– Nic się nie bój, ma belle. Na twoją pierwszą noc wybiorę mężczyznę wartego twoich wdzięków. Oczywiście musi mi dobrze zapłacić, ale osobiście dopilnuję, żeby odpowiednio wprowadził cię w półświatek.
Aleksa przygryzła wargę. Mężczyźni tłoczący się w salonie na dole podeszli nieco bliżej, podnosząc głowy, wskazując ją palcami i wulgarnie dowcipku¬jąc. Wśród nich stało z pół tuzina roznegliżowa¬nych kobiet, których nagie piersi co chwilę obma¬cywali, rzucając prymitywne uwagi.
– Ja… nie mogę tego zrobi G – powiedziała Alek¬sa, zbierając całą odwagę, ostatni raz jako kobieta, która niemalże była już przeszłością. – Proszę, bła¬gam, niech mnie pani wypuści.
Celeste uderzyła ją w twarz.
– Zrobisz to. Zrobisz wszystko, co ci każę! Pod¬łożysz się temu, którego ci wybiorę, i pozwolisz, że¬by dostał wszystko, na co ma ochotę.
Aleksa jęknęła żałośnie. Piekł ją policzek, kola¬na zaczynały odmawiać posłuszeństwa.
Celeste Dumaine tylko się uśmiechnęła.
– No, już lepiej. A teraz zejdziesz za mną na dół. Posłuchała, jednak zatrzymała się w połowie drogi, podczas gdy madame Dumaine nie zwolniła kroku. Droga ucieczki na górę była odcięta, gdyż na podeście pojawił się uśmiechnięty rosły Fran¬cuz, jeden z pracowników Le Monde. Na dole stał wielki brodaty Murzyn, drzwi pilnowało kilku in¬nych mężczyzn.
Aleksa przełknęła cisnące się do gardła łzy. Nie będzie płakała! Nie będzie! Przeżyje i tę noc, i na¬stępne. I znajdzie jakiś sposó~, żeby stąd uciec i wrócić do Anglii. Zapomni o tym, co zrobią z jej ciałem – i znowu będzie bezpieczna.
Z cienia pod galeryjką Damien obserwował schody. Zacisnął mocno zęby i instynktownie zwi¬nął dłonie w pięści. Lecz po chwili z wysiłkiem je rozprostował..
Nadal miał na sobie długą, czarną pelerynę z po¬stawionym kołnierzem, który pomagał mu ukryć twarz. Zaraz po przybyciu rozmawiał krótko z Cele¬ste Dumaine, wyraził swoje zainteresowanie Angiel¬ką, a nawet próbował ją odkupić, lecz na tę ostatnią propozycję odpowiedzią był jedynie śmiech.
– Może pan kupić jej względy, monsieur, lecz tyl¬ko na jedną noc. La Belle Anglaise należy do mnie. Sama będę wybierać jej adoratorów, mężczyzn z dużą sakiewką, takich, którzy będą potrafili deli¬katnie dotykać jej aksamitną skórę. Ta dziewczy¬na jest dla mnie warta więcej niż góra złota.
Wciąż nie miał pewności, czy tą kobietą jest Aleksa, lecz domaganie się dalszych wyjaśnień byłoby już szaleństwem. W tej sytuacji tylko wzruszył ramionami.
– Jedna noc przyjemności wystarczy mężczyź¬nie… o ile ona rzeczywiście jest aż tyle warta.
– Jest warta, sam pan zobaczy. Jednak pozosta¬je pytanie, czy pan ma dosyć pieniędzy? – Celeste znowu zaśmiała się ochrypłym, dziwnie lubieżnym głosem. Damien wycofał się do cienia.
Stał nieruchorno, czekając na rozpoczęcie licyta¬cji. Miał pewność, że to nie będzie Aleksa, a zara¬zem modlił się, aby było inaczej i aby nie zaznała do tej pory żadnej krzywdy.
Wreszcie stanęła u szczytu schodów. Rozpusz¬czone ogniste włosy kładły się kaskadą na jej ra¬mionach. Ostatnie wątpliwości prysły. Serce Da¬miena łomotało w piersi, poczuł gwałtowny przy¬pływ emocji, nogi zrobiły się jak z waty.
Aleksa. Jej imię samo uformowało się w jego myślach, lecz nie powiedział go na głos. W milcze¬niu podziękował Bogu za to, że jest cała, i za to, że udało mu się znaleźć w tym miejscu. Poczuł ulgę i wdzięczność tak ogromną, że z trudem opanowy¬wał drżenie rąk.
Obserwował ją z głębokiego cienia, tłumiąc prag¬nienie, by natychmiast znaleźć się blisko niej. Te¬raz musiał skoncentrować się na zadaniu. Była ubrana stosownie do okoliczności – co stwierdził z narastającą złością – miała zmysłowo wyeeksponowane ciało, zakryte tylko na tyle, by kusić, nie zaś by ochronić ją przed dzikim tłumem gapiących się pożądliwie mężczyzn.
Była blada i nieszczęśliwa, otępiała i osamot¬niona, lecz piękniejsza niż kiedykolwiek. Chciał wyciągnąć pistolet i nakarmić ołowiem każdą z tych lubieżnych kreatur. Chciał wejść na schody, wziąć ją w ramiona i zabrać z tego okropnego miejsca.
Pragnął przytulać ją i całować, powiedzieć, jak bardzo za nią tęsknił.
