Выбрать главу

Douglas Bewicke zaprowadził ją do swojego gabi¬netu, gdzie posadził w obitym czerwoną skórą fote¬lu, jednym z dwóch stojących przed jego biurkiem.

Widział, że jest piękna, że ma śliczną buzię i szczu¬płą, chociaż bardzo kobiecą figurę. Wcale nie był za¬skoczony. Uroda, podobnie jak arogancja i pienią¬dze, były typowe dla rodziny Garricków. Podszedł do bocznego stolika i nalał jej kieliszek brandy.

– Proszę to wypić. Może poczuje się pani trochę lepiej. – Łyknęła trunek łapczywie. Omijając biur¬ko, by zająć miejsce na skórzanym fotelu z wyso¬kim oparciem, zauważył, że drżą jej dłonie. Czuł narastające podniecenie. Czego też ona mogła chcieć od Stricklanda? Dlaczego jest taka poruszo¬na? Rodzina Garricków była obrzydliwie bogata. Jej brat zawsze miał zbyt wysoką pozycję i zbyt du¬żą władzę, zaś znajomość sekretów tak zamożnej rodziny mogła się okazać niezwykle przydatna.

– Wszystko w porządku? – spytał, a ona odpowie¬działa skinieniem głowy. – To dobrze. Więc może mi pani powie, o co chodzi? – Przez chwilę milcza¬ła. Na jej twarzy malowała się niepewność, przez moment pomyślał, że Aleksa zaraz wstanie i wyj¬dzie. Lecz nagle jej dolną wargę ogarnęło drżenie, a w pięknych zielonych oczach zebrały się łzy.

– Ja… przepraszam. – Sięgnęła do torby, wyjęła białą, zdobioną koronkami chusteczkę, którą otar¬ła wilgoć z policzków. – Wciąż nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.

– Proszę się niczego nie obawiać, panno Gar¬rick. Nie ma pośpiechu.

Odetchnęła, ale jej twarz była napięta, widać też po niej było zmęczenie.

– Zacznę od tego, że nie nazywam się już Gar¬rick, lecz Falon. Aleksa Falon. Damien Falon jest moim męzem.

– Hrabia Falon? – Pułkownik pochylił się nad dębowym biurkiem.

– Tak.

Ciekawe. Gardził tym nikczemnym rozpustni¬kiem od czasu ich wspólnych studiów w Oksfor¬dzie. Falon lepiej się uczył. Był niemalże zbyt przy¬stojny, zbyt atletycznie zbudowany i odnosił o wie¬le większe sukcesy z kobietami. Ale dopiero gdy młody hrabia przyłapał go na oszustwie, ich drogi definitywnie się rozeszły. Na zawsze.

Podświadomie zacisnął w pięść trzymaną pod stołem dłoń. Chociaż Falon nigdy nie wspo¬mniał o incydencie, od tamtego dnia żywił do Dou¬glasa wyraźną pogardę. Była widoczna w każdym spojrzeniu, każdym grymasie kształtnych ust, każ¬dym gładko wypowiedzianym słowie. Douglas po¬przysiągł, że pewnego dnia zetrze tę protekcjonal¬ną minę z przystojnej twarzy hrabiego…

Uśmiechnął się do jego żony.

– A ten… problem, który panią niepokoi, ma coś wspólnego z hrabią?

Wstała, wciąż ściskając w dłoniach białą chus¬teczkę

– Bardzo chciałabym panu zaufać, pułkowniku. Jeśli mam to zrobić, musi pan dać mi swoje słowo, słowo oficera i dżentelmena, że mój mąż zostanie sprawiedliwie potraktowany.

– To zupełnie oczywiste, lady, Falon. Daję pani na to moją osobistą gwarancję. A teraz… proszę mi powiedzieć, co takiego zrobił pani mąż.

– On… jest… szpiegiem.

Pułkownik z sykiem wypuścił powietrze z płuc.

Falon szpiegiem? Oczywiście, pojawiały się na ten temat kiedyś jakieś plotki, lecz nikt nie dawał im wiary. O ile sobie przypominał, jeden z jego prze¬łożonych osobiście sprawdził tę sprawę i oczyścił Falona z wszelkich podejrzeń.

– To chyba jakaś pomyłka. Przecież zmarły hra¬bia, ojciec lorda Falona, był wielkim patriotą.

– Być może. Niestety, zmarł, gdy Damien był bardzo młody. Ze strony matki płynie w nim fran¬cuska krew. Przez jakiś czas mieszkał z babką we Francji. Wygląda na to, że… właśnie temu krajowi pozostał lojalny.

Okrążył biurko i stanął przed Aleksą, obserwu¬jąc grę emocji na jej twarzy. Po chwili przyklęknął i ujął jej dłonie, które były drżące i zimne.

– Dobrze pani zrobiła, lady Falon. Zapewniam panią – Dobrze dla mojej kariery, uśmiechnął się w myślach. Schwytanie zdrajcy uczyni go bohate¬rem. Właśnie takiego impulsu potrzebował. A fakt, że człowiekiem tym był Damien Falon, sprawiał, że przyszły sukces stawał się jeszcze słod¬szy. – Mam wrażenie, że ta sprawa jest o wiele głębsza, niż pani mi powiedziała. – Delikatnie ści¬snął jej dłonie i usiadł w fotelu obok niej. – Może więc zaczniemy od samego początku?

