W tym miejscu stwarza się świat i jego podstawowe energie.
W Chronosie rodzą się wszelcy bogowie. Ich podstawową cechą jest miłość (philia). Są świetliście wypełnieni miłością i nią właśnie usiłują przezwyciężyć nienawiść (neikos) żywiołów, ażeby w końcu osiągnąć jedną niezniszczalną eteryczną naturę duchową świata. Właśnie w tym celu stwarzają ludzi, zwierzęta i rośliny i obdarzają je nasieniem miłości.
To właśnie opowiadałam Marcie przy wiązaniu pęczków rabarbaru. Gdy skończyłyśmy, Marta powiedziała mi coś w tym rodzaju: kiedy ludzie mówią „wszystko”, „zawsze”, „nigdy”, „każdy”, może to dotyczyć tylko ich samych, w świecie zewnętrznym bowiem nie istnieją takie ogólne rzeczy.
Poradziła mi, żebym była uważna, bo jeżeli ktoś zaczyna zdanie od słowa „zawsze”, to znaczy, że stracił kontakt ze światem i że mówi o sobie.
Wzruszyłam ramionami.
Kto napisał żywot świętej i skąd to wiedział
Paschalis został więc w klasztorze sióstr martianek, żeby spisać historię ich sekretnej czteroimiennej patronki. Dostał osobną celę w budynku gospodarczym, a więc oddaloną od reszty klasztoru. Cela była duża, wygodna i ciepła, miała wysokie okno zamykane na noc drewnianymi okiennicami i szeroki, ciężki pulpit do pisania ze specjalnym wgłębieniem na flaszkę z atramentem. Okno Paschalisa wychodziło na południe, więc gdy tylko odpłynęły zimowe chmury, zamieszkała z nim wielka smuga światła, ożywiana latającymi drobinkami kurzu i niecierpliwym lotem much. Kiedy tylko zmarzł przy pulpicie, stawał w tych promieniach i grzał w nich zziębnięte ciało. Widział wtedy łańcuch łagodnych gór i wydawało mu się, że falują w niezauważalnym dla ludzi tańcu. Wkrótce znał każdą krzywiznę tego niezwykłego horyzontu, każdą dolinę, każde wzniesienie.
Dwa razy dziennie zakonnice zostawiały mu pod drzwiami jedzenie – chleb i gotowane warzywa, a w niedzielę i święta wino. Raz na dwa, trzy dni odwiedzała go matka przeorysza. „Pytali o ciebie”, powiedziała na początku, kiedy jeszcze nie wiedział, jak ma się zabrać do swojej pracy. „Pytali, a ja powiedziałam, że poszedłeś sam. Wtedy oni powiedzieli, że pewnie stało ci się po drodze coś niedobrego, może napadły cię wilki, a ja powiedziałam, że nikt nie widział tu wilków od lat i że pewnie uciekłeś, poszedłeś sobie w góry…” „Dlaczego tak matka powiedziała?”, zdziwił się Paschalis. „Wolałabym cię widzieć, jak uciekasz i łamiesz śluby, niż jak leżysz martwy i zakrwawiony na ziemi”. „Nie wiem, jak mam zacząć”, poskarżył się. Przeorysza wskazała mu leżącą na pulpicie niewielką księgę. „Musisz to najpierw uważnie przeczytać, a wtedy poznasz tę, która to napisała. Musisz czytać tak długo, aż ją ujrzysz w każdym szczególe, jak wyglądała, jak się poruszała, jakim mówiła głosem. Wtedy będzie ci łatwiej zrozumieć, co czuje człowiek, który coś takiego napisał, i co czuje człowiek, który to teraz czyta, czyli ty”. Paschalis zaczął więc od czytania. Najpierw wydało mu się to nudne i niewiele z tego rozumiał, bo i jego łacina nie była zbyt dobra. Potem jednak zauważył z rozbawieniem, że i łacina świętej pozostawiała wiele do życzenia – jak rodzynki w słodkich plackach zakonnic tkwiły w niej słowa czeskie, niemieckie i polskie. Ale potem zaczął powoli znajdować w pisaniu Kummernis to pragnienie, które nosił w sobie on sam – żeby stać się kim innym, niż się jest, i to dodawało mu otuchy.
Książka była dziwna, bo czytało się ją z dwóch stron naraz. Z jednej strony widniał tytuł Hilaria, a kiedy odwróciło się ją do góry nogami, zaczynała się jako Tristia. A więc smutki i radości. W środku książki między obydwiema częściami było jeszcze kilka stron zapisanych innym kolorem atramentu. Ta część nazywała się Pouczenia do modlitwy.