Spojrzał na nią ostro, na co dumnie uniosła gło¬wę, chociaż cała trzęsła się w środku. Piekł ją poli¬czek, oczy wezbrały łzami, lecz przede wszystkim bardzo cierpiała w sercu.
– Jesteś odważna, moja mała belle Anglaise – rzekł generał – lecz bardzo nierozsądna. Zastanawiam się, co powinienem z tobą zrobić.
Boże, rzeczywiście, co on teraz zrobi? Kamien¬na twarz Damiena nie zdradzała żadnych emocji. Aleksa wyczytała z niej jedynie złość. Nie powie¬dział w jej obronie ani słowa! Ciekawe, czy obawiał się także o własny los.
– Proszę mi powiedzieć, mon ami – generał zwrócił się do Damiena – czy pańska śliczna żo¬neczka nadal przynosi panu zadowolenie?
Czarne brwi uniosły się. Spojrzawszy na Aleksę, wykrzywił usta w lubieżnym uśmiechu.
– Niech pan tylko na nią spojrzy, generale. Czy widział pan kiedykolwiek bardziej soczystą poku¬sę? To fakt, że potrafi być impertynencka, uparta i nieposłuszna, a więc nie łatwo ją ujarzmić nawet silnemu mężczyźnie. – Przesunął lekko dłonią po jej piersi. – Ale w łóżku to prawdziwy ogień. Nie można się nią nasycić nawet po kilku miesiącach.
Rozbawiony generał parsknął śmiechem, ale w jego oczach pojawiło się subtelne polecenie, a w głosie zabrzmiała twarda nuta.
– Morale Francuzów raczej by nie wzrosło, gdy¬byśmy przestraszyli się zagrożenia ze strony jednej małej Angielki. Na razie ta… niedyskrecja pań¬skiej żony pozostanie między nami. Jednak suge- ruję, aby w przyszłości trzymał ją pan naprawdę krótko.
– Może pan na mnie polegać! – Damien złapał Aleksę za ramię i gwałtownym ruchem przyciągnął do siebie. – Poczynając od dzisiejszego wieczoru – rzucił szorstko. – Za pańskim pozwoleniem, ge¬nerale, chciałbym wrócić do Paryża. – Uśmiechnął się sardonicznie. – Mam kilka pomysłów na lekcje pokory dla mojej niesfornej damy. Gdy ujrzy ją pan następny raz, obiecuję, że będzie wzorem układnej młodej kobiety.
Aleksa aż zatrzęsła się na te słowa. Moreau skinął głową
– Niech pan tego dopilnuje.
Victor Lafon patrzył, jak Damien wyprowadza swoją żonę z pokoju. Twarz majora była jakby wy¬kuta z kamienia.
Jego żona wyglądała tak samo dumnie i buntow¬niczo jak owego mglistego poranka, kiedy Victor wyciągnął ją ze swojej małej żaglowej łodzi na pla¬ży koło Boulogne. Zapamiętał to sobie bardzo do¬brze, bo chociaż z jednej strony gardził nią za zdra¬dę, to z drugiej podziwiał jej odwagę
Ciekawe, co zrobiła teraz.
Zapukał do drzwi gabinetu generała i usłyszał rzucony chropowatym głosem rozkaz, aby wejść.
– Proszę bliżej, pułkowniku Lafon – powiedział siedzący za biurkiem Moreau. Nad jego głową unosiła się smuga dymu z cygara.
– Widziałem, jak wychodził stąd major Falon. Chyba nie pokłócił się z żoną?
Generał spoglądał na niego z ponurą miną
– Jego mała Angielka może stać się dla niego zbyt wielkim problemem. Znaleźliśmy ją tutaj, jak grzebała w biurku.
– Nom de Dieu – powiedział Victor.
– No właśnie, mon amio Ona wymaga obserwacji, n Jest ce pas?
– Przykro mi to stwierdzić, ale oboje tego wymagają.
Moreau przytaknął.
– Rozumiem, że pan już się tym zajął?
– Niemal od momentu przybycia żony majora.
– To dobrze. – Generał westchnął. Przez chwilę spoglądał na swoje cygaro i smugę dymu unoszące¬go się do sufitu. – Wojna to smutna rzecz… ale najsmutniejszy jest brak pewności, kim są nasi wrogowie.
Victor zerknął w stronę drzwi.
– To prawda, panie generale. Jeśli major okaże się jednym z nich, na pewno prędzej czy później do¬wiemy się o tym. Zdradzi go ta kobieta lub jego tro¬ska o nią, ewentualnie obie te rzeczy jednocześnie. Gdyby coś takiego miało miejsce, zapewniam pana, że nasi ludzie natychmiast się o tym dowiedzą.
– Dobry z pana człowiek, Victorze. Miejmy na¬dzieję, że major Falon jest przynajmniej w połowie tak lojalny jak pan.
Czując ogromną ulgę, a zarazem strach, Aleksa pozwoliła mężowi, żeby zaprowadził ją do ich z przepychem urządzonych pokoi. Kazał służącej spakować należące do nich rzeczy, po czym bez słowa pociągnął Aleksę na dół i wsadził do czeka¬jącej przed wejściem karety.
Jego gniew stopniowo słabł, napięcie ustępowa¬ło, zesztywniałe ciało nieco się rozluźniło. Przyło¬żył głowę do obitego skórą oparcia kanapy, lecz twarz pozostała niewidoczna w głębokim cieniu.
