Выбрать главу

Następnego dnia zadzwonili do biura do Courtneya i opowiedzieli, co się stało.

– Mam tego dość. Idę na policję – stwierdził na koniec rozmowy ich starszy kolega.

– Courtney… jeszcze nie teraz – poprosił John. – Nie uwierzą w to.

– Daj spokój, człowieku. Ile jeszcze potrzebujecie dowodów?

– Potrzebujemy dowodu na to, że pan Vane wiedział, co jego domy zrobią z mieszkańcami, zanim wystawił je na sprzedaż, i mimo to je sprzedawał. Gdyby tak było, można by sądzić, że „karmi” swoje domy… rozumiesz, co mam na myśli?

– A co z tą postacią przypominającą rzeźbę, która was ścigała? Co będzie, jeśli was złapie i pozabija?

– Przypuszczamy, że to pan Vane ją za nami wysyła – odparł John. – Albo on, albo Cleaty, ale wątpię, by Cleaty miał z tym cokolwiek wspólnego. Jeśli nie zdobędziemy wystarczającej ilości dowodów, by można było aresztować pana Vane’a, rzeźba ciągle będzie nas ścigać.

Zapadła długa cisza.

– Niech wam będzie – odezwał się w końcu Courtney. – Nie będę jeszcze zawiadamiał policji. Czy można wam jakoś w czymś pomóc?

Słuchawkę przejęła Lucy.

– Tak, ale nie wiem, czy ci się uda. Spróbuj otworzyć biurko pana Vane’a i porób odciski kluczy. W ten sposób będziemy mogli przeszukać także jego inne domy… jeśli będzie trzeba, może nawet wszystkie. Potrzebujemy jednego przekonującego dowodu.

– Trudna sprawa… – odparł Courtney. – A jeśli mnie złapią? Nie chcę wyjść na tchórza, ale nie chcę też, by rzeźba i mnie zaczęła ścigać.

– Więc uwierzyłeś nam?

– Chyba nie mam wyboru. Albo oboje oszaleliście, albo mówicie prawdę.

– Czy Cleaty coś mówił w związku z tym, że nie zjawiliśmy się w pracy?

– Powiedziałem mu, że oboje złapaliście tę samą grypę co Liam. Chyba nie uwierzył, ale niezbyt się waszą nieobecnością przejął. W ogóle zachowuje się bardzo dziwnie. Wychodzi na wiele godzin i wraca w ponurym nastroju. Wygląda, jakby coś go trapiło.

– A pan Vane?

– Nie pokazał się wcale w biurze.

– Dzięki, Courtney. Zadzwonimy później. I spróbuj dostać się do tych kluczy.

John spędził poranek na studiowaniu mapy Wysp Brytyjskich, którą rozłożył na stole w jadalni wuja Robina i przykrył arkuszem kalki kreślarskiej. Używając sporządzonej przez siebie kopii „listy specjalnej” pana Vane’a, zaznaczył położenie wszystkich nieruchomości – razem dwadzieścia siedem domów. Potem zaczął się wpatrywać w narysowane przez siebie krzyżyki i zastanawiać.

– Może nie ma w tym żadnej logiki – mruknął po jakimś czasie, popijając herbatę. – Może niektóre domy są nawiedzone, a inne nie?

Do jadalni wszedł wuj Robin – ssąc wciąż gasnącą fajkę. Pochylił się nad mapą i bez słowa długo ją oglądał.

– Co przedstawiają te krzyżyki? – spytał w końcu.

– Domy. Próbuję odkryć łączący je związek, ale problem polega na tym, że najwyraźniej nic ich nie łączy. Niektóre są stare, inne nowe, a wszystkie są chaotycznie porozrzucane po całych Wyspach.

Wuj Robin przeciągnął palcem przez kilka krzyżyków na północnym zachodzie, aż dotarł do Derbyshire.

– Nie powiedziałbym, że są chaotycznie porozrzucane – oświadczył.

– Co pan ma na myśli? – spytał John. Wstał i stanął za wujem.

– Popatrz… Jeśli połączy się dom w Salisbury z domem w Bromsgrove pod Birmingham, a potem z domem w Congleton, to co powstanie?

John nic nie rozumiał, ale wuj Robin wziął gazetę i użył jej skraju jako linijki.

– No jasne… linia prosta – mruknął John.

– Właśnie. Już samo to jest dość niezwykłe. W dodatku nie jest to byle jaka prosta linia, prawda? Popatrz, dokąd prowadzi… – Czubkiem zażółconego od nikotyny palca wuj przedłużył linię łączącą domy pana Vane’a.

