Выбрать главу

Rzuciwszy mu tylko jedno spojrzenie, podeszła do siedzącego naprzeciwko niego niskiego, łysiejącego męzczyzny.

– Dobry wieczór, lordzie Cavendish. Mam na¬dzieję, że dobrze się pan bawi.

– Droga panno Garrick – odpowiedział baron.

Hrabia wstał z gracją, krępy baron zaś dość nie¬zdarnie, po czym nachylił się nad jej dłonią.

– Jakże miło panienkę widzieć.

– Minęło sporo czasu, prawda? O ile sobie przy¬pominam, graliśmy u lorda Sheffielda w zeszłym miesiącu. Mam nadzieję, że dzisiaj idzie panu lepiej.

– Jak dotąd, niestety, nie. Mam piekielnego pe¬cha. Ale tak zwykle jest, kiedy grywam z panem hrabią. – Odwrócił się do wysokięgo ciemnowłose¬go mężczyzny. – Oczywiście panienka zna lorda Palona?

– Ja…

– Obawiam się, że dotąd nie miałem tej przyjemności – wtrącił się gładko hrabia, szarmancko nachylając się nad jej dłonią.

Cavendish uśmiechnął się.

– To prawdziwa tygrysica przy grze w wista. Nie¬malże puściła mnie z torbami.

– Doprawdy? – Hrabia uniósł czarne brwi. – Sko¬ro tak, to może pani do nas dołączy, panno Garrick? To tylko towarzyska gra.

– Mam lepszy pomysł – powiedział baron. – Dzi¬siaj przegrałem już wystarczająco dużo, poza tym umieram z głodu. Niech panna Garrick zajmie moje miejsce. – Uśmiechnął się do niej ciepło, aż w kącikach oczu pojawiły się drobne zmarszczki. – To niemiecki wist. Dla dwóch graczy. Nie będę panience potrzebny.

Aleksa odwzajemniła uśmiech.

– Dobrze. – Popatrzyła na stół, ale wcale nie my¬ślała o kartach, lecz o przystojnym lordzie Palonie, i to od momentu, gdy tylko go ujrzała.

Kiedy Cavendish powędrował w kierunku drzwi, hrabia wysunął krzesło, aby mogła zająć miejsce naprzeciwko niego, po czym sam usiadł i wziął kar¬ty. Potasował talię, a ten cichy szelest zagłuszał ło¬motanie serca Aleksy. Zaczął rozdawać pełnymi gracji, precyzji i pewności siebie ruchami. Wspo¬mniała ciepło tych dłoni, gdy ujął nimi jej twarz do pocałunku, i poczuła suchość w ustach, poczu¬ła, jak na jej twarz spływa fala gorąca.

– Podobno lubi pani grać – powiedział.

– Owszem, bardzo mnie to pasjonuje.

– Pomyślałem sobie, że dzięki temu będziemy mieli sposobność, aby porozmawiać.

Przesunęła wzr.okiem po jego twarzy, zauważa¬jąc pięknie rzeźbione linie, a także małą bliznę pod lewym uchem.

– A baron?

– To nieodebrany dług. – Uśmiechnął się. – Powiedziałem mu, że chciałbym panią poznać.

Aleksa nic więcej nie powiedziała.. Karty zostały rozdane, a ona z wysiłkiem próbowała skoncentro¬wać się na grze. W normalnych warunkach byłoby to proste. Uwielbiała hazard. W Marden godzinami grywała z Rayne'em i Jo, zaś od przyjazdu do Londy¬nu grała jeszcze więcej. Uwielbiała wyzwania, dreszcz emocji wywołany zwycięstwem. Wszystkie znane jej damy także uprawiały karciany~hazard, zwykle o ja¬kieś drobne stawki, jednak było wśród nich kilka ko¬biet obstawiających naprawdę pstro. Aleksa grywała właśnie z nimi, rzucając na stół znacznie większe kwoty, niż powinna, lecz zazwyczaj wygrywała.

Ostatnio spędzała w ten sposób mnóstwo czasu.

Zdarzało jej się też obstawiać na loterii albo skusić się na partyjkę małego go – skromniejszą, niezu¬pełnie legalną wersję gry. Czasami wygrywała, czę-sto wychodziła na zero, niekiedy przegrywała tro¬chę więcej, niż pierwotnie zamierzała. Rayne zru¬gał ją za to kilka razy, opowiadając historię ksi꿬nej Devonshire, którą nieopanowane zamiłowanie do hazardu doprowadziło do utraty fortuny. Jed¬nak Aleksa wciąż grała, a Rayne'a chyba przestało to w końcu obchodzić.

Obiecała mu, że zachowa ostrożność, przecież nie była już dzieckiem. Miała pieniądze, które mo¬gła wydawać według własnego widzimisię, i nie po¬trzebowała do tego braterskiego pozwolenia.

