Выбрать главу

Dlaczego jej powiedział, że ją kocha? To było głupie, zważywszy na ich niepewną przyszłość. Lecz nawet jeśli to była prawda, Aleksa stała się jeszcze ostrożniejsza. Od tamtej pory zachowywał dystans, za co wydawała się wdzięczna. Szkoda, że nie wiedział, co ona myśli.

Skupił uwagę na nie naturalnie skrzywionej sto¬pie chłopca. Stwierdził, że Aleksa ma rację. Gdyby Jean-Paul nauczył się poruszać nią w odpowiedni sposób, mógłby kopać piłkę boczną krawędzią sto¬py, co nawet dałoby nawet lepszy kąt uderzenia nie w przypadku czubka buta.

– Tak, myślę, że mógłbyś spróbować, Jean-Paul, gdyby ktoś cię nauczył.

– To pan mógłby mnie nauczyć! – Malec rozpro¬mienił się. -: Wiem o tym. A ja bardzo szybko się uczę

Aleksa roześmiała się, zaś Damien poczuł ucisk w piersi, słysząc jej głos. Kiedy ostatnio się śmiała? Dawno. Bardzo dawno. Przecież była młoda, nie¬winna, zasługiwała na to, żeby śmiać się znacznie częściej. Wojenna zawierucha to nie miejsce dla niej.

– Damien? – głos Aleksy wyrwał go z zamyśle¬ma.

Zmusił się do uśmiechu.

– Co ty na to, Jean-Paul? Najpierw musiałbyś się przebrać, bo w przeciwnym razie twoja mama skróci mnie o głowę.

– Qui, monsieur, zrobię wszystko, co pan każe. Zaraz wracam, niech pan tu na mnie zaczeka. – Chłopiec pognał w kierunku schodów, zostawiając ich samych.

Kiedy podniosła na niego wzrok, ujrzał tę samą niepewność, którą spostrzegł w jej oczach już wcześniej: było w nich zatroskanie, rezerwa, lec także czułość i coś jeszcze, czego nie potrafił na¬zwać.

– Uszczęśliwiłeś go – powiedziała cicho.

A ciebie, Alekso? Czy kiedykolwiek uczynię ciebie szczęśliwą? Jednak nie powiedział tego głośno. Bał się usłyszeć prawdę.

– To dobry chłopiec – odparł lekko szorstkim głosem. Gdy na nią patrzył, krew zaczynała szyb¬ciej krążyć w jego żyłach, podgrzana pożądaniem. Od tego wieczora, gdy uciekli z pałacu, za każdym razem, gdy ją widział, pragnął zerwać z niej ubra¬nie i zanurzyć się w jej wnętrzu. Jednak po ostat¬nim razie miał wyrzuty sumienia i pewne obawy.

Z trudem oderwał wzrok od jej piersi i spojrzał przez okno.

– Chyba też się przebiorę. Mam przeczucie, że to zadanie będzie trudniejsze, niż się wydaje. Szczególnie dla kogoś, kto od wielu lat nie grał w piłkę.

Widząc jej uśmiech, odwrócił się i odszedł. Patrzyła za nim z bolącym sercem. Zauważyła burzę emocji na jego twarzy, łagodność w oczach, za każdym razem, kiedy na nią patrzył.

Między nimi pojawiła się bariera, która stawała się coraz bardziej dokuczliwa. Gdy przebywali w zamku Falon, udało jej się trochę ten mur skru¬szyć, zaczęła przewiercać zbroję, którą starannie się okrywał. Potem przybyli Francuzi, a ona poje¬chała do pułkownika Bewicke'a. Wtedy straciła go i wcale nie mogła go za to winić.

A jednak przyszedł po nią do Le Monde, a ona zrozumiała, że jej uczucia wcale się nie zmieniły.

Oboje cierpieli wielki głód, lecz pozostawał mię¬dzy nimi także ocean wątpliwości. Tamtej nocy nad Sekwaną powiedział, że ją kocha, przekonał, że mówił prawdę. Jednak od tamtej pory znowu podniósł gardę, a ona nie była w stanie przeniknąć jego myśli.

Może powinna jeszcze raz spróbować zburzyć -ten mur i bez reszty oddać Damienowi serce. Ale już raz tak zrobiła i późniejsze cierpienie było trudne do zniesienia. Miała pewność, że drugi raz nie chce tego przeżyć.

Pomyślała o Jeanie-Paulu, o goszczącym na twa¬rzy Damiena ciepłym uśmiechu za każdym razem, kiedy przebywał z chłopcem. Ciekawe dlaczego je¬dynym człowiekiem, przy którym czuje się zupeł¬nie swobodnie, jest małe, ciemnowłose dziecko.

Może dlatego, że chłopiec niczego od niego nie oczekiwał, że akceptował go takim, jakim był.

Ta myśl n~e dawała jej spokoju, gdy wchodziła schodami na górę. Dziecko kocha Damiena bez względu na to, co zrobił, w co wierzył. Ufało mu i zdobyło w zamian jego zaufanie.

Gdyby tylko wystarczyło jej odwagi, żeby zrobić to samo.

Jednak miała świadomość, że na to się nie zdo¬będzie.

Podjęła już decyzję. Zaufa St. Owenowi. Nie ko¬chała go. W tej kwestii pozostawała obiektywna. Lecz gdy myślała o Damienie, targały nią przeróż¬ne emocje, była ciągle zdezorientowana, nie umia¬ła zachować rozsądku.

Jeśli chodziło o jej męża, nie ufała nawet własnej oceme.

A teraz właściwa ocena stała się niezbędną. Po¬jawiło się zbyt duże ryzyko, stawką było życie wie¬lu Anglików.