– Przechodzi przez Stonehenge… – stwierdził John.

– Załapałeś. Nie tylko przez Stonehenge… patrz… także przez fort z epoki żelaza w Old Sarum, starą katedrę w Salisbury, obóz z epoki żelaza przy Clearbury Ring i wzgórze z epoki żelaza przy Frankenbury Camp. Wszystkie domy stoją w jednej linii z mającymi po trzy tysiące lat pomnikami historii.

Do pokoju przy kuśtykała Lucy i również wbiła wzrok w mapę.

– I co? – spytała.

– Istnieje tylko jedno wyjaśnienie – oświadczył wuj. – Ta linia to Old Sarum Ley.

– Co to takiego? – zdziwił się John.

– Jedna z głównych brytyjskich linii ley.

John popatrzył na Lucy, ale ona tylko wzruszyła ramionami.

– Linie ley to idealnie proste podziemne linie, łączące różne starożytne miejsca – zaczął wyjaśniać wuj. – Są proste nie tylko praktycznie, ale i geometrycznie. Z punktu widzenia nauki akademickiej stanowią tajemnicę, bo postawienie jakichkolwiek budowli na takich liniach wymaga znajomości wyższej geometrii i wiedzy astronomicznej, jakiej ówcześni ludzie nie posiadali. Mówimy o dziesiątym wieku przed Chrystusem, a nawet wcześniej. – Znowu spojrzał na mapę. – Podaj mi ekierkę – poprosił Johna i zaczął rysować na kalce krzyżujące się linie. – Proszę – powiedział po dłuższej chwili. – Nie wiem, w co się wpakowaliście, ale tu macie odpowiedź.

– Na co, wujku?

– Posłuchajcie… Każdy z tych domów leży na jednej z wielu starożytnych linii ley. Nie wiem, jakie macie kłopoty, i obiecałem o nic nie pytać, ale jestem przekonany, że te domy nie zostały zbudowane w tych miejscach przez przypadek.

– Jest pan pewien?

– Oczywiście, młodzieńcze, ponieważ napisałem na ten temat książkę. „Nauka druidów”, Awen Press, rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty drugi. Jeśli chcesz na nią rzucić okiem, to mam gdzieś egzemplarz…

– Co to za linie ley, o których mówisz? – spytała Lucy.

– Uważa się, że mają niezwykłą magiczną moc, a biegną pod ziemią, w skorupie ziemskiej. To jakby prymitywny Internet, bo linie ley mogą przenosić wiadomości i ostrzeżenia. Niektórzy badacze sądzą, że mogą nawet przenosić przedmioty materialne: kamienie, sztylety, amulety… Legenda mówi, że głazy, z których zbudowano Stonehenge, transportowano wzdłuż linii ley.

– Ale przecież niektóre z nich ważyły po kilkaset ton!

– Zgadza się. Reprezentujący tę teorię badacze właśnie ten fakt przedstawiają jako dowód mocy linii ley. Uważa się, że istnieją od stworzenia Ziemi, ale jako pierwsi odkryli je około jedenastego wieku przed naszą erą druidzi.

– No jasne… druidzi. Mówiono nam o nich w szkole. Czcili jemiołę, prawda?

– Druidzi byli w starożytnej Brytanii kastą kapłanów, ale masz rację: czcili jemiołę oraz wszystko, co pochodzi od dębu. Uważali, że dęby umieją mówić, mają bowiem duszę.

Lucy popatrzyła na Johna, a jej rozszerzone oczy jednoznacznie świadczyły o tym, że właśnie pomyślała o rzeźbie.

Wuj Robin dostrzegł jej minę, ale ją błędnie zinterpretował.

– Masz prawo mieć wątpliwości, jednak powinnaś wiedzieć, że kiedy Juliusz Cezar najechał na Brytanię i zetknął się z druidami, był pełen podziwu dla ich wiedzy o Ziemi i gwiazdach, a także „o istocie rzeczy, o mocy i przywilejach nieśmiertelnych bogów”, jak sam to ujął. Druidzi praktykowali medycynę oraz magię i uważali, że po śmierci ciał ich dusze będą żyć wiecznie. Zabijali ludzi, by czerpać energię psychiczną umierających, i wierzyli, że po ich własnej fizycznej śmierci, kiedy ciała zgniją, ich dusze będą dalej żyć w drzewach i w ziemi i nadal będą mogły wykorzystywać ludzi, wciągając ich do zaświatów.