Выбрать главу

– Dziękuję ci, Rayne. – Nachyliła się i pocałowa¬ła go w policzek. Jednocześnie tknęła ją nieoczeki¬wana myśclass="underline" mimo że brat był mocniej zbudowany, był jedynym znanym jej mężczyzną, który dorów¬nywał wzrostem Damienowi Falonowi.

– Baw się dobrze – Jocelyn uśmiechnęła się i uściskała Aleksę. Dwa lata starsza od Aleksy Jo miała podobną do niej sylwetkę, była szczupła i wysoka, ciemnowłosa; ładna i inteligentna zara¬zem. Po kilku latach od poślubienia Rayne'a zo¬stały z Aleksą bliskimi przyjaciółkami.

– Obiecuję, że nie przepuszczę żadnego tańca.

– To nie była prawda, ale Jo była zadowolona, że

Aleksa miło spędza czas. Chociaż, prawdę mó¬wiąc, do momentu pojawienia się lorda Falo¬na na towarzyskich salonach w tym sezonie Aleksa wolałaby chyba przebywać w Marden.

Zaczekała, aż brat z żoną odjadą, a potem zebra¬ła całą odwagę i przeszła na tył domu, gdzie znaj¬dowała się jednopiętrowa ceglana przybudówka zdobiona francuskimi motywami. Pokonując ostat¬nie kilka kroków w stronę drzwi, sprawdziła jeszcze swój strój, który dzięki Jocelyn jej brat w końcu nie¬chętnie zaakceptował: wygładziła przód złocistej jedwabnej sukni, przesunęła tiul na właściwe miej¬sce, wyprostowała brzeg głębokiego dekoltu, który odkrywał znaczną część jej biustu.

Ogród Birminghamów był mniejszy niż u lorda Dorringa, gdzie ostatnio widziała hrabiego. Była w nim tylko jedna ozdobna fontanna.

Aleksa rozejrzała się, omiatając wzrokiem żywo¬płoty i słodko pachnące kwiaty. Kwitły krokusy i tu¬lipany, w ciężkich donicach pięło się geranium, sły¬chać było brzęczenie owadów, wokół unosiła się woń wilgotnych liści, lecz lorda Falona nigdzie nie było.

Może jednak wcale nie okazał się tak cierpliwy. Mimo to zeszła po stopniach i ruszyła w kierun¬ku wysokiego kamiennego muru na tyłach posesji. Zanim jeszcze Falon znalazł się w zasięgu jej wzro¬ku, usłyszała cichy chrzęst jego kroków na pogrą¬żonej w ciemności ścieżce.

– Miałem nadzieję, że przyjdziesz – powiedział głębokim, męskim głosem, wywołującym wspomnienie o brandy z odrobiną śmietanki. Niezwykłe połączenie szorstkiego brzmienia i gładkiego za¬pachu wywołało w niej lekki dreszcz.

Dotknął dłonią jej szyi ozdobionej naszyjnikiem z topazów połyskujących w blasku księżyca. Kilka bursztynowych kamieni miała także we włosach upiętych na czubku głowy w kasztanowy wianuszek.

– Nie powinnam była tu przychodzić.

– Owszem… nie powinnaś. Więc dlaczego przyszłaś? – Wtopił się w cień, ale widziała jego śniadą twarz, białe zęby, niebieskie oczy…

– Może dlatego, że… zaintrygowałeś mnie. Uśmiechnął się, pewnie wspominając podobne słowa, które sam do niej wypowiedział. Wyglądał teraz młodziej, rysy jego twarzy złagodniały.

– A może największą atrakcję stanowi niebezpie¬czeństwo, to, że robisz coś, czego zabroniłby ci brat?

– Mój brat już jakiś czas temu przestał się wtrą¬cać w moje życie. To prawda, że jest trochę nad¬opiekuńczy, ale to dlatego, że mnie kocha.

– To musi być miłe – powiedział – mieć kogoś, komu tak zależy.

– A czy jest ktoś, komu zależy na tobie? Uśmiechnął się kącikiem ust, ust stanowczych, jak zauważyła, ale też bardzo męskich i niezwykle pięknych.

– Nie ma. Kiedyś była osoba, na której bardzo mi zależało, osoba, której szczęścia pragnąłem bardziej niż własnego.

– Kobieta?

– Nie.

O dziwo, poczuła ulgę. Chciała dowiedzieć się, kogo tak bardzo kochał, ale widżiała w jego oczach, że nie doczekałaby się odpowiedzi.

– Po co przyjechałeś do Londynu? Chyba nie po to, by brylować w towarzystwie?

– Miałem tu do załatwienia pewną sprawę. Chciałem zostać tylko przez tydzień. I wtedy w ope¬rze zobaczyłem ciebie i postanowiłem przedłużyć swój pobyt.

Poczuła lekkie łaskotanie w żołądku. Było to dziwne wrażenie, od którego szybciej zabiło jej serce, a dłonie zwilgotniały.

