Выбрать главу

– Wejdziemy? – spytała podekscytowana Alek¬sa, wyraźnie zafascynowana sztuczkami wielkiego brunatnego niedźwiedzia i półnagiego połykacza kamieni, dających pokaz dla grupki osób.

– Jeśli chcesz. – Damien uśmiechnął się tak cie¬pło, że zaparło jej dech w piersiach. – Chociaż przyznam, że wolałbym teraz robić coś innego. – Pocałował ją w szyję i wprowadził do wnętrza na¬miotu.

Tej nocy kochali się powoli, gdyż mieli za sobą długi. dzień. Czuła się nasycona i usatysfakcjono¬wana następnego dnia i bardziej optymistycznie patrzyła w przyszłość niż kiedykolwiek od wielu ostatnich tygodni.

Marie Claire pomogła jej się ubrać i Aleksa ze¬szła na dół, lecz Damiena już nie było. Potrzebo¬wał paru drobiazgów na zbliżające się generalskie przyjęcie, w którym mieli wziąć udział – tak przy¬najmniej poinformował Pierre'a. Aleksa pomyśla¬ła, że i jej przydałoby się to i owo. Kiedy odkryła, że Damien nie pojechał powozem, postanowiła zrobić krótką wycięczkę do małego sklepiku, który widziała niedaleko Rue des Petis Champs. Chcia¬ła kupić wachlarz pasujący do błękitno-srebrnej sukni oraz kilka par pantofli.

– Czy chce pani, żebym z nią pojechała? – spyta¬ła Marie Claire.

– Ach, nie, dziękuję – odparła Aleksa. Chciała spędzić trochę czasu sama. – Nie będzie mnie tyl¬ko godzinę.

– Więc niech przynajmniej zawiezie panią Clau¬de-Louis. Mąż będzie niezadowolony, jeśli wybierze się pani sama.

Aleksa zgodziła się od razu. Lubiła tego jasnwłosego mężczyznę, osobistego służącego męża, zresztą bardzo lubiła całą rodzinę Arnaux. Ponieważ nie zna miasta, pomyślała, że będzie się czuła bezpieczniej w jego towarzystwie.

Krótki wypad przeciągnął się do trzech godzin.

Gdy wracała do domu, kareta była pełna pudeł. Wysiadła przed głównym wejściem, gdzie stał inny powóz, którego nigdy do tej pory nie widziała. By¬ło to zgrabne czarne caleche, bogato zdobione zło¬tymi ozdobami. W zaprzęgu stały cztery czarne konie. W czasie wojny, gdy potrzebny był każdy wierzchowiec, mogło to oznaczać tylko tyle, że po¬wóz należał do kogoś znacznego.

Weszła do środka zaniepokojona, zastanawiając się, cóż to za gość ich odwiedził, pełna nadziei, że nieoczekiwana wizyta przyniesie dobrą wiado¬mość, a nie kłopoty.

Przed głównym salonem zatrzymała się. Usły¬szała męskie głosy, lecz postanowiła nie wchodzić do środka. Mimo to bardzo chciała dowiedzieć się, co zaszło. Do salonu wiodły dwie pary drzwi – jed¬na z foyer, druga z prywatnego ~ałego saloniku, znajdującego się w tylnej części domu. Aleksa skie¬rowała się w tamtą stronę.

Drzwi były zamknięte, ale – ku jej wielkiej uldze – niezbyt starannie. Łatwo było zajrzeć przez wą¬ską szparę. Ujrzała smukły profil pułkownika La¬fona oraz krępego, czarnowłosego mężczyzny o krzaczastych brwiach i gęstych, kędzierzawych bokobrodach. Obaj mężczyźni byli w mundurach, niższy z nich miał tyle złota na epoletach, że mógł¬by oświetlić cały pokój.

– Zawsze miło mi pana widzieć, mon general – mówił Damien – ale zaczynam podejrzewać, że nie jest to wyłącznie towarzyska wizyta.

– Słusznie – wtrącił Lafon. Stał niemal tak samo sztywno jak generał. Trzymał kieliszek koniaku, podobnie jak obaj pozostali mężczyźni, chociaż nie skosztował jeszcze trunku.

– Nie, drogi majorze. Obawiam się, że to nie jest lowarzyska wizyta. – Generał był wyraźnie spięty. – Niestety, chodzi o rozmowę, którą odbył pan w tym domu w nocy kilka dni temu.

– Ach tak? – Damien uniósł brwi. – A o jaką roz¬mowę chodzi?

– Tę, w której poinformował pan swoją śliczną żonę, że szpieguje pan na rzecz Anglii.

Boże miłosierny! Aleksa bezwiednie wbiła sobie paznokcie w zaciśnięte dłonie. Obawy Damie¬na nie były bezpodstawne. Słodki Jezu, co teraz będzie?

Przerażona obserwowała go przez drzwi. Waha¬nie na jego twarzy było tak nikłe, że musiała je chy¬ba sobie wyobrazić. Wybuchnął głośnym, głębo¬kim śmiechem.

– To było sprytne, nieprawdaż? – Podszedł do bocznego stolika, żeby powtórnie napełnić sobie kieliszek koniakiem. – Wcześniej zachowywała się opryskliwie, stroiła fochy. A teraz chętnie zaprasza mnie do swojego łoża. Jest nawet zazdrosna o moje kochanki, szczególnie Gabriellę. Czyż nie tak, La¬fon? – Damien odwrócił się od pułkownika i spoj¬rzał generałowi prosto w oczy. – Powiedziałem to, co chciała usłyszeć. I nie sądziłem, że mam meldo¬wać o moich podstępnych machinacjach generałowi Wielkiej Armii.