– Teraz pani rozdaje, panno Garrick – usłyszała głos, który wyrwał ją z zamyślenia. Wyglądał nie¬zwykle atrakcyjnie: przystojny, w idealnie skrojo¬nym szarym fraku, bordowej kamizelce i ciemno¬szarych spodniach. Te posępne barwy, w które zwykle się ubierał, jedynie dodawały mu mrocznej atrakcyjności.

Przy kartach czas szybko mijał. Aleksa popatrzy¬ła na talię i przygryzła dolną wargę. Przez cały wie¬czór systematycznie przegrywała.

– Może zrobimy krótką przerwę? Chyba opuści¬ło mnie szczęście.

– Nonsens – odparł hrabia. – Czyżby pani nie pamiętała kilku ostatnich rozgrywek? Pani szcz꬜cie zaczęło się odmieniać. – Faktycznie, wygrała kilka ostatnich rozdań. Wpatrywał się w nią nie¬bieskimi oczami, a ona poczuła, jak jej serce wprost zamiera. – Oczywiście, możemy przerwać, chyba że… boi się pani wyzwania.

Wyprostowała się. Jeśli sądził, że stchórzyła, to był w grubym błędzie.

– A więc, do kart, milordzie. Przed nami jeszcze wiele godzin. Powiedziałabym nawet, że dopiero co zaczęliśmy. Uśmiechnął się, a ona jeszcze raz pomyślała, ja¬ki z niego przystojny mężczyzna. Być może nie w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, gdyż Falon wcale nie był ładny. Miał twarde, mocno rzeźbione rysy twarzy, kształtne i męskie czarne brwi. To nie był chłopiec, ale mężczyzna w każdym calu.

Rozejrzała się po wysoko sklepionej sali, nie¬świadomie porównując go z innymi siedzącymi w pobliżu dżentelmenami. Wśród grających było również kilka kobiet, zaś przy jednym z zielonych stolików panie i panowie grali w faro. Spostrzegła, że niektóre kobiety rzucają hrabiemu ukradkowe spojrzenie, a kilku mężczyzn od czasu do czasu spogląda na niego z wyraźną wrogością.

Grali dalej. Mijały kolejne kwadranse, on wciąż się uśmiechał, a gdy prawił jej komplementy, ru¬mieniła się i czuła dziwne drżenie rąk. Był bardziej czarujący niż kiedykolwiek wcześniej, no i te oczy…

Zawsze uważne, podziwiające ją bez słów, wyra¬żające pożądanie, mówiące, że jej obecność przy stoliku jest tym, o czym marzył. I że pragnie jeszcze więcej.

Tłum osób przebywających w Sali Indyjskiej po¬woli topniał, chociaż kilku zapalonych graczy wciąż oddawało się swojej pasji, a wśród nich Aleksa i hrabia. Reszta towarzystwa udała się na późną kolację serwowaną na długim bufecie w jadalni.

Aleksa przez cały wieczór nic nie jadła, tylko po¬pijała sherry z kieliszka, który – przy dziesiątkach kręcących się dookoła służących – wydawał się nie mieć dna. Gdyby nie napięte nerwy i obecność śniadego hrabiego, z pewnością byłaby już mocno podchmielona.

– Pani kolej, panno Garrick.

Spojrzała na swoje karty. Powinna była skończyć już kilka godzin temu. Rayne byłby wściekły, gdy¬by się dowiedział, że spędziła tyle czasu w towarzy¬stwie lorda Falona, ale karty znowu się odmieniły. Trzymała całe naręcze atutowych pików i była na prowadzeniu.

To były najlepsze karty, jakie dostała przez cały wieczór. Jeśli dopisze jej szczęście, będzie mogła podnieść stawkę, odzyskać przegrane pieniądze i pokazać lordowi Falonowi, jakim to ona jest wspaniałym graczem.

Uśmiechnęła się.

– Myślę, że dotąd zachowywaliśmy się zbyt po¬wściągliwie, milordzie. Co pan powie na podwoje¬nie stawki?

Wygięta w łuk czarna brew uniosła się.

– Prowadzi pani dość niebezpieczny tryb życia, prawda?

– Jeśli to zbyt ostra gra, milordzie, to ja oczywiście…

Uśmiechnął się.

– Pani życzenie jest dla mnie rozkazem, milady. Tak więc stawki zostały podniesione i gra potoczyła się dalej. Niestety, jej dobra passa się skoń¬czyła i teraz karty lorda Falona z rozdania na roz¬danie okazywały się coraz lepsze.

– Pan… zupełnie mnie wykończył – przyznała jakiś czas później. – Chyba nigdy w życiu nie widziałam, żeby komuś tak szła karta.

– Po prostu łut szczęścia.

– I doskonała gra.

– Podobnie jak z pani strony, panno Garrick.

