Выбрать главу

– Oczywiście. Zawsze za tobą tęsknię. – Również się uśmiechnął, lecz wokół jego ust spostrze¬gła pewne oznaki napięcia.

Spojrzała w kierunku drzwi.

– Wydawało mi się, że słyszałam kogoś przy drzwiach. Mieliśmy gości?

– Tak, pułkownik Lafon i generał Moreau wpa¬dli z krótką wizytą.

– A… czego chcieli? – spytała z rosnącą nadzie¬ją. Czuła w piersi łomot własnego serca.

Wzruszył ramionami.

– Nic ważnego. Generał chciał się upewnić, że odwiedzimy go na wsi.

– Rozumiem. – Powiedziała to jednak ze złama¬nym sercem. Poczuła mdłości, pieczenie w oczach. Mruganiem rozpędziła łzy, nie przestając się uśmiechać. – Chciałabym się przebrać, jeśli pozwo¬lisz. Bolą mnie stopy, no i muszę zrzucić z siebie to ubranie.

– Może powinienem ci pomóc. – Omiótł wzrokiem jej sylwetkę, by zatrzymać go na jej biuście.

Uśmiechnęła się, lecz pokręciła głową

– Chyba mam lekką migrenę. Położę się trochę

– Skoro tak, to rzeczywiście lepiej połóż się na chwilę. A jeśli później poczujesz się lepiej, możerny się wybrać do teatru. Lafon nas zaprosił, będzie też grupa jego przyjaciół.

Mobilizując całą siłę woli, skinęła głową.

– Świetny pomysł. Do wieczora na pewno mi przejdzie. – Damien pocałował ją w policzek, a ona na miękkich nogach weszła na schody. Kiedy zna¬lazła się w swoim pokoju, łzy popłynęły nieprze¬rwanym strumieniem, pogrążając ją w rozpaczy.

Kłamstwa. Kolejne kłamstwa. Całe morze kłamstw. A czego się spodziewałaś? – odezwał się we¬wnętrzny głos. Nawet ty nie możesz być aż tak głu¬pia! Oszukiwanie, nieustanna gra. Boże! Nienawi¬dziła go za to.

Poczuła się nieszczęśliwa, jakby przygniecio¬na ogromnym brzemieniem, coraz bardziej pogrą¬żona w chaosie, zdezorientowana. Gdy tymczasem on pozostawał niepokonanym zwycięzcą. Może powinna po prostu poddać się, dać mu wygrać do końca.

Może powinna poddać się rozpaczy, skulić się w kłębek nieszczęścia i pozwolić, żeby sprawy to¬czyły się swoim własnym biegiem.

Zacisnęła szczęki, czując, jak narasta w niej bunt. Być może to sprawka jej angielskiej krwi al¬bo po prostu jej dumy i silnej woli. Cierpiała do¬tknięta do żywego, rozżalona, rozczarowa¬na i ogarnięta poczuciem straty. To wszystko gnę¬biło ją niczym najbardziej zaciekły wróg. Lecz narastał w niej także gniew.

Niech cię diabli! Niech cię piekło pochłonie, pod¬ły draniu! Gdyby teraz miała pod ręką nóż, chętnie wbiłaby mu go prosto w serce.

Uspokój się – ostrzegał ją głos. To ty możesz tu stracić najwięcej. Ty cierpiałaś z jego powodu i na¬dal będziesz cierpieć, chyba że coś z tym zrobisz.

Wiedziała, że głos ma rację. Musi być jakiś spo¬sób na uratowanie sytuacji, sposób na ocalenie… na wyrównanie rachunków z Damienem.

Zaczęła intensywnie się zastanawiać, kolejne pomysły przelatywały jej przez głowę, składała je w całość, odrzucała, przychodziły nowe.

Odwróciła się do okna. Musiała znaleźć rozwią¬zanie dla swojego problemu. I nagle doznała olśnienia.

Przyłożyła dłonie do okna, koncentrując się, i wreszcie wszystko stało się jasne. Damien był szpiegiem, jak się wydawało bardzo sprawnym. Je¬śli mówił prawdę, głównym celem jego pobytu we Francji było zbieranie informacji. Obracał się w kręgach najbliższych doradców Napoleona, jego generałów i najbardziej zaufanych współpracowni¬ków. Był zapraszany do ich domów, obdarzany za¬ufaniem, traktowany jak dobry i lojalny przyjaciel.

Miał dostęp do wielu informacji. Być może, gdy¬by działała ostrożnie, również i ona mogłaby je zdobyć. Zaszumiało jej w głowie, serce pompowa¬lo krew w zawrotnym tempie, ostatnie łzy wyschły i znikły z policzków. Miała nowy cel, silne postano¬wienie, zaś gniew i rezygnacja powoli ustępowały.

Skoro Damien mógł to robić, to ona również. Mu¬siała jedynie nauczyć się panować nad emocjami. Tyle razy już grał, że straciła rachubę, lecz za każ¬dym razem wygrywał. Została pokonana przez własne emocje, uczucia, jakie w niej wzbudzał, pra¬gnienie, które widziała w jego oczach, za każdym razem, gdy na nią spoglądał. Jeśli nauczy się nad so¬bą panować, wtedy wygra.

Zaczęła chodzić po dywanie. Pod koniec tygo¬dnia byli zaproszeni na przyjęcie w wiejskiej posia¬dłości generała. Na pewno udajej się zdobyć jakieś cenne informacje, coś, co będzie mogła zabrać -do swojej ojczyzny.

