Kiedy uniósł grube, czarne brwi, Aleksa wstrzy¬mała oddech.
– Chyba nie zamierza się pani przyglądać – po¬wiedział mężczyzna. Na dźwięk znajomego głosu, który mówił po francusku z charakterystyczną miękką intonacją, cały świat zawirował.
Damien! Na Boga! To na pewno sen, przecież ten mężczyzna nie może być jej mężem!
Celeste tylko się uśmiechnęła.
– Co panu przeszkadza, jeśli zostanę? Będzie miał pan zajęte myśli znacznie ważniejszymi sprawami.
– Przecież to absurd. Chyba zapłaciłem dosyć. Ale jeśli pani chce więcej…
Celeste zesztywniała.
– Jeśli tak pan uważa, monsieur, to niech pan za¬biera swoje pieniądze i idzie stąd. Mówiłam już wcześniej, że ona jest pod moją specjalną ochroną. Jeśli nie chce pan, żebym została, przynajmniej przez jakiś czas, to znajdę mężczyznę, który się na to zgodzi.
Przyglądał się jej przez chwilę, potem przeniósł wzrok na stojącego kilka metrów dalej Murzyna. W końcu nonszalancko wzruszył ramionami.
– To chyba bez znaczenia. A może nawet będzie bardziej podniecające, n'est cepas?
Nieco zdziwiona, uśmiechnęła się.
– Może. – Wydawała się usatysfakcjonowana je¬go odpowiedzią. Usiadła w fotelu ustawionym w nogach łóżka, podczas gdy jej czarny sługa sta¬nął za drzwiami. – Chyba będziemy musieli się o tym przekonać.
Damien zaklął w duchu. Być może udałoby mu się ją ogłuszyć, zanim podniesie alarm, ale pewności nie miał. Była to jednak ostateczność. Wciąż maksymal¬Ilie skoncentrowany, skierował wzrok na Aleksę, sy¬cąc się jej widokiem, ogarnięty ogromną tęsknotą, którą na razie musiał zdusić, gdyż najważniejsze by¬lo zapewnienie jej bezpieczeństwa. Popatrzył na nią znacząco, niosąc milczącą wiadomość, w nadziei, że ona spostrzeże ukrytą w jego oczach czułość, radość z faktu, że widzi ją żywą.
Kiedy zobaczył ją związaną i zakneblowaną, ogarnęła go złość, ale powoli napięcie ustąpiło. Cokolwiek sobie myślała, na pewno by go nie zdra¬dziła, a wkrótce on sam przyniesie jej wolność.
Przykląkł obok łóżka, patrząc jej prosto w oczy, w których znalazł niepewność, cierpienie i nadzie¬ję zmieszaną ze strachem.
Nachylił się i delikatnie ujął dłońmi jej twarz. – Już dobrze, cherie. Musisz mi zaufać.
Kiwnęła głową, zamykając oczy. Spod gęstych ciemnych rzęs wypłynęło kilka łez. Kiedy pochylił się i scałował je, spięte ciało Aleksy nieco się roz¬luźniło. Rozwiązał knebel i wyjął go z jej ust. Obli¬zała drżące wargi.
– Nie bój się – powiedział na tyle głośno, żeby usłyszała go Celeste. – Nie zrobię ci nic złego. – Nachylił się i pocałował ją, przebiegając języ¬kiem po jej ustach. Przypominał sobie ich smak, walcząc z przemożnym pożądaniem, jakie nagle na niego spłynęło. Wsunął język do środka, do¬tknął nim wilgotnych kącików jej ust. Kolejny po¬całunek już odwzajemniła, delikatnie pieściła go językiem, mówiąc tym sposobem to, czego nie śmiała wyrazić słowami.
Przesunął dłonie po ramionach Aleksy, wargami muskał jej szyję, pozostawiając wilgotne ślady po gorących pocałunkach.
– Zaufaj mi – powtórzył, myśląc o kobiecie sie¬dzącej tuż obok. Wiedział, czego ona oczekuje, więc ujął dłonią i ścisnął pierś Aleksy, aż małe podmalowane na różowo sutki zrobiły się twarde i nabrzmiałe.
Aleksa jęknęła cicho, po czym spojrzała na Ce¬leste i zarumieniła się wstydliwie.
– Czy chcesz, żeby madame Dumaine wyszła? – spytał.
Kiwnęła głową.
– Niedługo wyjdę, moja ty gołąbeczko – obieca¬ła Celeste. – Niedługo będziesz go miała tylko dla siebie.
Damien przeklął ją w myślach. Pochyliwszy się, zaczął całować śliczne piersi swojej żony, zlizując językiem warstwę pudru. Starał się nie zwracać uwagi na jego erotyczny, słodko-gorzki smak. Cho¬ciaż wcale tego nie chciał, poczuł sztywność w no¬gawce obcisłych czarnych spodni. Było mu z tym niewygodnie, więc poruszył się, przesuwając na¬brzmiałą męskość wyżej, w kierunku brzucha.
Sięgnął do jedwabnej wstęgi, którą Aleksa miała związane nadgarstki, rozwiązał ją i uwolnił dłoń. Znowu pocałował pierś, delikatnie ciągnąc zębami sutek. Jęknęła cicho, wsuwając palce w jego włosy. Kiedy wygięła plecy, otworzył usta, żeby jeszcze bar¬dziej się nią nasycić. Smak miękkiej, gładkiej skóry sprawił, że Damien niemalże zapomniał, gdzie jest, zapomniał, że obserwuje Ich siedząca w pokoju Francuzka. Rozwiązał węzeł krępujący drugi nad¬garstek Aleksy, a ona objęła go obiema rękami za szyję. Całował ją długo i namiętnie, wsuwając głęboko język, którym kosztował ją niczym miód.
