Aleksa przesunęła dłonią po ciężkiej, różowej narzucie.
– Wiem, że tego nie aprobujesz, ale nic na to nie poradzę. Jeśli rzeczywiście jest taki zły, jak myślisz, z pewnością odkryję prawdę. Tymczasem lord Fa¬lon jest pierwszym mężczyzną, dzięki któremu po¬czułam, że naprawdę żyję.
– Mieć wrażenie, że się naprawdę żyje, to jedno, a wylądować z nim łóżku to już zupełnie co innego.
– Jane!
– Cóż, taka jest prawda. Powinnaś uważać, moja droga, obie dobrze o tym wiemy.
Jane była starsza od Aleksy i z pewnością nie można o niej powiedzieć, że była naiwna. Ku wiel¬kiemu rozczarowaniu ojca postanowiła nie wycho¬dzić za mąż, twierdząc, że jeszcze nie poznała od¬powiedniego mężczyzny. Lecz sezon towarzyski dopiero się rozpoczął. J ane była ładna, zgrabna, a ze względu na majątek i wpływy ojca o jej przychylność bezustannie zabiegała cała rzesza konkurentów. Być może w najbliższym czasie Jane będzie gotowa, aby dokonać wyboru.
Aleksa pochyliła się i uściskała znacznie niższą przyjaciółkę
– Będę uważać. Obiecuję
Był już niemal świt, kiedy Damien wrócił do apartamentu, który wynajął na czas trwania se¬zonu, w hotelu Clarendon, jednym z najbardziej prestiżowych w Londynie. Sciany były wyłożone boazerią z ciemnego drewna, podłogi pokrywały perskie dywany, co nadawało temu miejscu bardzo męski charakter, a zarazem przypominało mu o rodzinnym domu, łagodząc nieco awersję do za¬tłoczonych ulic, hałasu i smrodu miasta.
Lokaj otworzył przed nim drzwi z ciętego szkła.
Wszedł do pogrążonego w półmroku holu, gdzie za źródło światła służyło kilka pozłacanych świecz¬ników. Damien ledwie to zauważył, skupiając my¬śli na minionym wieczorze. Spotkanie z damą w ogrodzie sprawiło, że jego ciało było napięte ni¬czym cięciwa łuku.
Od wielu dni chodził za nią, obserwował każdy jej ruch, rozmyślając o nagrodzie, jaką w końcu od niej zdobędzie. Po pocałunku, po jej ognistej na niego reakcji, poczuł, że potrzebuje kobiety. Bardzo. Wcześniej odwiedził Satynową Podwiąz¬kę, zapłacił sowicie za małą, śliczną kurtyzanę o ciemnokasztanowych włosach i pozwolił, by za¬spokoiła jego żądze. Teraz po raz pierwszy od bar¬dzo dawna czuł się rześki, wypoczęty i gotowy do kontynuowania swojej kampanii.
Wchodząc po schodach wyłożonych rozanym drewnem, uśmiechnął się nieznacznie. Spotkanie w ogrodzie wypadło nawet lepiej, niż sobie zapla¬nował. Oczywiście nie miał zamiaru całować Alek¬sy. Ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzył, było zraże¬nie do siebie tej kobiety.
Wsunął klucz do ciężkiego, mosiężnego zamka, a wtedy jego uśmiech nieco stwardniał, zdławiony nutą goryczy. Od początku wiedział, że Aleksa Garrick nie wystraszy się tak łatwo. Była przyzwy¬czajona do sterowania mężczyznami, zabawiania się ich uczuciami, prowadzenia gry zwanej flirtem.
Zanim doszło do pocałunku, zastanawiał się, czy ona wciąż jest dziewicą, ale potem nie miał już cie¬nia wątpliwości, bo drżenie jej ciała powiedziało mu, że nigdy dotąd nie zaznała prawdziwej na¬miętności. Ale fakt, że była nietknięta, czynił tę zdobycz jeszcze słodszą.
Pomyślał o ich następnym spotkaniu, do którego miało dojść za kilka dni w pałacu księcia Dan¬dridge w Grosvenor. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zanim nastanie noc, Aleksa Garrick stanie się jego dłużniczką. A będzie to dług ogromny.
To był kolejny klucz do niej, jaki odkrył. Pan¬na Garrick lubiła stoły obite zielonym suknem. Lu¬biła je odrobinę za bardzo. Zwykle towarzyszył jej brat, który pilnował, by nie grała za ostro i nie popa¬dła w tarapaty. Lecz skoro wicehrabiego nie będzie w polu widzenia, a myśli Aleksy będą krążyć wokół rozwijającego się między nimi zauroczenia, trudno przewidzieć, jaką kwotę może przegrać.
Nie w tym rzecz, że była złym graczem. Jeśli doj¬dzie do gry, zamierzał ją oszukać.
Damien zamknął drzwi do swojego niedużego, lecz eleganckiego apartamentu. Było w nim nieco duszno, lecz otwarcie okien wpuściłoby' do środka jedynie ciężkie londyńskie powietrze. Załował, że nie jest w domu, w zamku Falon, w salonie z wido¬kiem na ocean, że nie oddycha świeżą bryzą zrywa¬jącą się z morskich fal.
Miał jednak nadzieję, że wkrótce tam wróci, mo¬że już za dwa tygodnie. Aleksa Garrick chwyciła przynętę, a więc niebawem zatrzasną się misternie zastawione na nią sidła.
