Выбрать главу

„Jutro, jak pan chce, mogę przyjść wcześniej i coś ugotuję. Umiem robić gołąbki”, uśmiechnęła się i usiadła przy nim, gdy wziął się do jedzenia.

„Jak ona cię wynalazła? Skąd się tu wzięłaś?”, zapytał z ustami pełnymi jedzenia.

„Ach, to zbieg okoliczności. Skomplikowane”.

Zauważył, że miała gładką dziecinną cerę, bez śladu zmarszczek czy piegów. W głowie rozbłysnął mu na sekundę jaskrawy obraz jej nagiego szczupłego ciała rozciągniętego na łóżku i przeraził się. Powiedział, że jest zmęczony i zaraz idzie spać. Przypomniała mu o kluczu i znikła w kuchni. Słyszał, jak zmywa wczorajsze naczynia. Poczuł się niespokojny; podniósł słuchawkę czarnego telefonu i zakręcił korbką. Kazał się połączyć ze szpitalem we Wrocławiu, ale tam nikt już nie odpowiadał. „Zadzwonię jutro z pracy, zadzwonię jutro z pracy”, powtarzał sobie. Usłyszał, jak na dole trzasnęły drzwi wyjściowe, zatrzymał się na schodach i nagle wszystko z niego opadło. Westchnął i wrócił do jadalni. Włączył radio i nalał sobie wódki.

Leciało jakieś słuchowisko.

„Przyjaciółmi nie będziemy”, powiedział męski głos w radiu. „Pani sama o tym wie. A czy będziemy najszczęśliwszymi, czy też najnieszczęśliwszymi z ludzi – to jest w pani mocy. Tylko o jedno przecie proszę: proszę, by pani nie odbierała mi nadziei i pozwoliła dalej tak cierpieć jak dotąd. Jeśli i to jest niemożliwe, niech mi pani każe zniknąć, a zniknę”.

„Ja nie chcę pana nigdzie wypędzać”, odezwał się emfatyczny kobiecy głos i wydawało mu się, że to musi być Nina Andrycz.

„Niech pani tylko nic nie zmienia. Niech wszystko zostanie tak, jak było dotychczas. A oto i mąż pani…”

Wyłączył radio i poszedł spać. Pierwszy raz od lat miał erotyczny sen. Śniła mu się ta dziewczyna. Znów była wojna. Chowali się przed Niemcami w jakichś fabrykach. Woda leciała na nich z popsutych pryszniców.

Byli nadzy. Tuliła się do niego, jej włosy pachniały wodą. Chyba się kochali, ale to było jakieś dziwne, nie czuł tego w ciele, tylko wiedział, że to jest miłość.

Rano zadzwonił do szpitala. Rozmawiał z żoną ale jej głos brzmiał bezbarwnie i metalicznie. Powiedziała, żeby przyjechał po nią w piątek. Szybko policzył, że to za trzy dni. Powiedziała mu też coś o operacji, ale nie zrozumiał dokładnie, nie chciał o tym myśleć. Wrócił do domu wcześniej i wykąpał się, potem w czystej koszuli czekał nie wiadomo na co.

Wszystko działo się tak, jakby było zaplanowane. Ona weszła, miała te same spodnie co wczoraj i trzymała w ręku wielką głowę kapusty. Chodził za nią niezręcznie, gdy paliła w piecach. Czuł się śmieszny. Coś tam mówił, ale bardziej przyglądał się jej włosom i nagim stopom w tenisówkach. Nie mógł od niej odejść. Było jak w tym śnie – ukrywali się przed wrogim światem. Kto był tym światem, nie wiedział. Powiedziała, żeby podał jej nóż, i on z tym nożem w ręku podszedł do niej i po prostu przywarł nagle do jej chudego ciała, a ona się wcale nie broniła. Była miękka, delikatna, powolna jak szmaciana lalka. Położył sobie jej ręce na ramionach i całował ją po twarzy. Spodziewał się oporu, jakiegoś „nie”, ale tylko słyszał jej oddech, który pachniał świeżymi ogórkami, czymś zielonym, świeżym, czymś, do czego zawsze tęsknił. Położył ją po prostu na kanapie, ściągnął jej te śmieszne spodnie i tak zupełnie zwyczajnie kochał się z nią i nawet pamiętał, żeby nie zrobić jej dziecka.

Takie rzeczy zdarzają się ludziom, powtarzała sobie, gdy wysadzała na rabaty flance aksamitek. Człowiek się zmienia, wyrasta ze starych sytuacji jak dziecko z ubrań. Czas płynie i zmienia wszystko. Są duże i małe wojny. Te duże zmieniają świat, te małe człowieka. Tak to już jest. Nie robię nic złego. Nie krzywdzę nikogo, najwyżej siebie, gdy tak czekam i czekam.