Выбрать главу

– Zamiast tego – zaskomlał żałośnie Uhlander – ten wredny bachor zwrócił się przeciwko nam.

– Więc wynajęliście Neda Rinka, żeby ją zabił – dokończył Dan.

Boothe jak zwykle szybko znalazł usprawiedliwienie.

– Nie mieliśmy wyboru. Ona była nieskończenie cenna, chcieliśmy ją zbadać i zrozumieć. Ale wiedzieliśmy, że nam zagraża, więc po prostu nie mogliśmy ryzykować, żeby znowu ją zamknąć i badać.

– Nie chcieliśmy jej zabić – oświadczył Uhlander. – Przecież to myją stworzyliśmy. My sprawiliśmy, że tym się stała. Ale musieliśmy ją usunąć. Z ostrożności. W samoobronie. Zmieniła się w potwora.

Dan popatrzył na Uhlandera i Boothe’a takim wzrokiem, jakby zaglądał przez pręty klatki w zoo, i to jakiegoś kosmicznego zoo na odległej planecie, ponieważ ten świat nie mógł chyba stworzyć istot równie dziwacznych, okrutnych i bezlitosnych jak oni.

– Melanie nie jest potworem – syknął. – Potwory to wy. Podniósł się, zbyt wzburzony, żeby usiedzieć na miejscu, i stał z opuszczonymi dłońmi zaciśniętymi w pięści.

– Czegoście się spodziewali, do cholery, kiedy ona wreszcie osiągnęła ten przełom? Myśleliście, że powie: „Och, dziękuję wam bardzo, jak mogę się wam odwdzięczyć, jakie życzenia mam spełnić, jakie zadania wykonać?”. Myśleliście, że ona będzie jak dżinn wypuszczony z lampy, gorliwie służący temu, kto potarł mosiężną podstawkę? – Zorientował się, że krzyczy, i próbował zniżyć głos, ale daremnie. – Na litość boską, przecież więziliście ją przez sześć lat! Torturowaliście ją! Myślicie, że więźniowie zwykle są wdzięczni swoim dozorcom i oprawcom?

– To nie były tortury! – zaprotestował Boothe. – To było… szkolenie. Trening. Naukowo przyspieszona ewolucja!

– Pokazywaliśmy jej Drogę – dodał Uhlander.

Melanie zamamrotała.

Laura ledwie słyszała głos córki, zagłuszony przez muzykę i pisk opon na filmie. Przysunęła się bliżej do dziewczynki.

– O co chodzi, skarbie?

– Drzwi… – szepnęła Melanie.

W pulsującym świetle z ekranu Laura zobaczyła, że oczy dziewczynki znowu się zamykają.

– Drzwi…

Za szklanymi drzwiami noc zapadła w Beverly Hills. Boothe podszedł do baru po dolewkę burbona. Uhlander również wstał. Stanął za biurkiem i wpatrywał się w mozaikę kolorów na kloszu lampy od Tiffany’ego. Dan zapytał:

– Co to są te „drzwi do grudnia”, te drzwi, które otwierają się na inną porę roku niż wszystkie drzwi i okna w domu? Czytałem o tym w pańskiej książce. Napisał pan, że to paradoksalny obraz stosowany jako klucz do psychiki, ale nie zdążyłem dokończyć rozdziału i zresztą nie całkiem zrozumiałem tę koncepcję.

Uhlander odpowiedział, nie podnosząc wzroku znad lampy:

– W ramach treningu, żeby przyzwyczaić Melanie do postrzegania wszystkiego jako możliwe, żeby otworzyć ją na fantastyczne pomysły w rodzaju projekcji astralnej, przedstawiono jej specjalnie skonstruowane koncepcje, na których miała się koncentrować podczas długich sesji w komorze deprywacji sensorycznej. Każda koncepcja stanowiła niemożliwą sytuację… starannie zaprojektowany paradoks. Jak te drzwi do grudnia, o których pan czytał. Zgodnie z moją teorią twierdziłem… nadal twierdzę, że te ćwiczenia rozciągające umysł pomagają ludziom, którzy pragną rozwinąć swój potencjał psychiczny. To dobra metoda, żeby nauczyć się wychodzenia poza oczywistość, żeby przystosować swój światopogląd do zaakceptowania rzeczy, które dotąd uważaliśmy za niemożliwe.

Boothe odezwał się od baru:

– Albert jest genialny. Przez lata opracowywał syntezę nauki i okultyzmu. Odkrył miejsca, gdzie krzyżują się te dziedziny. Ma nam tyle do przekazania, tyle do nauczenia. Nie wolno mu umrzeć. Dlatego nie może pan pozwolić, poruczniku, żeby ta mała dziwka nas zabiła. Obaj możemy tyle dać światu.