Idąc przez pokój, rozwiązał i zdjął fular, po czym zaczął rozpinać koszulę. Ta mała dziwka była nie¬zła, lecz nie zaspokoiła jego pożąąania do Aleksy Garrick. Chciał ją posiąść, ukarać za to, do czego się przyczyniła. Zrobi to dla Petera.
A teraz, gdy skosztował odrobinę jej słodyczy, pomyślał, że w pewnym stopniu zrobi to również dla siebie.
Nie zamierzał zaprzeczać, że sprawi mu to ogromną przyjemność.
Rozdział 2
– Jak wyglądam? – Aleksa stała przed oprawio¬nym w złoconą ramę lustrem i obracała się, trzy¬mając rąbek jedwabnej spódnicy, sprawdzając nie¬mal nieprzyzwoicie wycięty dekolt alabastrowej sukni z podwyższoną talią.
Suknia miała krótkie bufiaste rękawy z najcień¬szego tiulu, a stanik był bogato zdobiony perłami, które ciągnęły się delikatnymi liniami poniżej pier¬si, szeleszcząc zmysłowo przy każdym jej ruchu i odbijając blade światło lampy. Perły miała wple¬cione również w wieniec z warkocza kasztanowych włosów, sznur na szyi, i po jednej kołysało się obok każdego jej ucha.
– Nigdy nie wyglądałąś cudowniej – powiedziała J ane. Aleksa uśmiechnęła się.
– Dziękuję. – Myśląc o oczekującym ją wieczorze i przystojnym, śniadym lordzie, odetchnęła gtęboko, by uspokoić nerwy. – Jestem spięta jak kotka, a on pewnie nie spędzi tu dużo czasu, o ile w ogóle się zJawI.
– Być może jest draniem, ale nie głupcem. Mo¬żesz być pewna, że przyjdzie. – Jane wygładziła nieposłuszny kosmyk wśród krótkich, ciemnych loczków. Sama również wyglądała ślicznie. – Naj¬pewniej zaczeka do końca wieczoru w nadziei, że dopadnie cię samą.
– Aleksa kiwnęła głową.
– A ty, Jane? Czy jest ktoś wyjątkowy, kogo będziesz dziś wypatrywać? Może to lord Perry.
– Lord Perry? On okazał większe zainteresowa¬nie tobą niż mną – powiedziała nagle zarumienio¬na lane.
– To nieprawda! Lord Perry był dla mnie miły wyłącznie ze względu na ciebie. Wie, że jesteśmy bliskimi przyjaciółkami. Myślę, że liczy na moją pomoc w zabiegach o' twoją rękę.
J ane rozpromieniła się.
– Naprawdę tak myślisz? – J ane miała na sobie bladoróżową suknię bogato wyszywaną i zdobioną lśniącymi błyskotkami. Teraz jej ciepłe brązowe oczy zapłonęły z podniecenia. Naprawdę wygląda¬ła dziś wyjątkowo atrakcyjnie.
– To jak najbardziej możliwe. – Reginald Cham¬ners, lord Perry, najwyraźniej był obiektem zainte¬resowania Jane. Aleksa miała nadzieję, że z wza¬jemnością – Ostatnio zachowywał się bardzo tro¬skliwie, szczególnie w twoim towarzystwie.
– Tak, chyba masz rację… – Uśmiechnęła się uj¬mująco, chwytając Aleksę za ramię. – Przyrzekam, że niedługo się tego dowiem. Chodźmy już. Naj¬wyższy czas, abyśmy dołączyły do towarzystwa.
Aleksa odetchnęła uspokojona, po czym obie ruszyły do drzwi. Znowu znajome łaskotanie. Nie doświadczyła tego już od bardzo dawna, a bez wąt¬pienia było to bardzo miłe uczucie.
Od śmierci Petera spędzała większość czasu, uni¬kając ludzi. Dzieląc z bratem zamiłowanie do koni, dużo jeździła wierzchem, bezskutecznie próbując pozbyć się poczucia winy, a doskonalenie jazdy konnej traktowała jako formę kary. I na mężczyzn zupełnie nie zwracała uwagi. A nawet gdyby było inaczej, ci, którzy odwiedzali ją w Marden, nie wzbudzali w niej nawet cienia zainteresowania.
Pomyślała o lordzie Palonie, zastanawiając się, kiedy hrabia się pojawi. Wciąż prawie nic o nim nie wiedziała, jednak intrygował ją jak żaden inny mężczyzna w całym jej dotychczasowym życiu. Uśmiechnęła się. Ten wysoki i śniady był całkowitą niewiadomą
Aleksa zamierzała powolutku odkrywać tajem¬nice, które tak usilnie próbował ukryć.
Zaplanowane przez księcia małe przyjęcie oka¬zało się fetą na trzysta osób, co nie stanowiło żad¬nego problemu w wielkim georgiańskim pałacu przy Grosvenor Squa~e. W blasku świec z kryszta¬łowych żyrandoli w Zółtym Salonie grała orkie¬stra, lecz Aleksa była zbyt zdenerwowana, żeby tańczyć. Dlatego wędrowała z jednej pełnej prze¬pychu sali do następnej, uśmiechając się, wdając się w zdawkowe konwersacje, i ciągle zastanawia¬jąc się, kiedy pojawi się hrabia.
O dziwo, był tam już od dłuższego czasu, zanim odkryła jego obecność w Sali Indyjskiej. Przynaj¬mniej tak się wydawało, sądząc po stercie wygra¬nych, jaką miał przed sobą na stoliku obitym zielo¬nym suknem.