiem w dłoni. W drugiej ręce trzymał zwilżoną chusteczkę z wyszytymi inicjałami DLF.

– Wypłucz usta i wypluj – polecił. Powtórzyła tę czynność kilkakrotnie i w końcu poczuła się nieco lepiej. Hrabia otarł jej twarz mokrą chustką, po¬tem podał jej trochę wody do picia. – Nie za dużo naraz. Pij powoli i małymi łyczkami.

Gdy skończyła, zaprowadził ją z powrotem do powozu i pomógł wsiąść. Oparła się o skórzaną tapicerkę kanapy i zamknęła oczy. Czuła się wy¬cieńczona, pusta i bardziej nieszczęśliwa niż kiedy¬kolwiek dotąd.

* * *

Damien obserwował bladą twarz swojej żony, ciemne kręgi pod jej przymkniętymi oczami i po¬myślał, że z tysiąca różnych reakcji, które sobie wy¬obrażał w ciągu ostatnich miesięcy, tej jednej nie przewidział.

Bo nie przyszło mu do głowy, że ta sprawa ją ob¬chodziła.

Rozmyślał o tym, co się właśnie stało, i nie miał już wątpliwości, że do tej pory był w błędzie. Ból, jaki niewątpliwie widział w jej oczach, w żadnym razie nie mógł być udawany. Więc naprawdę cierpiała po śmierci Petera, tak samo jak Damien.

A może nawet bardziej..

Ta świadomość wstrząsnęła nim do głębi. I zmusiła do myślenia…

– A więc kochałaś go? – zapytał cicho. Wcale nie chciał zadać tego pytania, nie chciał usłyszeć odpo¬wiedzi, już sam pomysł wprawiał go w niepokój. Mimo wszystko musiał to wiedzieć.

Aleksa wolno otworzyła oczy. Zobaczył w nich udrękę, bardzo wyraźnie widział cierpienie, jakie niełatwo było jej zapomnieć. Na ten widok sam poczuł nawracający żal, co – ja"k nigdy dotąd – związało ich we wspólnym bólu.

– Kochałam go – odrzekła. Poczuł mocny ucisk w piersi. – Bardzo mi na nim zależało, ale nie tak, jak myślisz. Peter był moim przyjacielem.

Ogarnęła go zdumiewająco wielka ulga. A zaraz potem wyrzuty sumienia. Przecież ona miała być samolubna i zepsuta, miała być kobietą, która nie dba o innych, dla której liczy się tylko jej własne życie – suką bez serca, taką jak jego matka. Lecz teraz stało się oczywiste, że jednak miała normal¬ne ludzkie uczucia.

– Masz wszelkie podstawy, żeby mnie nienawi¬dzić – powiedziała cicho. – Jestem odpowiedzial¬na za to, co się stało z twoim bratelp… Tak się zaan¬gażowałam w życie śmietanki towarzyskiej, tak by¬łam wówczas przejęta własną ważnością, że nie miałam dla niego czasu. – Wezbrane w oczach łzy zaczęły spływać jej po policzkach. – Flirtowałam z nim bez opamiętania. Nie wiedziałam, co on czu¬je… do chwili, gdy było już za późno. Może gdy¬bym nie była taka lekkomyślna, taka impulsyw¬na… – Przygryzła drżącą wargę, ocierając policzki z łez. Jedna kropla dążyła nieuchronnie do małego dołeczka w jej podbródku. – Nigdy nie chciałam go skrzywdzić.

Damien powoli nabrał powietrza, lecz ucisk w piersi nie chciał ustąpić. Wcale nie tego pragnął. Zemsta miała być słodka. A tymczasem czuł się niemal tak samo rozbity jak ona.

– Ile ty masz lat? – spytał.

– Ja… dziewiętnaście.

A więc dwa lata temu, gdy jego brat stracił życie, miała siedemnaście. Zaklął w myślach. Był przeko¬nany, że jest starsza. Pociągnęła nosem, więc sięgnął po swoją chustkę i dopiero wtedy zorientował się, że tę chustkę wykorzystał już, by bbmyć twarz Aleksy. Wziął jej torebkę, sięgnął do środka i wyjął białą, wykończoną koronkami chusteczkę. Przyjęła ją trzęsącą się dłonią, by wytrzeć sobie oczy.