Uhlander nadal wpatrywał się w barwne jak klejnoty szkiełka lampy.

– Poprzez wizualizację niemożliwości, pracując ciężko, żeby każda z tych dziwacznych koncepcji wydawała się realna, możliwa i znajoma, możemy w końcu uwolnić swoje siły psychiczne z umysłowej klatki, w której zamknęliśmy je na kłódkę naszej społecznie nabytej, kulturowo narzuconej niewiary. Najlepiej, jeśli wizualizacja zachodzi podczas głębokiej medytacji lub pod hipnozą, co pozwala w pełni skoncentrować myśli. Tej teorii nigdy nie udowodniono. Ponieważ naukowcy nie zgadzają się na poddawanie ludzkich podmiotów długim i niekiedy bolesnym procesom, koniecznym do przekształcenia psychiki.

– Szkoda, że nie mieszkał pan w Niemczech, kiedy naziści byli u władzy – rzucił z goryczą Dan. – Na pewno dostarczyliby setki ludzkich podmiotów do tak interesującego eksperymentu i gwizdaliby na to, w jaki sposób pan przekształca ich psychikę.

Uhlander ciągnął, jak gdyby nie usłyszał obelgi:

– Ale wtedy z Melanie, przez lata wprowadzanej w narkotycznie wywołane stany przedłużonej i intensywnej koncentracji, i jeszcze te długie sesje w komorze deprywacji sensorycznej… no, to były idealne warunki i wreszcie osiągnęliśmy przełom.

Oprócz drzwi do grudnia istniały inne rozciągające umysł ćwiczenia, wyjaśniał okultysta. Czasami kazano dziewczynce koncentrować się na schodach, które prowadziły tylko na boki.

– Proszę sobie wyobrazić ogromne, wiekowe wiktoriańskie schody z bogato rzeźbioną poręczą – mówił Uhlander. – Nagle uświadamia pan sobie, że ani nie wchodzi pan wyżej, ani nie schodzi niżej. Zamiast tego idzie pan po schodach, które prowadzą tylko w bok, które nie mają początku ani końca.

Wykorzystywano również koncepcję kota, który zjadł sam siebie, zaczynając od ogona – historia, którą Melanie odtworzyła w stanie regresji hipnotycznej tego ranka w pokoju motelowym – oraz koncepcję okna do wczoraj.

– Stoi pan przy oknie w swojej sypialni i patrzy na trawnik. Nie widzi pan trawnika takiego, jaki jest dzisiaj, ale jaki był wczoraj, kiedy pan się tam opalał. Widzi pan samego siebie, leżącego na ręczniku plażowym. To nie jest ta sama scena, którą pan widzi przez inne okna w pokoju. To nie jest zwykłe okno. To okno z widokiem na wczoraj. A jeśli pan wyjdzie przez to okno, czy wróci pan do wczoraj i stanie obok siebie samego na trawniku?

Boothe odszedł od baru, prześliznął się przez cienie i zatrzymał się w półmroku na skraju tęczowego blasku lampy.

– Jeżeli podmiot zdolny jest uwierzyć w paradoks, wówczas musi nie tylko w niego wierzyć, ale dosłownie w niego wejść. Na przykład, gdyby schody donikąd najlepiej działały na Melanie, w pewnej chwili kazano by jej zejść z końca tych schodów, chociaż nie miały końca. I gdyby to zrobiła, w tej samej chwili wyszłaby również ze swojego ciała i dokonała pierwszej eksterioryzacji. Albo gdyby najlepiej sprawdziło się okno do wczoraj, przeszłaby do wczoraj i to przemieszczenie w głąb niemożliwości wyzwoliłoby projekcję astralną. W każdym razie w teorii.

– Obłęd – skonstatował Dan.

– Wcale nie obłęd. – Uhlander wreszcie podniósł wzrok znad lampy. – Widzi pan, to podziałało. Dziewczynka najlepiej potrafiła zwizualizować drzwi do grudnia i jak tylko przez nie przeszła, dotarła do własnych psychicznych zdolności. Nauczyła się nimi kierować.

Wbrew podejrzeniom Laury i Dana, dziewczynka nie bała się tego, co wyjdzie przez drzwi z jakiegoś metafizycznego wymiaru. Odkąd otworzyła drzwi, bała się tylko, że przejdzie przez nie i zabije ponownie. Szamotała się rozdarta pomiędzy dwoma sprzecznymi i potężnymi pragnieniami: żądzą zabicia wszystkich swoich dręczycieli i desperacką potrzebą powstrzymania morderstw.