– Dobrze zrobiłeś. Dziękuję ci. – Wygładziła mu niesforny. kosmyk gęstych, czarnych włosów. – A teraz idź się pobawić i podziękuj mamie, że przysłała mi do pokoju herbatę.
Czuła się trochę nieswojo. Zbyt wiele miała na głowie. Zbyt wielka była też stawka i tyle pytań, na które brakowało odpowiedzi.
– I powiedz jej, że właśnie tego potrzebowałam. Jean-Paul skinął głową i wyszedł na korytarz, po¬włócząc nogą. Chwilę patrzyła za nim, ogarnięta nu¬tą żalu. Chłopiec był jednak dzielnym dzieckiem, in¬teligentnym i bystrym. Miała pewność, że cokolwiek wydarzy się w jego życiu, Jean-Paul sobie poradzi.
Usiadłszy, powtórnie przebiegła wzrokiem wia¬domość.
Pani mąż ma spotkanie z generałem Moreau jutro o godzinie drugiej, żeby omówić swoje kolejne zada¬nie. A więc Sto Owen miał swoich własnych infor~ matorów w rządowych sferach! Boże, na jakim oni świecie żyli? Spotkajmy się w Cale de Valois w Pa¬ris Royale o wpół do trzeciej.
Jak zwykle, Damien nic jej nie powiedział o swo im spotkaniu. Oczekiwał, żeby mu zaufała, lecz kiedy sam się nauczy mieć zaufanie do niej?
Po południu następnego dnia ubrała się na wyj¬ście z domu, tak jak napisał Jules. Stojąc w wielkim salonie, zobaczyła, jak idzie do drzwi w swoim mundurze z mosiężnymi guzikami.
– Widzę, że wychodzisz – powiedziała obojętnie, chociaż czuła ból, że wciąż jej nie ufa.
– Mam spotkanie z generałem Moreau.
– Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś?
– Bo to nie jest ważne. – Wyraz jego twarzy uległ delikatnej zmianie. Spojrzał na nią ostrzegawczo. – A gdyby nawet było, to nie twoja sprawa. – Zro¬zumiała, że ktoś może ic4 obserwować. Mimowol¬nie zmusiła go do powrotu do roli hardego męża. – Odprowadź mnie do karety – rozkazał. – Musi¬my coś uzgodnić. – Podniósł swój kapelusz z pióro¬puszem, wsunął go sobie pod pachę i otworzył ciężkie, drewniane drzwi.
– Jak sobie życzysz – powiedziała słabym gło¬sem.
Gdy wyszli na zewnątrz, stanął i odwrócił się.
– Wybacz, musiałem to zrobić. Teraz będą ob¬serwować nas jeszcze uważniej.
– Wiem. Nie powinnam była cię naciskać.
– Nie wiem dokładnie, czego chce generał. Powiem ci wszystko po powrocie.
– Bądź ostrożny.
Pocałował ją mocno, ale krótko.
– Niedługo wrócę.
Miała nadzieję, że to "niedługo" wystarczy jej na dojazd do Cafe de Valois. Jules sprawiał wraże¬nie bardzo kompetentnego człowieka. Na pewno dokładnie przemyślał cały plan. Stojąc na szero¬kim ganku, patrzyła za odjeżdżającym mężem. Po¬czuła niemiłe ukłucie na widok jego perfekcyjnie skrojonego munduru grenadiera, w który prezentował się niezwykle elegancko. Potem szybko wró¬. ciła do domu po torebkę i parasolkę przeciwsło¬neczną
Upewniła się, że nikt nie widzi, jak wychodzi, że dokoła nie dzieje się nic podejrzanego. Zatrzyma¬ła dorożkę na rogu ulicy i pojechała do małej ka¬wiarni w jednej z arkad Pal ais Royale.
Gdy przybyła, Jules już na nią czekał.
– Miło panią widzieć. – St. Owen był ubrany w kosztowny ciemnobrązowy frak. Zaprowadził ją do jednego z pawilonów w ogrodzie i zamówił po filiżance kawy. Przyniesiono ją razem z dzba¬nuszkiem gorącego mleka. – Niepokoiłem się o panią.
– Pan się niepokoił? – Nachyliła się lekko. – Czy coś się stało? Czy…
Pokręcił głową, wyciągając smukłą dłoń do jej posiniaczonego policzka.
– Były plotki, spekulacje, dlaczego pani wraz z mężem opuściła pałac w takim pośpiechu. Po¬dobno panią pobił.
Westchnęła.
– To długa historia. I bardzo odbiega od tego, co ludzie myślą.
– Więc wszystko w porządku? Ile powinna mu powiedzieć?
– Tak, nic mi nie jest. Przyjechałam, żeby powie¬dzieć, że jednak nie wyjadę z Paryża razem z panem.
– Nom de Dieu, dlaczego?
– Mój mąż się wszystkim zajmie. Dopilnuje, żebym znalazła się w domu.
– Alekso…
– Taka jest prawda. Wyjaśniłabym, gdybym miała pewność, że pan to zrozumie. Obawiam się, że to mogłoby go narazić na niebezpieczeństwo.
Jules położył rękę na jej dłoni, która spoczywała na stoliku.
– Niech pani posłucha. Jesteśmy przyjaciółmi. Nigdy nie zrobiłbym niczego, żeby panią skrzyw¬dzić. Ani panią, ani pani męża.
Spoglądała badawczo na jego przystojną twarz.
Kosmyki złocistych włosów dotykały gładkiego, pięknego czoła, w jasnych oczach czaił się niepo¬kój.
– Chciałabym, aby to było takie proste, lecz nie da się zaprzeczyć, że pan jest Francuzem, a ja An¬gielką. Nie mogę mieć pewności, czy jednoczą nas te same cele.