Lecz zamiast tego musiał czekać na właściwy moment, skupiając się na głównym celu, choć na zewnątrz zachowywał się ze swobodną nonsza¬lancją. Cały czas starannie ukrywał się w cieniu, aby go nie zobaczyła i w jakiś sposób nie zdradziła, kim jest. Teraz nie było miejsca na najmniejszy błąd, mieli tylko jedną, jedyną szansę. Mógł skończyć na dnie zimnej Sekwany,,zaś ona… Nawet nie śmiał o tym myśleć.
Licytacja w końcu się rozpoczęła, pogrążając sa¬lę w chaosie. Dziesięć franków, dwadzieścia, sto. Jakiś gruby kupiec usiłował wejść na schody, żeby dokładniej zbadać nagrodę, lecz wielki Murzyn jednym szarpnięciem posłał go na podłogę. Ce¬na wciąż rosła. Damien podniósł swoją laskę, wi¬dząc, jak na twarzy madame Dumaine pojawia się uśmiech zadowolenia. Widział wyraźnie, że zyska jej aprobatę, o ile tylko ma dostatecznie dużą kie¬sę. Podwoił ostatnią ofertę z nadzieją, że to zakoń¬czy aukcję, lecz został przebity.
Znowu zalicytował dwa razy więcej niż poprzednik. Zapadła głucha cisza. Aleksa spoglądała w kierunku zacienionego miejsca, blednąc jeszcze bardziej. Padły kolejne propozycje, lecz Damien znowu dał znak laską, co definitywnie zakończyło licytację. Mężczyźni wydali radosny pomruk, zaś Aleksie wyrwał się z gardła przeraźliwy krzyk.
Chwiejnym krokiem zbiegła po schodach, żeby przepchnąć się do drzwi, lecz wielki brodaty Mu¬rzyn i dwóch innych ludzi chwyciło ją i uniosło po¬nad tłumem. Płakała, jęcząc tak żałośnie, że Damien ostatnią resztką woli powstrzymywał się, by nie ruszyć w tłum, by znaleźć się przy niej.
Jednak jeszcze nie mógł tego zrobić, mimo że pod czarną peleryną jego ciało było napięte do granic wytrzymałości. Zmuszając się do uśmie¬chu, wręczył madame Dumaine zapłatę.
– Lubię kobiety z charakterem. Widzę, że ce¬na wcale nie jest wygórowana.
– Kupił pan prawdziwy skarb, o czym się pan przekona, gdy pójdziemy do niej na górę.
Skinął głową. Bał się o Aleksę, niecierpliwie czekał, żeby się z nią spotkać, a jeszcze bardziej niecierpliwie, żeby zabrać ją z tego odrażającego miejsca. Tymczasem spokojnie pozwolił, żeby ko¬bieta zaprowadziła go na górę.
Aleksa miotała się i szarpała, by wyrwać się przytrzymującym ją mężczyznom. Otworzyła usta, żeby krzyknąć, ale wsadzili jej między zęby kawa¬łek szmaty i umocowali go obwiązanym wokół gło¬wy paskiem materiału. Położyli ją na materacu i przywiązali za nadgarstki do żelaznej ramy łóżka. Więzy miała także na kostkach, jej nogi rozsunię¬to i przymocowano do rogów łóżka, aby była otwarta i wyeksponowana, zawstydzona i bezbron¬na dla mężczyzny, którX ją weźmie. Pomyślała o nim teraz, o jego cieniu, bo nic innego wtedy nie dostrzegła w ciemnym kącie.
Jak wyglądał? Zastanawiała się, czując nieprzy¬jemny dreszcz na wspomnienie czarnej peleryny z postawionym kołnierzem.
To musi być sam diabeł, pomyślała z goryczą, a ja jestem jego nagrodą.
Poczuła się tak nieszczęśliwa i pełna rozpaczy, jak jeszcze nigdy w życiu. Tej nocy nie będzie pa¬nią swojego ciała, lecz jej dusza pozostanie niedo¬stępna. Bez względu na to, co się wydarzy, bez względu na zło, jakie jej wyrządzą, nie straci tej cząstki siebie, która jest jej wyłączną własnością.
Cząstki, którą kiedyś oddała mężowi.
Pomyślała teraz o nim, ogarnięta kolejną falą przejmującego smutku. Być może, jeśli mocno za¬ciśnie oczy, uda jej się wyobrazić sobie, że nachyla¬jący się nad nią mężczyzna to właśnie Damien? Widziała w jego twarzy tęskn,otę, która ciągnęła ją do niego od dnia ich pierwszego spotkania. Być może, jeśli będzie dobrze udawała, poczuje taką radość jak wtedy, gdy była z nim, gdy się kochali; przypomni sobie niesamowitą głębię emocji, której przy nim zaznała.
Z korytarza dobiegły jakieś dźwięki. Spojrzała na drzwi. Ten mężczyzna wejdzie tu lada chwila.
Wzdrygnęła się. Jakże mogła sama siebie oszu¬kiwać? Zaden mężczyzna nie dotknie jej, nie poru¬szy, nie podgrzeje krwi i nie przyspieszy bicia jej serca tak, jak potrafił Damien. O Boże, gdzież on teraz jest?!
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła Celeste Dumaine. Wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu odwrócił się tak szybko, że nie zdążyła zobaczyć je¬go twarzy. Odpiął ozdobną klamrę pod szyją i rzu¬cił pelerynę na pobliskie krzesło.
– Niecierpliwie oczekuję tego wieczoru pełnego przyjemnych doznań – powiedział. – Merci beau¬coup, madame.
– Ależ nie, monsieur. Nic pan nie rozumie. Na¬sze sprawy nie są jeszcze zakończone. Zostanę tu jakiś czas i dopilnuję, żeby ma belle została potraktowana z delikatnością.