A do tego czasu znajdzie jakiś sposób, żeby uni¬kać Damiena. Może sprowokuje kłótnię albo zro¬bi coś, co go rozzłości na tyle, że nie będzie miał ochoty się zbliżyć. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powiedzieć mu tego, co usłyszała. N a pew¬no byłby wściekły, że jego podstęp został odkryty, zatem trzymałby się od niej z daleka… Chociaż co do tego ostatniego nie miała pewności. Nie będzie miał powodu, aby dalej udawać czułość, więc po prostu będzie sobie brał, co do niego należy. A co gorsza, będzie bardziej ostrożny.

Nie, prawda w niczym jej się nie przysłuży. Mu¬si uciec się do podstępnej gry, sprawić, żeby nie zbliżał się do jej łoża i odwrócić jego uwagę od te¬go, co zamierza zrobić.

Odetchnęła głęboko, żeby dodać sobie odwagi.

Zrobi wszystko, co trzeba, i znajdzie sposób, by pomóc swojej ojczyźnie. Zignoruje cierpienie, pul¬sujący ból rozpaczy, rozdarcie duszy tak głębokie, że niemal rozpłatało ją na pół. Weźmie na barki brzemię poniesionej straty, zbierze całą wolę, by udawać, że nie czuje, jak boli ją złamane serce.

Będzie się modliła do Boga, żeby zdjął z niej ten ciężar i żeby otrzymała jakąś wiadomość od Ju¬les'a St. Owena. On na pewno pomoże jej przedo¬stać się do Anglii. N areszcie będzie bezpieczna, a jej straszliwy koszmar dobiegnie końca.

Podziękowała Wszechmogącemu i własnemu rozsądkowi, że nie uległa impulsowi i nikomu nie zdradziła propozycji młodzieńca.

Rozdział 17

Damien wysiadł z powozu przed pałacem gene¬rała Moreau w St. Germain-en-Laye.

Zaprojektowany dla księcia de Torcy i zbudowa¬ny na północny zachód od Paryża pałac miał trzy piętra, całe rzędy wysokich, zakończonych łukowa¬to okien, każde z małym balkonikiem z kutego że¬laza, obok pałacu stały dwa pawilony z kolumna¬mi, po jednym z każdej strony. Ze stromego dachu sterczało kilkadziesiąt ceglanych kominów, zaś szerokie trawniki zapraszały gości do wysokich, rzeźbionych drzwi głównego wejścia.

– Jest piękny – powiedziała Aleksa, gdy Damien chwycił ją w talii, pomagając wysiąść. – Ciekawe, który arystokrata stracił głowę, żeby pałac mógł się stać własnością generała.

Alekso… – rzucił ostrzegawczo, patrząc na jej zaciśnięte w ironicznym uśmiechu usta.

– Przepraszam. Przecież jesteśmy tu gośćmi, prawda? Już prawie zapomniałam. – Wciąż się uśmiechała, podobnie jak przez ostatnie trzy dni. Aleksa zachowywała się chłodno i z rezerwą od tam¬tego wieczoru, kiedy wybrali się do teatru z Lafo¬nem, a było to wynikiem gwałtownej kłótni z Ga

briellą. Tak więc Aleksa wciąż wymawiała się bólem głowy, ignorując jego awanse, i ogólnie trzymała się od niego na odległość wyciągniętego ramienia.

Z początku ustępował jej, gdyż uznał, że miała powody. Gabriella zachowała się okropnie, otwar¬cie podeszła do niego w holu teatru Francaise i po¬całowała go prosto w usta w obecności stojącego obok Lafona.

Niestety, Aleksa również to zauważyła. Była wściekła, za co nie mógł jej winić. Próbował wyja¬śnić, lecz nie chciała słuchać, ignorując go przez resztę wieczoru. W domu znowu się pokłócili. Aleksa zażądała, żeby powiedział tamtej kobiecie, gdzie jest jej miejsce, po czym zostawiła go w sy¬pialni i od tamtej pory spała sama w przyległym pokoju.

Nienawiść Aleksy do Gabrielli wcale go nie dzi¬wiła, lecz zaczął podejrzewać, że przyczyna takiego zachowania żony tkwi głębiej. Wyczuł napięcie, którego wcześniej między nimi nie było, jakąś ten¬dencję do unikania go. Zaczął przypuszczać, że nie chodzi tylko o Gabriellę, że w uczuciach Aleksy do niego nastąpiła jakaś zmiana.

A może stało się to za sprawą Sto Owena, byłego kapitana, a obecnie zamożnego kupca, którego Aleksa poznała na balu w hotelu de Ville? Damien widział, jak z nim tańczyła, lecz wtedy nie zwrócił na to większej uwagi. Potem znowu spotkała się z nim w teatrze Fran‹;aise i wtedy zajął miejsce tuż obok niej.

Bezwiednie objął mocniej Aleksę, prowadząc ją szerokimi schodami do pałacu. Tamten jasnowło¬sy mężczyzna był wystarczająco przystojny, żeby zawrócić w głowie każdej kobiecie, a było jasne, że Jules Sto Owen wyraźnie interesował się Aleksą.

Teraz patrzył, jak kołysząc biodrami, mijała lo¬kajów w złocisto-szkarłatnych liberiach. Popołu¬dniowe słońce tańczyło niczym ogień na jej ciem¬nokasztanowych włosach. Była piękna, niezwykle pociągająca. Zanim wzięli ślub, połowa mężczyzn w Londynie rzucała się do jej stóp, a wśród nich je¬go brat, Peter.