Przeszła przez sypialnię, czując ogarniające ją zmęczenie. Właśnie wróciła z hotelu Marboeuf, gdzie rozmawiała z mężczyzną o imieniu Bernard i zostawiła mu wiadomość dla Sto Owena. Gdyby wyraził zgodę, mogliby włamać się do gabinetu projektanta okrętów i poszukać planów. Jeśli je znajdą, Jules dostarczy je do Anglii.

J ej powrót – to była już zupełnie inna sprawa. W głębi duszy cały czas wiedziała, że nie skorzy¬sta z jego propozycji ucieczki.

Rozdzia120

Jules St. Owen siedział przy stoliku w rogu ka¬wiarni De Valais i popijał mocną kawę. Pochylając się nieco do przodu, był w stanie obserwować drzwi wejściowe. W pewnym momencie zesztyw¬niał, a potem szybko wstał na widok szczupłej po¬staci w pelerynie, która właśnie weszła do środka.

Zdecydowanym krokiem podszedł do niej, ujął pod rękę i zaprowadził do stolika.

– Zaczynałem się martwić. – Zdjął z niej okrycie i położył na oparciu krzesła.

– Przyjechałam okrężną drogą. – Pozwoliła, że¬by pomógł jej zająć miejsce, odgarnęła kilka ko¬smyków kasztanowych włosów pod czepek. Chcia¬łam mieć pewność, że nikt"mnie nie śledzi.

– Tres bien. Dziękuję za tę przezorność. – Zamó¬wił jej filiżankę mocnej ~awy, którą wraz z gorą¬cym mlekiem po chwili przyniósł kelner.

– Czy wszystko przygotowane? – Była ubra¬na w jasnoniebieską dzienną suknię z muślinu, prostą i skromną, na której odznaczały się jej ku¬szące piersi. Spoglądała na niego badawczo. Wy¬glądała jak zwykle pięknie, lecz nie mógł nie za¬uważyć bladości jej skóry.

Wszystko przygotowane do wyjazdu, a także do kradzieży dokumentów. Tym ostatnim zajmę się osobiście… gdy tylko powiesz mi, gdzie one są

Mówiłam ci już wcześniej, Jules, że wyjawię to dopiero wieczorem. Zresztą zamierzam jechać z tobą, bo tylko wtedy będę miała pewność, że mnie zabierzesz.

Zaklął pod nosem.

Wybacz, chćrie, ale to jest zbyt niebezpieczne. Miałem nadzieję, że wrócił ci rozsądek.

Sam pobyt tutaj jest niębezpieczny. Muszę to doprowadzić do końca, Jules. Innego wyjścia nie ma. A jakim sposobem wydostaniemy cię z domu? Zostawiam tę kwestię tobie. Wiem, że coś wy¬myślisz. – Była piękna, zdeterminowana. Zrozu¬miał, że jej nie zatrzyma.

Dobrze. Wygląda na to, że nie zostawiłaś mi wyboru.

Uśmiechnęła się na to małe zwycięstwo, zaś Jules poczuł ukłucie w sercu. Westchnął.

Dopilnuję, żeby twój mąż został wezwany, a wtedy będziesz mogła wymknąć się niezauważe¬nie. Spotkamy się kilka domów dalej.

– Kiedy?

W czwartek w nocy. Musimy wyruszyć przed piątkiem, jeśli chcemy dotrzeć do Hawru i zdążyć na łódź.

Przygryzła dolną wargę, on zaś z trudem pano¬wał nad coraz silniejszym pożądaniem. Nigdy nie narzekał na brak powodzenia u kobiet. Większość tych, które wpadły mu w oko, chętnie szła z nim do łóżka. Ale nie ta. Aleksa czuła do niego tylko przyjaźń. Ciekawe tylko, czy jej mąż doceniał jej si¬łę i determinację tak jak on.

– Co do łodzi… – powiedziała cicho, spuszczając wzrok. – Nie zmieniłam zdania, Jules. Nie pojadę z tobą.

– Ale myślałem…

– Wiem, co myślałeś. Przez jakiś czas sama nie byłam pewna. Ale prawda jest taka, że muszę zo¬stać.

– Nie możesz. Nie po kradzieży planów. Oni na pewno będą podejrzliwi. Mon Dieu, przecież widziałaś te papiery w gabinecie generała.

– Muszę zostać z moim mężem. – Spojrzała mu w oczy, a wtedy zobaczył łzy. – Ja go kocham, Ju¬les. Kocham go i nie mogę go zostawić. – Mrugnꬳa kilka razy, żeby powiekami rozgonić zbierające się łzy. – Poza tym, jeśli będziemy ostrożni, nawet przez kilka tygodni nikt nie dowie się o kradzieży dokumentów. A wtedy Damien i ja znajdziemy się już bezpiecznie w domu.

– Masz jednak wątpliwości, bo w przeciwnym ra¬zie by cię tu nie było. Co się stanie, jeśli się mylisz?

– Dopóki nie otrzymamy wiadomości od Field¬hursta, nie będzie żadnej pewności. Nie będę ryzykowała życia moich rodaków dlatego, że go ko¬cham, ale wierzę, że on kocha mnie i będzie mnie chronił. Dopilnuje, żebym bezpiecznie wróciła do Anglii… nawet jeśli sam będzie musiał tu zostać.

Jules chciał zaprotestować, lecz nieugiętość w jej spojrzeniu kazała mu zamilknąć. Mon Dieu, ależ ta kobieta jest odważna! I na swój sposób lojalna wo¬bec mężczyzny, którego kocha. Jednak nie mógł jej tu zostawić. Odczeka, zdobędzie dokumenty, o ile w ogóle tam są, a potem postara się przekonać ją do wyjazdu.