– Mon Dieu, ależ ty jesteś słodka – szepnął, zwal¬czając kolejną falę pożądania. Zły był na siebie, że nie potrafi się opanować, jeszcze bardziej wściekły na kobietę, przez którą znaleźli się w takim poło¬zemu.
Aleksa zaczęła coś mówić, lecz uciszył ją kolej¬nym głębokim i gorącym pocałunkiem, po którym oboje zadrżeli, leqwie świadomi otoczenia. Boże, jakże jej pragnął. Zyła, była jego, nigdy jeszcze nie potrzebował jej tak bardzo jak teraz.
Ręce Damiena błądziły po jej brzuchu, minęły płaską część pod pępkiem, wreszcie palce wsunęły się w gęstwinę kasztanowych włosków. W tym mo¬mencie mimowolnie zareagowała cichym wes¬tchnieniem. Przysunęła swoje ciało w kierunku je¬go dłoni. Gdy nabrała gwałtownie powietrza i po¬ciągnęła sznurki, którymi miała przywiązane nogi do łóżka, Damien znieruchomiał, uświadomiwszy sobie, co zamierzał zrobić. Miał łzy w oczach, prze¬klinał się za własną głupotę
Spojrzał świdrującym wzrokiem na Celeste.
– Czy zostawi nas pani samych, czy też ta dziew¬czyna ma cierpieć z powodu pani perwersyjnych upodobań?
Celeste wstała. Była wyraźnie poirytowana, więc Damien przygotował się na jej ogłuszenie. Miał nadzieję, że zdąży to robić, zanim ona krzyknie. Jednak w tym momencie spostrzegła łzy na policz¬kach Aleksy.
– Ma pan rację, monsieur – westchnęła. – To moja wina. Ona nie ma doświadczenia w takich sprawach. Przecież jest mnóstwo czasu, n'esl ce pas? Może kiedyś, w przyszłości…
Damien uśmiechnął się.
– Mądra z pani kobieta, madame Dumaine. Mo¬że pani spać spokojnie. Ta pani cudowna belle An¬glaise jest w dobrych rękach.
Celeste odpowiedziała uśmiechem i ruszyła do drzwi.
– Baw się dobrze, moja gołąbeczko – powiedzia¬ła. Wyszła na korytarz i zamknęła za sobą drzwi.
Damien natychmiast odwrócił się do Aleksy.
Szybkimi, pewnymi ruchami zdjął więzy z jej ko¬stek i wziął ją w ramiona.
– Aleksa słodki Jezu, myślałem, że nie żyjesz!
– Damien – Objęła go z całej siły, płacząc mu prosto w ramię. Trzymała go mocno, jakby się bała, że go wypuści.
– Już dobrze, cherie, teraz już nikt cię nie skrzywdzi. – Trzy.mał ją w ramionach jeszcze chwilę, całując, gładząc po włosach. W końcu sięgnął po pelerynę i troskliwie owinął nią Aleksę.
– Jak stąd wyjdziemy? – spytała. – Ta kobieta za¬blokowała okna.
Podszedł do nich i odsunął ciężkie zasłony z frędzlami. Wąskie okna były zabite od zewnątrz grubymi poprzecznymi belkami. Teraz deski wisia¬ły luźno na jednym końcu, zaś wystraszony Clau¬de-Louis stał na malutkim balkoniku z żelazną ba¬lustradą
– Szybko – powiedział. – Lada chwila mogą za¬uważyć karetę.
Damien skinął głową, wdzięczny, że przyjacielo¬wi udało się ustalić, w którym byli pokoju. Wrócił do łóżka, wsunął rękę pod kolana Aleksy, podniósł ją i zaniósł do okna. Przekazał żonę w ręce przyja¬ciela i jednym susem przesadził barierkę i zesko¬czył na ulicę.
– Jestem gotów – powiedział, patrząc do góry.
Zanim Aleksa zdążyła się zorientować, z duszą na ramieniu leciała w powietrzu, by wylądować w silnych ramionach czekającego na dole męża.
– Wszystko w porządku? – spytał, uśmiechając się czule. Potwierdziła ruchem głowy, wtulając się w niego i mocno obejmując go za szyję
Po chwili znaleźli się w karecie, gdzie ostrożnie posadził ją sobie na kolanach. Mężczyzna nazywany Claude wspiął się na kozioł, chwycił lejce i smagnął konie do szybkiego kłusa ciemną, wąską uliczką
Ostrożnie odsunął z jej policzka kosmyk wło¬sów.
– Nie zostałaś… oni nie skrzywdzili cię, prawda?
– Pokręciła głową. – Bogu dzięki. – Ujął w dłonie twarz Aleksy i pocałował ją
Był to gorący, namiętny pocałunek, który podsy¬cił w nim ogień rozpalony w obskurnym pokoiku na górze. Wtedy wstydziła się swojej własnej reak¬cji. Ale teraz byli już sami, więc oddała pocałunek, rozchylając usta, zapraszając do środka jego język, drażniąc go, czując gładkie, śliskie mięśnie, przy¬wodzące na myśl jeszcze jeden gładki mięsień, któ¬ry znowu bardzo pragnęła poczuć w sobie.