– Moim celem jest zakończyć tę wojnę, zapewnić pokój mojej ojczyźnie, położyć kres zabijaniu i ocalić życie wielu młodym ludziom.
Przygryzła wargę. A może powinna zaryzyko¬wać? Już wcześniej mu zaufała, a on jej nie za¬wiódł. Pracował z generałem Wilcoksem, zaś Da¬mien być może potrzebuje pomocy. Zresztą nie tylko Damien, lecz oni oboje.
– Mój mąż jest patriotą. Angielskim patriotą. Jules odchylił się na krześle.
– A więc przekonał panią jeszcze raz.
– Wyjaśnił mi te sprawy, odpowiedział na pytania. To wszystko pasuje do siebie i ma sens.
– Pani mąż to ekspert w nadawaniu wszystkiemu sensu.
– Ja mu wierzę.
– Dlaczego?
– Gdyż nie ma powodu, żeby kłamać, a poza tym kocha mnie. Powiedział mi to tamtego wieczoru, gdy opuściliśmy pałac. Ze wszystkich rzeczy, jakie mi mówi albo nie mówi, nie wydaje mi się, żeby zmyślił akurat to. – Zgadzam się – odparł Jules ku jej zaskoczeniu.
– Naprawdę?
– Widziałem go w bibliotece, pamięta pani? Był zaślepiony zazdrością. Na pewno darzy panią głę¬bokim uczuciem. Oto dlaczego okłamałby panią co do tego, kim naprawdę jest.
O tym nie pomyślała. Ale przecież to zupełnie niedorzeczny pomysł. Jules musi się mylić.
– Jest generał nazwiskiem Fieldhurst, który mo¬że zweryfikować jego wersję. Czytałam o nim w ga¬zetach. Pańscy ludzie na pewno mogą się z nim skontaktować i potwierdzić raz na zawsze, że Da¬mi en mówi prawdę.
– Z czasem zapewne tak.
– Odkryłam coś bardzo ważnego. Mój mąż dopilnuje, żeby ta informacja dotarła do Anglii.
N achylił się do niej z nieruchomą, pełną napię¬cia twarzą.
– Czy to pomożę zakończyć wojnę?
– Nie mam pewności. Ale mogę powiedzieć, że jeśli nie dostarczymy tej wiadomości Anglikom, Napoleon bez wątpienia dokona inwazji na Wyspy. Wie pan, ilu ludzi straci przy tym życie? Nastąpi masakra po obu stronach, bezsensowna śmierć ty¬sięcy żołnierzy, i po co? Aby mały kapral mógł zo¬stać cesarzem całego świata?
– Musi się pani mylić. Jego ostatnia szansa inwa¬zji umarła pod Trafalgarem. – Ogromna bit).va za¬kończyła się zwycięstwem Brytyjczyków, dziesiąt¬kując, niemal zupełnie niszcząc francuską flotę.
– Niestety, nie mylę się.
– A jeśli myli się pani co do niego?
– Co do niego też się nie mylę. Fieldhurst panu potwierdzi. Niech pan wykorzysta swoje źródła, żeby poznać prawdę.
– Ile mamy czasu? Kiedy ta informacj a stanie się bezwartościowa?
Z trudem przełknęła ślinę. Każdy dzień miał znaczenie. Poza tym było możliwe, że ktoś odkryje ich wysiłki w celu powstrzymania budowy nowych okrętów.
– Tego nie wiem..
Łódź wypływa z Hawru za niecały tydzień. Ze¬by zdążyć, musimy wyjechać z Paryża najpóźniej dwudziestego trzeciego. Jeśli pani mąż mówi praw¬dę i oboje bezpiecznie wrócicie do domu, wtedy nie będzie to już miało znaczen~a. Lecz jeżeli coś się nie uda i będzie pani potrzebowała mojej pomocy… al¬bo też gdy zdobędzie pani tę informację i zechce dostarczyć ją do Anglii, będę gotowy. Proszę tylko przekazać wiadomość mojemu przyjacielowi w ho¬telu Marboeuf. Nazywa się Bernard. Może mu pani zaufać. Będzie wiedział, jak się ze mną skontakto¬wać, i pomoże pani ukryć się do czasu, aż przybędę – Uścisnął jej dłoń. – Rozumiesz mnie, Alekso?
Tak – odparła słabo, ponieważ powróciły stare wątpliwości. Chciała je zignorować, lecz mimo to poczuła drżenie kończyn. – Dziękuję, Jules. Bez względu na to, co się stanie, zawsze pozostanę pańską dłużniczką
Pocałował ją w wewnętrzną stronę dłoni.
– Falon nigdy się nie dowie, jaki z niego szczęściarz.
– Nie mogę w to uwierzyć! – Rayne Garrick, czwarty wicehrabia Stoneleigh, chodził tam i z po¬wrotem w salonie swojego wygodnego domu na plantacji na Jamajce. – Wiedziałem, że coś takiego się wydarzy. Powinienem był zastrzelić dra¬nia, gdy miałem okazję!
– Uspokój się. Może nie jest tak źle, jak napisa¬no w liście. – Jocelyn wyjęła mu kartkę z zaciśniętej dłoni i w milczeniu przebiegła wzrokiem po tekście. List przyszedł do Kingston ostatnim statkiem z An¬glii i został dostarczony do Mahogany Yale razem z cotygodniowym zaprowiantowaniem. Został na¬pisany przez niejakiego pułkownika Douglasa Be¬wicke'a i nadany trzeciego lipca, dwa dni po porwa¬niu Aleksy. – Z tego, co tu widzę, wynika, że twoja siostra jest we Francji, ale jej mąż także.