Выбрать главу

„Skąd ty to wszystko wiesz?”, zapytała go, gdy przeczytała pierwsze strony. Lecz w jej głosie zabrzmiał podziw.

Skąd wiedział? Nie wiedział, skąd wie. Taka wiedza bierze się spod zamkniętych powiek, z modlitwy, ze snu, z patrzenia wokół, zewsząd. Może w ten sposób przemawiała do niego sama święta, może obrazy z jej życia rodziły się gdzieś między wierszami jej pism.

Wydawało mu się, że nie tylko będzie ważne, gdy napisze, jak było, nazwie tę całą konfigurację zdarzeń i czynów. Że równie ważne, a może nawet ważniejsze będzie pozostawienie miejsca i przestrzeni na to, czego nie było, co nigdy się nie zdarzyło, a co się tylko mogło zdarzyć – wystarczy, że zostało wyobrażone. Żywot świętej – to także to, czego nie ma. Chciał więc nawet zostawiać na papierze puste miejsca, na przykład odległości między wersami albo nawet między słowami, ale w końcu to mu się wydało zbyt proste. Chciał raczej zostawić pustą przestrzeń poza opisywanymi wypadkami z życia Kummernis – rozległe obszary wszelkich możliwości, konsekwencje czynów, które rozrastają się w głąb całej sceny. Przeszkadzało mu także, że święta żyła kiedyś, w przeszłości, że nie było tam wtedy ani jego rodziców, ani dziadków – skąd więc mógł wiedzieć, jak wyglądał jej świat? Przecież drzewa rosną ludzie wycinają lasy, powstają nowe drogi, a stare zarastają zielskiem. Jego wieś też pewnie była inna, niż ją zapamiętał z dzieciństwa. A Rzym, którego nie widział? Czy był taki sam, jak sobie wyobrażał? Jak opowiedzieć rzeczy, których się nie widziało, nigdy nie doświadczyło?

Tak więc, czy chciał, czy nie chciał, oglądał ją zawsze w znanych krajobrazach, w tym klasztorze, na tym podwórku, wśród kur, których jajka zjadał, pod kasztanem, którego cieniem cieszył się latem, w habicie takim samym jak habit przełożonej. Jej ciało z rozłożonymi rękami istniało krzyżem w poprzek czasu, tak mógłby to ująć. Kummernis żyła wciąż, póki o niej pisał jako o żywej, i nie przestawała istnieć, nawet gdy ją wielokrotnie w myślach uśmiercał. Cały czas tkwiła gdzieś pod, między warstwami powietrza, bo może tam nic nie mijało i nie kończyło się, choć było niewidzialne. I uznał, że celem jego pisania jest pogodzenie wszystkich możliwych czasów, wszystkich miejsc i pejzaży w jeden obraz, który będzie nieruchomy i ani nie zestarzeje się, ani nie zmieni już nigdy.

Teraz do południa Paschalis pisał historię świętej, a popołudniami zaczął przepisywać z pieczołowitością

Tristia i Hilaria. Coraz częściej zdarzało mu się, że kończąc pisać jej zdanie, w nagłym rozbłysku pojmował cały jego wewnętrzny sens. Poruszało go to do głębi i dziwiło zarazem. Że te same słowa można czytać i rozumieć na wiele sposobów. Albo że można pojmować sens zdania, ale nie doświadczać tego sensu. Że można wiedzieć, co jest napisane, lecz tego nie rozumieć. Nieruchomiał z piórem w ręku, a jego myśli nie mogły odkleić się od tego, co właśnie odkryły.

Kummernis pisała:

„Widziałam siebie jako inkrustowaną szkatułkę. Otwierałam wieczko, a tam była jeszcze jedna szkatułka, cała z korala, a w niej jeszcze inna, cała z masy perłowej. I tak niecierpliwie otwierałam siebie samą nie wiedząc jeszcze, do czego to prowadzi, aż w najmniejszej szkatułce, w najmniejszym pudełeczku, na dnie wszystkich innych, zobaczyłam Twój obraz, żywy i barwny. I natychmiast zatrzasnęłam wszystkie zamknięcia, żeby Cię z siebie nie utracić, i odtąd jestem w zgodzie ze sobą a nawet pokochałam siebie, bo noszę Cię w sobie.

Nic, co nosi Ciebie w sobie, nie może być marne, więc i ja nie jestem marna.

