Выбрать главу

– Mąż: Chyba nie mówisz o tym sukinsynu, francuskim zdrajcy, za którego pozwoliłem jej wyjść! – Ciemnobrązowe oczy Rayne'a płonęły gniewem. Na jego twarzy malowało się napięcie, a zarazem niepokój.

– Może to jakaś pomyłka. Mówiłeś, że znasz te¬go Bewicke'a, że to nędzny, płaczliwy tchórz, tak chyba się wyraziłeś. Może nie ma racji co do hra¬biego. A Aleksa była przekonana, że chce go po¬ślubić…

– To właśnie ona go wydała. To jedyna rozum¬na rzecz, jaką zrobiła od chwili ich pierwszego spo¬tkania.

– Chyba nie powinniśmy go jeszcze potępiać.

Wtedy, przed zajazdem, powiedział, że ją kocha. Nawet gdyby był francuskim szpiegiem, tQ skoro ją kocha, wybawi ją z niebezpieczeństwa.

– A jeśli ona zupełnie nic dla niego nie znaczy? Jeśli bezlitośnie uwiódł ją i poślubił tylko dla jej pieniędzy? Co wtedy stanie się z moją siostrą?

– Nie wolno nam tak myśleć. Trzeba wierzyć, że wszystko ułoży się dobrze, przynajmniej do nasze¬go powrotu, a to nastąpi dopiero za kilka tygodni.

– Jeśli ten drań ją skrzywdził, jeśli spadł jej z głowy choć jeden włosek, znajdę go nawet na końcu świata i nie spocznę, dopóki on pozostanie przy życiu.

Jo położyła dłoń na muskularnym ramieniu mꬿa. Wszystkie mięśnie i ścięgna drżały z ogarniają¬cego go napIęcIa.

– Wszystko będzie dobrze, Rayne. Aleksa bę¬dzie bezpieczna we Francji do naszego powrotu. A gdy znajdziemy się na miejscu, porozmawiasz ze swoim przyjacielem generałem Stricklandem i zor¬ganizujecie jakąś wymianę. Wiem, że znajdziesz sposób, aby ją sprowadzić.

Pogładził długie, czarne włosy żony. W promie¬niach słońca wpadających przez okno sypialni lśni¬ły niczym onyks, w dotyku zaś przypominały deli¬katny jedwab.

– Wieczna z ciebie optymistka, prawda, kocha¬nie? Cóż ja bym bez ciebie zrobił?

– Twoja siostra wyjdzie z tego cało.

Z uśmiechem pokiwał głową, lecz nie podzielał pewności siebie Jocelyn. Aleksa zawsze była im¬pulsywna. Jakiś czas po śmierci Petera zachowywa¬ła się spokojnie, tkwiła jakby w oderwaniu od rze¬czywistości, ale to nie była jej prawdziwa natura. Nienawidziła Francuzów za śmierć ich brata, Chri¬sa, i za tortury, jakie Rayne wycierpiał podczas rocznego pobytu w jednym z francuskich więzień.

A teraz, gdy musiała wśród nich żyć, czy była w stanie zapanować nad swoim gwałtownym cha¬rakterem? Czy zdoła przeżyć okrucieństwa, na ja¬kie może być tam narażona?

Gdzie teraz jest? I gdzie przebywa ten parszywy drań, którego poślubiła? Rayne przeklinał się za zgodę na ich małżeństwo. Przeklinał również Falona, życząc mu wiecznego potępienia w piekle.

* * *

Szkoda, że wciąż starał się ją zniechęcić.

– Na co czekamy? – pytała Aleksa. – Dlaczego po prostu nie włamiemy się do gabinetu tego pro¬jektanta i nie wykradniemy planów?

– Bo to zbyt niebezpieczne. Musimy wybrać sto¬sowny moment. – Damien chodził po wyłożonym klinkierem tarasie i każdy krok jego czarnych bu¬tów roznosił się echem po ogrodzie. Miał nieprze¬niknione oblicze, niezmiennie od tamtej nocy nad brzegiem Sekwany.

– A jeśli będziemy zbyt długo zwlekać, to wszyst¬ko będzie nieważne. Nie wiemy, ile tych okrętów już zbudowano, ale mogą być gotowe do wodowa¬nia lada chwila.

– Już ci mówiłem, że musimy zaczekać. Każdy szczegół należy perfekcyjnie dopracować, łącznie z drogą naszej ucieczki. Nie możemy sobie pozwo¬lić na najmniejszy błąd.

– Ale…

– Koniec dyskusji, Alekso. I do diabła, nie zaczynaj jej już więcej, bo nie wiemy, kto nas może słuchać.

Miała świadomość, że tak może być rzeczywi¬ście. Ale czuła także, że ma rację. O ile mogła się zorientować, Damien nie poczynił żadnych kro¬ków mających na celu zorganizowanie ich powrotu do Anglii. A gdyby nawet~ nic o tym nie wiedzia¬ła, bo odmawiał wszelkich rozmów na ten temat.

Między innymi dlatego nie wspomniała ani sło¬wem o St. Owenie. W tej śmiertelnie niebezpiecz¬nej grze Jules był jej ukrytym w rękawie asem. W momencie "gdy nieustannie nachodziły ją wątp¬liwości, stanowił jej przepustkę do świata zdrowego rozsądku. Jeśli wszystko inne zawiedzie, zawsze będzie mogła wrócić do Owena.

