Выбрать главу

Przestałem angażować się w tę zabawę w dniu, gdy zbombardowano nasz dom, a ja straciłem matkę i siostrę. Nie było to świadome postanowienie — po prostu nie miałem nastroju do żartów i później już nigdy do tego nie wróciliśmy. Ricky miała wtedy siedem lat. Kiedy zaangażowaliśmy Belle — dziesięć, a jedenaście, gdy się zaręczyłem. Tylko ja uświadamiałem sobie, jak wielką nienawiścią Ricky darzyła Belle, chociaż dziewczynka wyrażała swoje uczucia jedynie w niechęci do rozmów z nią. Belle z kolei tłumaczyła to nieśmiałością Ricky, a Miles chyba uważał podobnie.

Ja jednak wiedziałem, co się za tym kryje, i chciałem uświadomić Ricky, że tak się nie robi. Próbowaliście kiedyś porozmawiać z dzieckiem o sprawach, o których ono samo nie chce mówić? Lepszy efekt osiągnie się wrzeszcząc w Echo Canyon. Wmówiłem sobie, że problem sam zniknie, gdy Ricky przekona się, jak przemiła jest Belle.

Z Pitem sprawa miała się inaczej. Gdybym wtedy nie był ślepo zakochany, uznałbym jego zachowanie za znak, że Belle i ja nigdy się nie zrozumiemy. Belle ,,kochała” mojego kotka, oczywiście. Czyż mogło być inaczej? Ubóstwiała koty, kochała moją zarysowującą się łysinkę, podziwiała trafność wyboru restauracji, do których ją zapraszałem, i w ogóle podobało jej się wszystko, co miało jakikolwiek związek z moją osobą.

Jednak udawać miłość do kotów przed kimś, kto naprawdę je kocha, to wcale nie takie proste. Istnieją ludzie znajdujący od razu wspólny język z kotami. Inni — a jest ich prawdopodobnie większość — nie znoszą zwyczajnego, nieszkodliwego kota. Kiedy usiłują udawać z uprzejmości lub jakiegoś innego powodu, że jest właśnie na odwrót, zaraz wychodzi to na jaw, ponieważ nie wiedzą, jak się z kotem obchodzić — a koci protokół stawia większe wymagania od dyplomatycznego. Polega na poczuciu godności własnej i szacunku dla drugich, a jedno i drugie zabarwione jest iskierką szaleństwa, podobnie jak dignidad de hombre — godność człowieka — w Ameryce Łacińskiej, gdzie ujma na honorze jest równoznaczna ze stawianiem na szali własnego życia.

Koty nie mają poczucia humoru, szalenie cenią swoją osobowość i należą do istot wielce drażliwych. Gdyby ktoś zapytał mnie, po co właściwie marnuję czas i troszczę się o nie, nie umiałbym podać konkretnej przyczyny. Chętniej wyjaśniłbym komuś, kto nie znosi ostrych serów, dlaczego ,,powinien je lubić”. Pomimo tego w pełni sympatyzuję z pewnym mandarynem, który, żeby nie obudzić kota śpiącego na jego ręku, obciął rękaw drogocennej szaty.

Belle usiłowała pokazać, że ,,kocha” Pita, traktując go jak psa… nic więc dziwnego, że ją podrapał. Pit jest przecież rozumnym kocurem. Uciekł od razu i długo nie pojawiał się w domu — co miało tę dobrą stronę, że nie oberwał po grzbiecie. Do tej pory jeszcze nigdy nie był bity, przynajmniej przeze mnie. Zbić kota to więcej niż bezsens, kota można wychować tylko cierpliwością, nigdy zaś siłą.

Przetarłem zadrapania Belle jodyną i spróbowałem jej wyjaśnić, że postąpiła niesłusznie.

— Martwi mnie to, co się stało, bardzo mnie martwi. Ale jeżeli będziesz dalej go tak traktowała, to się może powtórzyć!

— Przecież ja tylko go głaskałam!

— Hm, masz rację, ale takie pieszczoty powinny być przeznaczone raczej dla psa, nie dla kota. Kota nie możesz poklepywać, uznaje tylko gładzenie. Kiedy jesteś w zasięgu jego pazurów, nie rób gwałtownych ruchów i nie próbuj go dotknąć, dopóki nie zobaczy, że masz taki zamiar. A przede wszystkim… musisz cały czas patrzeć, czy ma ochotę na pieszczotki. Jeśli nie, przez chwilę będzie je uprzejmie znosić. Koty są bardzo uprzejme. Ale kiedy zauważysz, że przestało go to bawić, sama przestań, bo skończy się jego uprzejmość. — Zawahałem się. — Ty chyba nie lubisz kotów?