Aleksa zaś z minuty na minutę czuła się coraz gorzej. Znalezione przez nią dokumenty były znacznie ważniejsze, niż myślała. Były ściśle tajne, zorientowała się, że miały ogromne znaczenie. Jednak nie zdołała ich zdobyć.
Jej misja zakończyła się niepowodzeniem, lecz ta druga rzecz wydawała się o wiele gorsza. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie podniósł na nią ręki. Być może kiedyś, gdy była młodsza, ojciec lub Rayne powinni byli to zrobić, albo gdy była dzieckiem, może matka lub starszy brat Chris. Często zacho¬wywała się impulsywnie, była bardzo uparta i roz¬pieszczona. Lecz oni wszyscy po prostu jej folgo¬wali. Za bardzo ją kochali, żeby zadawać jej ból.
W przeciwieństwie do człowieka, który był jej mężem!
Jeszcze czuła pieczenie policzka od uderzenia, które jej wymierzył. Pomyślała ze zgrozą, co jeszcze może nastąpić, bo wciąż miała przed oczami jego pociemniałą z gniewu twarz. Przymknęła powieki. Wciąż widziała, jak stoi nad nią i mówi o niej w ta¬ki sposób, jakby była po prostu jego kolejną nałoż¬nicą. U siłowała powstrzymać cisnące się do oczu łzy, lecz i tak kilka z nich spłynęło po rzęsach i po¬liczkach aż do dołeczka w podbródku.
Kiedy ponownie spojrzała na Damiena, pochylał się do przodu, nie odrywając mrocznego wzroku od tych łez i ciemniejącego siniaka na policzku. Drżącą dłonią uniósł jej głowę, obejrzał twarz w świetle mijanej latarni.
– Przepraszam – wyrzekł dziwnie łamiącym się głosem. – Chryste, nie chciałem ci zrobić krzywdy. Chciałem złagodzić uderzenie, ale musiałem mieć pewność, że będzie wyglądało prawdziwie… mu¬siałem ich jakoś przekonać. – Dotykał jej niesamo¬wicie delikatnie, przekręcając głowę lekko w jed¬ną, potem w drugą stronę, coraz bardziej przerażo¬ny skutkami swojego ciosu. – Gdyby istniał jakiś inny sposób, gdyby cokolwiek innego przyszło mi do głowy… – Z każdym dotknięciem czuła drżenie jego palców. Patrzył badawczo w jej oczy. – Nigdy przedtem nie uderzyłem kobiety. I pomyśleć, że to właśnie ty jesteś. pierwsza… – Urwał. Na jego twa¬rzy wyraźnie malowało się szczere cierpienie. – Po raz pierwszy w życiu straciłem głowę. Wie¬działem, że są tuż za moimi plecami. Chryste, ni¬gdy w życiu tak się nie bałem!
Zamrugała, podnosząc na niego wzrok. Próbo¬wała zebrać myśli, wmawiała sobie, że chyba się przesłyszała.
– Bałeś się? O mnie czy o siebie? – Samo spoj¬rzenie na niego sprawiało jej ból. Świeże łzy spły¬nęły po jej twarzy.
– O nas oboje! Do diabła, Alekso, w tym kraju szpiegów się rozstrzeliwuje. Najpierw publicz¬na chłosta, a potem egzekucja. Co ty sobie my¬ślisz? Jak mogłaś podjąć tak wielkie ryzyko?
– Chcesz mi pmyiedzieć, że ta cała scena była przedstawieniem? Ze tylko udawałeś?
– Oczywiście. Musiałem coś wymyślić, przeko¬nać ich o mojej lojalności.
– Skąd oni wiedzieli, gdzie byłam?
– Jeden ze służących zobaczył, jak wchodzisz do gabinetu generała. Poszedł go poszukać, ale na szczęście najpierw natknął się na mnie. – Uniósł brwi, widząc jej załzawione policzki, jej cierpienie. – Chyba nie myślałaś, że ja… nie uwierzyłaś… – Jeszcze większy ból wykrzywił mu twarz. – Powiedz, że nie wierzysz, że chciałem cię skrzywdzić.
Pokręciła głową.
– Nie musisz więcej udawać. Wiem wszystko. Słyszałam, jak rozmawiałeś z Moreau w swoim ga¬binecie. Wiem, że wszystko, co mówiłeś o swojej lojalności wobec Brytyjczyków, było kłamstwem, które wymyśliłeś, żeby mnie uspokoić… i żeby za¬ciągnąć mnie znowu do swojego łóżka.
Zapadło milczenie.
– Na rany Chrystusa!
Przygryzła wargę, żeby powstrzymać jej drżenie.
– Chciałem cię chronić – rzekł szorstko. – Nas oboje.
– Więc dlatego mnie okłamałeś w kwestii tych mężczyzn? Dlatego nie podałeś mi prawdziwego powodu ich wizyty?
– Nie chciałem cię niepokoić.
– Znowu kłamiesz. Robisz to cały czas od naszego pierwszego spotkania.
– Nie kłamię, do diabła! Usiłuję uratować nam życie!
– Przestań! – Zakryła sobie uszy, czując narasta¬jącą złość, która spływała na nią niekontrolowany¬mi falami. – Nie zniosę tego dłużej!