– Wstał z uśmiechem i podszedł, by odsunąć jej krzesło. – Jeśli chodzi o kwotę, którą pani przegrała, to nie sądzę, by nosiła pani przy sobie taką ilość gotówki. Chętnie przyjmę pisemne potwier¬dzenie.

– Tak… chyba straciłam rachubę, ile jestem winna. – Zerknęła na zapis, który lord Falon właśnie podniósł ze stołu.

Sprawdził kartkę i uniósł kąciki ust.

– Wygląda na to, że jest mi pani dłużna dzie¬więćdziesiąt tysięcy funtów.

Aleksa wydała zduszony okrzyk.

– Dziewięćdziesiąt tysięcy? – Serce załomotało jej w piersi, z każdą sekundą coraz mocniej ude¬rzając o żebra. – Nie wierzę, żeby to była aż tak wy¬soka kwota!.

– A dokładnie dziewięćdziesiąt tysięcy trzysta trzydzieści dziewięć.

– To… to musi być pomyłka, jakiś błąd w podsu¬mowamu…

– Taka kwota wynika z zapisu. – Podał jej kart¬kę, a ona popatrzyła na liczby, które zapisane czar¬nym atramentem w równym słupku niemalże oskarżycielsko odpowiadały na jej spojrzenie.

Aleksa przeczytała je raz, potem drugi. Nie było wątpliwości, że grała ostro i straciła małą fortunę. Uspokoiła oddech, wbijając wzrok w hrabiego.

– Czy tego właśnie paą, chciał? Moich pienię¬dzy? Czy właśnie dlatego pan mnie tropił i obser¬wował?

Rozejrzał się, aby sprawdzić, czy ktoś przysłu¬chuje się ich rozmowie, i stwierdził, że większość osób albo już wyszła, albo jest zajęta swoją grą.

– Tu nigdy nie chodziło o pieniądze, Alekso.

Wyprostowała ramiona, zastanawiając się, jak mogła dać się tak łatwo podejść i dlaczego teraz czuje się zdradzona.

– Nie musisz się obawiać, że ci nie zapłacę. Jestem bardzo bogata, o czym z pewnością wiesz. Niestety, może mi to zająć trochę czasu.

– Jak długo? – spytał.

– Mogę spłacać dług w małych ratach, tak jak wpływają kolejne sumy mojej pensji, ale to mój brat jest powiernikiem mojego majątku do czasu, aż wyjdę za mąż lub ukończę dwadzieścia trzy lata.

– Dlaczego nie poprosisz go o te pieniądze?

– Nie chcę wciągać Rayne'a w moje sprawy. To nie on jest dłużnikiem, lecz ja. Sama dopilnuję spłaty.

Sądziła, że zaoponuje, a,le on po prostu uśmiechnął się.

– Miałem nadzieję, że to właśnie powiesz.

– Co… jak to?

– Już ci mówiłem, Alekso, że nie chodzi mi o pieniądze, ale o ciebie, piękna damo. Pragnąłem cię od chwili, gdy po raz pierwszy cię ujrzałem.

Oblała się rumieńcem..

– O czym ty mówisz? Chyba nie sugerujesz, że…

– Dziewięćdziesiąt tysięcy to ogromna suma.

– Wbił w nią spojrzenie swoich świdrujących niebieskich oczu. – Spotkaj się ze mną i zostań ze mną na noc, a wtedy oddam ci twoje pisemne poświad¬czenie długu.

– Oszalałeś!

– Być może… A może wcale nie. Mam obsesję na twoim punkcie, Alekso. A twój brat z pewno¬ścią nie pozwoliłby mi zabiegać o twoje względy. Jestem zmuszony zrobić wszystko, co w mojej mo¬cy, aby cię zdobyć… choćby tylko na jedną noc.

Zawirowało jej w głowie. Boże przenajświęt¬szy! On chce ją uwieść! Tak bezwstydnie, bez ho¬noru, a teraz znalazł na to sposób, jeśli się tylko zgodzi.

– Jutro rano prześlę ci moje pisemne potwierdzenie.

– Znajdziesz mnie w hotelu Clarendon.

Sztywno,kiwnęła głową i chciała już odejść, lecz hrabia przytrzymał ją za ramię

– Oczekuję pieniędzy najpóźniej o tej porze za tydzień albo… obietnicy, że się ze mną spo¬tkasz. – Gładził palcami jej dłoń, zataczając deli¬katne kółka na wewnętrznej stronie. Ogarnęła ją fala gorąca, dostała gęsiej skórki.

– Zaplanowałeś to wszystko, prawda?

– Tak.

– Aż tak bardzo mnie pożądasz?

– Nawet bardziej. – Wpatrywał się w nią mocnym, błagalnym wzrokiem.

Uśmiechnęła się, zaciskając mocno usta.

– Dziękuję za interesujący wieczór. Dobranoc, lordzie Falon. – Uniósłszy poły sukni, odwróciła się i wyszła z sali.