Выбрать главу

Następnego dnia ten sam kleryk zawiadomił go, że dokumenty są właśnie czytane przez biskupa, więc audiencja będzie jutro. Następnego dnia powiedział mu to samo. I następnego też. Paschalis mieszkał więc w biskupim pałacu i miał czas na zobaczenie miasta.

Widział ogromną liczbę ludzi; wydawało mu się nieprawdopodobne, jak wielu ich żyło w jednym miejscu. Dziwiło, że nie wszyscy znają się nawzajem. Mijali się na ulicy obojętnie i nie patrzyli na siebie. Chodził po tym dziwnym mieście od rana do wieczora, aż paski od sandałów poraniły mu skórę. Widział handlarzy na rynku, przy kramach wypełnionych wszelkim dobrem. Trudno było spamiętać, do czego miały służyć te wszystkie rzeczy. Widział dzieci bawiące się wprost na ulicy, zmęczone gwarem i upałem zwierzęta, drewniane, pomalowane jaskrawo posągi w kościołach, które do złudzenia przypominały ludzi. Ale najbardziej fascynowały go kobiety. Tutaj w mieście były jeszcze bardziej wyraźne, konkretne i namacalne. Kiedy modlił się w kościele, rozpoznawał ich obecność po szelestach sukien i delikatnym stuku obcasów. Ukradkiem więc przyglądał się każdemu szczegółowi ich stroju, pasmom włosów, splotom warkoczy, linii ramion, płynnym ruchom dłoni, gdy robiły znak krzyża. Gdy nikt nie widział, powtarzał te ruchy, jakby ćwiczył skomplikowane magiczne zaklęcie.

Przy jednej z ulic nad rzeką znalazł dom, przed którym wystawały zawsze młode dziewczyny z sukienkami zawiniętymi po kolana. Troczki ich koszul, jakby nieumyślnie rozwiązały się i obnażały chude dekolty. Paschalis przechodził tamtędy kilka razy dziennie. Właściwie nawet nie wiedział, jak to się dzieje. Nogi go same tam niosły, gdy się zamyślił, w te nadrzeczne, cuchnące wilgocią zaułki, zawsze przesiąknięte wodą okolice. Dziewczyny zmieniały się, ale w końcu nauczył się je wszystkie rozpoznawać. One też go poznawały i uśmiechały do niego, jak do starego znajomego. Któregoś dnia jedna z nich szepnęła do niego, gdy przemykał obok szybkim krokiem: „Chodź, braciszku, pokażę ci coś, czego nigdy jeszcze nie widziałeś”. Ten szept był jak uderzenie. Paschalis na chwilę stracił oddech i krew napłynęła mu do twarzy. Ale nawet się nie zatrzymał. Tego samego dnia zobaczył na straganie małe drewniane krzyżyki z Kummernis. „To święta Frasobliwa”, powiedział kramarz, „Patronka wszelkich zmian”. Paschalis kupił sobie taki krzyżyk za pieniądze, które dostał od przeoryszy. W końcu został wezwany do biskupa.

„Wszystko to jest bardzo pouczające i podnoszące na duchu. Pięknie spisałeś historię życia tej niezwykłej kobiety, lecz wiele rzeczy niepokoi nas w jej pismach”. Tak zaczął człowiek w czarno-białym habicie. Potem rozłożył przed sobą papiery i przez chwilę wodził po nich wzrokiem. Biskup patrzył przez okno odwrócony do nich plecami.

„Co znaczą na przykład takie słowa:»Widziałam to. Było nieskończone i potężne, lecz nie wszędzie było takie samo. Istniało też jakieś bliżej i jakieś dalej od Niego. Na peryferiach swoich zamarzało, zastygało jak płynne żelazo«„.

„To było o Bogu”, powiedział Paschalis, ale biskup nie zareagował. Biało-czarny zakonnik powiedział zaś:

„Rozumiem, że to może być poetycka metafora, ale przyznasz, chłopcze, nieco ryzykowna. Matka przełożona powinna być bardziej uważna i wnikliwa. To niedopracowane, synu… Albo to:»Bez względu na to, co czynię – to jest miłość do Ciebie, a kochając Ciebie, muszę miłować siebie, bo to, co we mnie żywe, to, co kocha – jest Tobą«. To już brzmi bardzo heretycko… Bez względu na to, co czynię… Jakbym słyszał któregoś z tych odszczepieńców. Albo, niech ekscelencja posłucha…”

Karta zapełniona równym pismem Paschalisa sfrunęła na podłogę.

„Wiem, że mieszkasz we mnie. Widzę Cię w sobie – przejawiasz się we mnie tym wszystkim, czemu mogę zaufać – rytmom, przypływom i odpływom, pulsowaniu i zanikaniu. Należę do słońca i księżyca, należę bowiem do Ciebie, należę do świata roślin i zwierząt, należę bowiem do Ciebie. Kiedy księżyc co miesiąc porusza we mnie krew, wiem, że jestem Twoja, że zaprosiłeś mnie do swego stołu, by skosztować smaku życia. Kiedy każdej jesieni moje ciało okrągleje i przybiera, staję się jak dzika gęś, jak sarna, których ciało więcej wie o naturze świata niż najmądrzejszy z ludzi. Obdarzasz mnie wielką siłą żeby przetrwać noc”.