— Ależ skąd, co za bzdura! Oczywiście, że lubię. Brak mi po prostu doświadczenia w obcowaniu z nimi. Ta jest bardzo obrażalska, prawda?

— Ten! Pit jest kocurem. I wcale nie jest taki skory do obrazy… zawsze traktowano go dobrze. Musisz nauczyć się jednak podejścia do kotów. Nie można na przykład nigdy się z nich śmiać.

— Co? Na Boga, dlaczego?

— Nie dlatego, żeby nie były śmieszne; często są bardzo komiczne. Nie mają jednak poczucia humoru i śmiech jest dla nich wielce obraźliwy. Kot nie podrapie cię z tego powodu, zniknie tylko i długo będzie cię unikał. Zresztą to wcale nie najważniejsze, większym problemem jest wziąć kota na ręce. Pokażę ci, jak Pit wróci.

Pit jednak nie wrócił szybko, przynajmniej wtedy nie, a ja nigdy nie zademonstrowałem Belle, jak to się robi. Zresztą nigdy już nie spróbowała dotknąć Pita. Przemawiała do niego i zachowywała się tak, jakby go lubiła, ale trzymała się od niego z daleka. Cała ta sprawa wyleciała mi z głowy; taki drobiazg nie mógł zrodzić wątpliwości, czy Belle rzeczywiście jest tą kobietą, która znaczy dla mnie więcej niż cokolwiek innego, czy nie.

Problem Pita o mało nie wywołał kryzysu znacznie później. Dyskutowaliśmy z Belle o tym, gdzie będziemy mieszkać. Ciągle nie chciała wyznaczyć daty ślubu, choć roztrząsaniu podobnych szczegółów poświęcaliśmy mnóstwo czasu. Ja chciałem postawić mały wiejski domek niedaleko fabryki, Belle preferowała miasto, dopóki nie będzie nas stać na willę w Bel-Air.

— Kochanie, to niepraktyczne. Muszę być blisko zakładu. A poza tym, czy próbowałaś opiekować się kotem w miejskich warunkach? — zapytałem.

— Ach tak, to cię boli. Widzisz, najdroższy, cieszę się, że o tym wspomniałeś. Dużo się o kotach dowiedziałam, naprawdę. Damy go wykastrować. Stanie się znacznie grzeczniejszy i w mieszkaniu będzie się zachowywał zupełnie spokojnie.

Wytrzeszczyłem na nią oczy, nie wierząc własnym uszom. Zrobić ze starego wojownika eunucha? Zmienić go w dekorację przy kominku?

— Belle, ty chyba nie wiesz, co mówisz?!

Próbowała uspokoić mnie starą znaną metodą ,,mamusia wie najlepiej” i sypała jak z rękawa argumentami, których używają ludzie nie rozróżniający kota od mebla czy innej dupereli… Że nie będzie go to bolało, że to tylko dla jego dobra, że ona wie, jak wysoko go cenię, i w życiu nie przyszłoby jej na myśl pozbawiać mnie takiego przyjaciela, i wreszcie że jest to szalenie proste, zupełnie bezpieczne i dla wszystkich wygodniejsze.

Przerwałem jej.

— Dlaczego nie zorganizujesz tego od razu dla nas obu?

— Jak to, kochanie?

— Dla mnie również. Byłbym bardziej posłuszny, nie wałęsałbym się wieczorami poza domem i nigdy nie sprzeczałbym się z tobą. Jak twierdzisz, operacja nie boli i prawdopodobnie byłbym znacznie szczęśliwszy.

Poczerwieniała.

— Opowiadasz głupstwa!

— Ty też!

Nigdy nie poruszyła po raz drugi tego tematu. Belle nie pozwalała sobie na to, by różnice w poglądach przeradzały się w kłótnie. Wycofała się i czekała na odpowiedni moment. Nigdy jednak nie wywiesiła białej flagi. W pewnym sensie przypominała bardzo kota… i być może dlatego nie mogłem się jej oprzeć.

Byłem zadowolony, że to nieporozumienie skończyło się tak szybko, ponieważ pochłaniało mnie projektowanie ,,Uniwersalnego Franka”. ,,Willie” i ,,Dziewczyna na posługi” przynosili nam niezły dochód, ale mnie nurtowała ciągle jedna myśclass="underline" stworzyć doskonały, wszechstronny automat domowy — uniwersalnego służącego. W porządku, nazwijcie go robotem, choć moim zdaniem nadużywa się tego słowa, a ja nie miałem zamiaru konstruować mechanicznego człowieka.