Zawsze jestem tobą ciężarna, podobnie jak i inne byty noszą Cię w sobie, a nie wiedzą o tym”.

Gdy Paschalis doszedł w swojej historii świętej do momentu, kiedy Kummernis uciekła do klasztoru przed narzeczonym, był tak podekscytowany, że zarzucił wątek i zaczął pisać końcowe wydarzenia: uwięzienie i ukrzyżowanie. Nie potrzebował snu ani jedzenia. Noce były upalne, więc nie marzł. Sztywniały mu tylko palce i bolał kark.

Widział teraz Kummernis tak dokładnie, jakby ją znał. Jakby była tą siostrą która zajmuje się krowami, albo tą która nosi mu jedzenie. Była wysoka, ale szczupła, o rękach i stopach dużych jak przeorysza. Miała gęste brązowe włosy splecione w warkocze i upięte na głowie. Jej białe piersi były doskonale okrągłe.

Mówiła szybko i gwałtownie.

I potem przyśniła mu się taka, jaką stworzył. Spotkał ją w jakichś korytarzach, które były pomieszaniem szczegółów z tego i tamtego klasztoru. Niosła jakieś naczynia, a kiedy się do niej zbliżył, podała mu kubek. Kiedy wypił z niego, zrozumiał, że popełnił błąd, że wypił ogień. Ona uśmiechała się tajemniczo i nagle pocałowała go w usta. Pomyślał w tym śnie, że oto musi umrzeć, że ogień już działa i nie ma dla niego żadnego ratunku. Poczuł się samotny i niczyj.

Kiedy następnego ranka przyszła przeorysza, opowiedział jej o tym śnie, a ona przytuliła go czule do szorstkiego habitu. „Urosły ci włosy, synu”, powiedziała i nawinęła na palec czarny pukiel. „Zakrywają ci już uszy. Zaczynasz wyglądać jak dziewczyna”.

Po komplecie zaprowadziła go do ogrodu. Paschalis poczuł się oszołomiony zapachami i ciepłym powietrzem. Kwitły już róże i białe lilie. Perfekcyjnie wypielone grządki ziół i warzyw znaczyły proste wzory wśród jabłoni i grusz. Przeorysza przyglądała mu się z uśmiechem, kiedy w swojej szarej koszuli i boso chodził zachwycony między kwiatami. Nagle zerwała listek mięty i roztarta go w palcach. „Gdybym nie… -zatrzymała się na krawędzi tych słów – mogłabym cię usynowić”, powiedziała. „Raczej ucórzyć”, poprawił ją.

Pod koniec czerwca Paschalis napisał ostatnie zdanie Żywotu Kummernis z Schonau. Miesiąc trwało jeszcze sporządzanie kopii i przepisanie do końca Tristiów i Hilariów.

Przeorysza zaś napisała długi list do biskupa w Glatzu i niedługo Paschalis miał wyruszyć w swoją misję.

Jego habit wyprano i naprawiono. Musiał się skurczyć (albo on sam urósł), bo sięgał mu przed kostki. Dostał nowe sandały i skórzaną torbę na ramię.

„Po drodze spotka cię pewnie wiele przygód, a może i pokus. Kraj ogarnięty jest niepokojem…” Paschalis kiwnął głową na to, co zaraz powie przeorysza, zupełnie jak jego matka, ale ona rzekła rzecz dziwną:

„Ulegaj tylko tym przygodom, które wydadzą ci się tego warte”. Spojrzał na nią zaskoczony. Przytuliła go mocno do piersi i długo głaskała jego włosy. Delikatnie wyswobodził się z tego uścisku i pocałował jej dłoń.

Jej wargi musnęły jego czoło i w tym muśnięciu rozpoznał dotyk meszku na jej górnej wardze. „Bóg mnie do ciebie przyprowadził”, powiedział. „Bóg z tobą synu”.

Paschalis wyruszył następnego dnia o świcie; od razu za bramą klasztoru wszedł w letnią poranną mgłę, przez którą prześwitywało słońce, jakby było ledwie księżycem – tak bardzo mgła pochłaniała całą jego siłę.

Szedł w stronę gór, cały czas wznosił się wyżej i wyżej, aż wystawił głowę spod morza mgły i zobaczył jaskrawozielone zbocza i bardzo niebieskie niebo. Miał w torbie dwie książki – pisma Kummernis i oprawiony w drewniane deszczułki Żywot. Poczuł się nagle lekki i szczęśliwy.