Przygryzła wargę. Ciekawe, co Jules by zrobił, gdyby wiedział o planach, które znalazła w biurku generała? Czy byłby w stanie pomóc jej je zdobyć? Tak samo jak ona przeciwstawiał się przelewowi krwi. Współpracował z Bewickiem i Wilcoksem, aby zorganizować jej powrót do domu, no i miał tę łódź, która wypływała z Francji pod koniec następ¬nego tygodnia.

Stojąc przed oknem w swojej sypialni, zastana¬wiała się, czy powinna powiedzieć mężowi o pro¬pozycji St. Owena, o łodzi, która mogła zawieźć ich z powrotem do Anglii. Gdyby znał prawdę, mo¬gliby po prostu wykraść plany i razem uciec przez kanał.

Lecz jeśli dzięki jakiemuś zbiegowi okoliczności okazałoby się, że Jules miał rację, tak samo jak Be¬wicke i Wilcox – zaś ona się myli?

Damien nigdy by nie dopuścił, żeby dokumenty opuściły Francję

Ta sprawa nie dawała jej spokoju, nie pozwalała zasnąć, zmuszała do myślenia…

No i jeszcze sam Damien. Pozostawił ją w spo¬koju od tamtego wieczoru, gdy pospiesznie wyje¬chali z pałacu, starannie unikając jakiegokolwiek zbliżenia. Nie wiedziała, co myśli, nie wiedziała, czy żałuje wypowiedzianych naprędce słów.

Nie miała pewności, czy jego wyznanie było szczere.

"Kocham cię" mogło przejść mu przez gardło ła¬twiej, niż sądziła. W końcu był przecież aktorem, kameleonem, człowiekiem o tysiącu twarzy.

Prawda była taka: mogła zaryzykować wszystko i zaufać Damienowi, oddając w jego ręce los ojczyzny i swoje własne życie, albo mogła sama odna¬leźć projektanta okrętów, włamać się i wykraść plany, a potem przekazać je Sto Owenowi, a on już by się postarał przekazać je generałowi Wilcokso¬wio Wtedy miałaby pewność, że bezpiecznie znala¬złyby się w kraju.

Jules mógłby jej pomóc… gdyby wciąż darzyła go zaufaniem…

Boże, wszystko zawsze sprowadzało się do jed¬nego. Kochała Damiena, lecz musiała z goryCZ,! przyznać, że wciąż mu nie ufa. Jules był Francu¬zem, lecz współpracował z Anglikami i od samego początku okazał się szczery i bezpośredni.

Bez względu na to, jaką decyzję zamierzała pod¬jąć, pierwszym krokiem było zdobycie planów. Po¬stanowiła, że tym się zajmie w pierwszej kolejności.

* * *

– Bonjour, Jean-Paul. – Damien wszedł do przed¬sionka. – Widziałeś madame Falon?

– Qui, monsieur. Madame wyszła na spacer. Po¬wiedziała, że niedługo wróci.

Zacisnął szczęki. Nie lubił, jak sama wychodziła z domu. Do diabła, przecież rozmawiali o tym już wiele razy. Teraz powinni zachować szczególną ostrożność, gdyż najmniejszy błąd mógł się okazać fatalny w skutkach. A on wciąż miał obawy, że coś się nie uda.

Przeniósł wzrok z Jeana-Paula za okno, na ulicę.

Na chodniku grupa chłopców kopała małą skórza¬ną piłkę. Aleksy nie było widać, lecz gdy ponownie odwrócił głowę, ujrzał, jak zbliża się w ich kierun¬ku.

– Dzień dobry – zawołała z miłym uśmiechem.

Zastanawiałem się, gdzie jesteś. Nie powinnaś wychodzić sama. – Od tamtej nocy, gdy rozmawia¬li nad Sekwaną, trzymał się od niej z daleka. Teraz na jej widok poczuł ucisk w piersi.

– Wiem, ale dziś jest tak pięknie! – Miała zaró¬żowione policzki i lekko potargane włosy od spa¬ceru na świeżym powietrzu. – A o czym to debato¬waliście, gdy mnie nie było?

Jean-Paul spojrzał w kierunku bawiących się za oknem chłopców.

Patrzyłem na moich kolegów. Szkoda, że nie mogę z nimi zagrać.

– To dlaczego nie spróbujesz? – spytała. – Ma¬ma na pewno nie miałaby nic przeciwko temu.

Pokręcił głową

Oni mi nie pozwolą. Mówią, że z koślawą nogą nie będę umiał.

Damien westchnął.

– Dzieci potrafią być okrutne. Nie rozumieją, jak bardzo ich słowa mogą kogoś zranić.

Niech sobie mówią. Ja tylko żałuję, że nie mogę kopać piłki tak jak oni.

Aleksa przyklękła obok chłopca.

– A może jednak potrafisz? – Przyjrzała się jego zwichniętej stopie. – Jak myślisz, Damien? Jean¬-Paul jest silny i zwinny. Może mógłby się nauczyć grać w piłkę?

Dziś była ubrana na zielono w miękką, muślino¬wą, haftowaną suknię, która podkreślała kolor jej oczu. Z twarzy emanowało ciepło, ale także rezer¬wa. Na ten widok Damiena ogarnął żal, dopadło go uczucie jakiejś wielkiej pustki.