– Więc twierdzisz, że to była gra? – spytał z nie¬dowierzaniem Lafon, nie mniej zdumiony niż Aleksa.

Damien wzruszył ramionami.

– Sam uznałem to za przebłysk geniuszu, ale – jak już powiedziałem – nie spodziewałem się, że mój fortel będzie tematem raportu dla Grande Armee.

Generał przyglądał mu "się dłuższą chwilę, deli¬katnie gładząc sobie bokobrody.

– Znamy się już od wielu lat, n'est ce pas?

– Bardzo wielu, generale, i od bardzo wielu kobiet.

Generał uśmiechnął się – z początku nieznacz¬nie, potem szerzej, wreszcie wybuchnął śmiechem.

Jego wielki tors zatrząsł się, a w kącikach oczu po¬jawiły się zmarszczki.

– Powinienem był się domyślić. – Kolejna salwa śmiechu, od której zabrzęczały liczne odznaczenia na jego piersi. – Wciąż mnie pan zadziwia, mon ami.

Zdumiona Aleksa stała nieruchomo przy drzwiach.

Pomyślała gorączkowo, że ze strony Darniena to tyl¬ko sztuczka, żeby chronić ich oboje. Na Boga, prze¬cież to nie może być prawda. Jednak poczuła ból w sercu i ucisk w gardle tak mocny, że na chwilę ode¬brało jej mowę. Usłyszała także śmiech Damie¬na i Lafona, którego głowa poruszała się rytmicznie. Wszystko to wyglądało zbyt prawdopodobnie. Zbyt przerażająco, nieznośnie prawdziwie.

Przypomniała sobie, jak manipulował nią od sa¬mego początku – jego bezlitosną próbę uwiedze¬nia jej, potem zmuszenie do niechcianego mał¬żeństwa. Pomyślała o wszystkich kłamstwach, o wysiłku, z jakim realizował swoją zemstę, groź¬bach wysuwanych pod adresem jej brata. Wspo¬mniała noc, gdy spotkał się z Francuzami. W tej sprawie też ją okłamał, a potem również, gdy niby wybierał się do miasta.

Jeśli jest angielskim szpiegiem, dlaczego nie powiedział jej o tym wtedy? Przypomniała sobie St. Owena. Generał Wilcox z pewnością zna praw¬dę. A jeśli nie on, to ktoś inny!

Boże, jak bardzo chciała mu wierzyć! Przecież Damien powiedziałby jej o tych mężczyznach, wy¬jaśnił swoje słowa, udowodnił, wobec kogo jest lo¬jalny. Może powinna po prostu śmiało stanąć przed nim, powiedzieć, co słyszała, i poprosić o wyjaśnienia.

I z pewnością by je uzyskała. Logiczne, sensow¬ne, ale jednak nieprawdziwe.

Coś ścisnęło jej żołądek. Miała wrażenie, że la¬da chwila zwymiotuje. Jakiś wewnętrzny głos po¬wiedział jej: Jesteś niemądra. Po raz kolejny go bro¬nisz. Wierzysz w jego kłamstwa, podczas gdy zdrowy rozsądek W1Zeszczy ci prosto w ucho, że to nie może być prawda.

Wierzysz, że jest mężczyzną, którego kochasz, pod¬czas gdy żaden taki mężczyzna nie istnieje.

Tłumiąc łzy, wyszła z saloniku i poszła do swoje¬go pokoju na górze. Czuła się pobita i posiniaczo¬na, wykorzystana i oszukana. Dobry Boże, czuła się po raz kolejny wystrychnięta na dudka i miała już tego dość!

Wiedziała, że to wszystko jej wina, bo za bardzo pragnęła mu wierzyć. Widziała w nim człowieka, którego w ogóle nie było. Zamknąwszy za sobą drzwi, podeszła do okna i usiadła w fotelu. Po¬przez łzy spoglądała na ogród, który zlewał się w jedną kolorową plamę.

Wylała już zbyt wiele łez, począwszy od tamtej nocy w zajeździe, gdy jej serce po raz pierwszy starło się z Damienem Falonem. Raz po raz ją po¬konywał, lecz ona nie uczyła się na własnych błę¬dach. Została porwana, potraktowana brutalnie, postrzelona, sprzedana w niewolę, a jednak nie wyniosła z tego żadnej nauk~; Kochała tego m꿬czyznę, który był jej mężem, lecz tak naprawdę ni¬gdy mu nie ufała. Czy znowu ją wykorzystywał, cry też tym razem mówił prawdę?

Usłyszała trzaśnięcie frontowych drzwi i skoczy¬ła na równe nogi. Ocierając wilgotne oczy, spraw¬dziła swój wygląd w lustrze, po czym szybko ruszy¬ła z pokoju w kierunku tylnych schodów dla służby.

Powiedziała sobie, że musi zachować spokój, że musi przynajmniej udawać. Zmuszając się do uśmiechu, pobiegła korytarzem do drzwi wiodących do powozowni na tyłach domu. Otworzyła je i trza¬snęła donośnie, udając, że dopiero co przyjechała.

– Wróciłam! – zawołała, podchodząc do stojące¬go koło wejścia Damiena. Zachowywała się jakby nigdy nic, pełna nadziei, że nie zauważy śladów łez w jej oczach. Modliła się całym sercem, aby sam powiedział jej o wizycie generała i pułkownika, aby kolejny raz przekonał ją, że się myli. – Tęskniłeś? – zapytała z uśmiechem.