– Dlaczego jesteś…

– Dość tych pytań, Alekso. Nie mamy zbyt dużo czasu. – W jednej chwili przywarł do niej ciałem, obejmując ją w talii, dotykając swoimi długimi no¬gami jej ud. Spojrzał jej prosto w oczy i przywarł ustami do jej ust w ognistym pocałunku. Zabrakło jej tchu, pocałunek był gorący, niesamowicie męski, zarazem stanowczy i delikatny. Aleksa poczuła dreszcze. Damien wykorzystał ten moment, wsunął język do jej ust, posyłając płomienną falę, która ogarnęła całe jej ciało. Smakował ją, spijał wzbu¬dzone w niej pożądanie, odbierając jej powietrze. A potem ujął w dłonie jej twarz i wdarł się w jej usta jeszcze głębiej, aż cały świat zawirował jej w oczach. Pieścił ją językiem, zawłaszczając nią tak, jak nigdy dotąd żaden mężczyzna nią nie zawładnął.

Aleksa wyrzuciła z siebie gardłowy protest – a mo¬że dźwięk ten znamionował niespełnioną tęsknotę?

Na kilka sekund przylgnęła do niego niepewna, co się dzieje, lękając się tego wysokiego, śniadego mężczyzny oraz uczuć, które w niej wzbudzał, zaś najbardziej lękając się samej siebie.

Boże, co ja wyprawiam? Drżała na całym ciele, z trudem stała na nogach, które w każdej chwili mogły odmówić posłuszeństwa, w końcu oderwała się od niego i chwiejnie cofnęła o krok. Poczuła, jak na jej policzki spływa gorący rumieniec, bezpo¬średni dowód na to, co właśnie przed chwilą uczyniła. Aleksa zrobiła krok do tyłu i uderzyła mężczyznę w twarz, aż odgłos rozszedł się po ca¬łym ogrodzie. Odwróciła się, żeby odejść, lecz Da¬mien złapał ją za rękę

– Aleksa…

– Puść mnie.

Powoli rozluźnił uchwyt.

– Przepraszam. Wiem, że nie powinienem był tego robić…

– Ale to nie zmienia faktu, że zrobiłeś. Westchnął lekko.

– To było żapewne coś w rodzaju testu. – Potarł policzek długimi palcami. – Jeśli to jakakolwiek pociecha, to wypadł celująco.

Aleksa milczała. Doskonale znała takie testy.

Sama od lat testowała mężczyzn, ale żaden z nich nie zdał egzaminu.

– Muszę wracać. – Wciąż wewnętrznie drżąca, wyprowadzona z równowagi skierowała się do wyj¬ścia. Damien doskoczył do niej dwoma susami.

– Nie musisz uciekać. Obiecuję, że to się już nie powtórzy… chyba że sama zechcesz.

Odwróciła się, by spojrzeć mu w twarz, i spo¬strzegła, jak światło księ~ca odbija się delikatnie od rysów jego ciemnej twarzy.

– Nic z tego nie rozumiem. Czego ode mnie chcesz?

Przez chwilę nie odpowiadał.

– Szczerze mówiąc, sam nie mam pewności.

Znała to uczucie. Sama nie była pewna, czego chce od niego.

– Kiedy znowu cię zobaczę? – naciskał. Jego oczy błyszczały w ciemności głębokim błękitem.

Powiedz mu, że nie możesz, że nie chcesz go więcej widzieć. Powiedz, że w najmniejszym stop¬niu nie jesteś zainteresowana, by kontynuować to niedorzeczne zauroczenie.

– Lady J ane Thomhill urządza w środę wieczo¬rem małe przyjęcie towarzyskie. Jeśli miałbyś ochotę przyjść…

– A twój brat?

– Rayne i jego żona mają inne plany na ten dzień.

Damien uśmiechnął się rozbrajająco, sięgnął po jej dłoń i uniósł do swoich ust. Nawet przez rę¬kawiczkę poczuła ciepło jego warg, a jej ramię po¬kryło się gęsią skórką.

– Możesz być pewna, że tam będę.

Aleksa odwróciła się ponownie spłoniona i szyb¬ko odeszła. Przez całą drogę do domu czuła na so¬bie spojrzenie jego świdrujących niebieskich oczu.

* * *

– Zaprosiłaś go tutaj? – Jane nie mogła opano¬wać zdumienia. – Mój ojciec będzie wściekły! – Siedziały w sypialni J ane na różowej satynowej narzucie w nogach łóżka z wysokim baldachimem. Właśnie wróciły do domu księcia przy Grosvenor Square, zrzuciły wieczorowe suknie i teraz miały na sobie długie bawełniane koszule nocne.

– Twój ojciec pomyśli, że ktoś inny go zaprosił. Jego książęca mość jest dżentelmenem w każdym calu i na pewno nie poprosi hrabiego, żeby sobie poszedł.

– Zapewne masz rację.

– Muszę się dowiedzieć, czego on chce, o co mu chodzi. Po prostu muszę wiedzieć, czy…

– Czy co?

– Czy naprawdę jest taki okropny? Kiedy na nie¬go patrzę, widzę… widzę coś, sama nie wiem co. Po prostu nie wierzę, że on naprawdę może być ta¬ki zły, jak o nim mówią.

– Lepiej w to uwierz. Ten mężczyzna to pozba¬wiony skrupułów drań i zatwardziały kawaler.

– Rayne był taki sam, a także jego najlepszy przyjaciel, Dominic Edgemont, markiz Graven¬wold. A zobacz, jakimi okazali się wspaniałymi męzaml.

– Chyba nie myślisz o nim poważnie jako o kandydacie do zamążpójścia?

– Tego nie powiedziałam, prawda?

– Nie, ale tak to wygląda.