Rozdział 11

Aleksa oparła się o twarde, skórzane obicie ka¬napy w dyliżansie, który kołysał się i podskakiwał, pędząc po wyboistej drodze. Siedząca naprzeciwko Sarah obserwowała ją z wyraźnym niepokojem. Właśnie opuścili Rye i ruszyli wzdłuż wybrzeża na północ do zamku Falon. Podróż z Londynu do¬biegała końca.

– Na pewno wszystko w porządku? – spytała Sa¬rah, wyglądając zza ramienia handlarza z wydat¬nym brzuchem, niewątpliwie rezultatem nadmier¬nego spożycia piwa. – Jest pani blada jak ściana. Czy na pewno nie zaraziła się pani od lady J ane?

– Nic mi nie jest, po prostu czuję się zmęczona.

– Wcześniej Aleksa powiedziała Sarze, że choroba Jane okazała się mocno przesadzona, że wywo¬łała fałszywy alarm, więc zanimdotarły do Londy¬nu, J ane była już na nogach, niemal zupełnie zdrowa.

– Lady Jane jest zdrowa jak rydz, ale pani samo¬poczucie najwyraźniej się pogorszyło. Obawiałam się, że nie powinna była pani wyjeżdżać tak lekko ubrana. Hrabia dostanie furii, gdy się dowie, na co się pani naraziła.

Jej mąż. Dobry Boże, co też ona najlepszego zro¬biła? Powiedziała pułkownikowi Bewicke'owi prawdę, zrealizowała zamierzony plan. Ból wyda¬wał się nie do zniesienia, podobnie jak nieoczeki¬wane wyrzuty sumienia.

Nie miałaś wyboru, powiedziała sobie już chyba po raz setny, lecz to wcale nie przyniosło ulgi. On cię tylko wykorzystał. Nic dla niego nie znaczysz, ożenił się z tobą dla pieniędzy, być może także po to, aby za pomocą twojego ciała zaspokoić swoją żądzę. Mimo wszystko poczucie winy nie chciało jej opu¬ścić.

Pomyślała o powrocie męża i o dokumentach, jakie na pewno będzie miał przy sobie. Pułkownik Bewicke będzie czekał z wojskiem, gdy Francuzi przybędą, aby wykraść angielskie tajemnice. Zo¬staną wzięci do niewoli.

A Damien skończy w więzieniu.

Lub jeszcze gorzej. Przecież zdrajca może być powieszony. Ta myśl kiełkowała gdzieś w zaka¬markach jej umysłu, lecz nie przyjmowała do wia¬domości, że wydarzenia mogą przybrać taki obrót. Będzie musiała zakończyć tę szpiegowską historię, a jednak…

Ogarniało ją coraz większe cierpienie. Dlaczego to wszystko musiało się wydarzyć? Co złego uczy¬niła, by zasłużyć na takiego mężczyznę?

Dlaczego zakochała się akurat w nim? Uprzytomniła sobie własne uczucia, co niemal przygniotło ją ogromnym ciężarem, wywołując jeszcze większy ból. Próbowała temu zaprzeczyć, walczyła z tą myślą, lecz nic nie mogła poradzić. Boże, jak mogła pokochać takiego człowieka? Za¬dawała sobie to pytanie tuzin razy, lecz nie potra¬fiła znaleźć odpowiedzi. Uporczywa świadomość gryzła ją bez wytchnienia, nie dając chwili odpo¬czynku.

Kiedy w końcu dotarła do Falon, zmęczona i po¬grążona w beznadziejnym smutku, poszła od razu do swojej sypialni. Sarah narobiła hałasu, żeby przygotować pożywny rosół i szkandelę do pod¬grzania pościeli. Monty zaniepokoił się o jej zdro¬wie, a kucharz naprędce sporządził medykamenty i mikstury. Wprawdzie Aleksa sama była sobie winna tej choroby, przez którą skóra poszarzała, do oczu wciąż cisnęły się łzy, zaś dusza… dusza cierpiała najbardziej.

Mijały minuty, godziny ciągnęły się w nieskoń¬czoność. Lecz wiedziała, że on tam będzie. Spotka¬nie z Francuzami było wyznaczone na dzisiejszą noc, a mężczyzna pokroju Damiena z pewnością się na nie stawi.

Zesztywniała, słysząc hałasy dobiegające od stro¬ny wejścia, następnie kroki, przytłumione słowa, rzucane rozkazy. Wiedziała, że hrabia powrócił.

– Gdzie ona jest? – Nie miała wątpliwości, do ko¬go należał ten głos. Był jedwabisty, lecz dźwięczała w nim staL Dochodził od strony schodów, gdy tym¬czasem za oknami już poszarzało. Damien przybył, aby dokończyć swoją misję.

– Na górze, milordzie – powiedział kamerdyner.

– Służąca Sarah zaniosła jej rosół. Może już poczuła się lepiej.

Ruszył po schodach, pOKonując każdym susem po dwa, trzy stopnie. Serce Aleksy tłukło się w pier¬siach jak opętane. Wiedziała, że to będzie trudne, lecz nie spodziewała się tego okropnego pieczenia, które wypalało ją od środka.

– Aleksa? – Wszedł przez drzwi, łączące ich sy¬pialnie. – Wszystko dobrze? Mont y powiedział mi, że zachorowałaś. – Miał na sobie spodnie z koźlej skóry i białą batystową koszulę, a na nogach długie do kolan buty do konnej jazdy. Zmierzwione wło¬sy połyskiwały granatową czernią w świetle lampy. – Jak się czujesz?