Выбрать главу

— Radzę ci, żebyś trzymał się tej decyzji! — W głosie Stilgara zabrzmiała groźba. W myśl Prawa Fremeńskiego kazirodztwo karano powieszeniem na trójnogu śmierci. Odchrząknął i zapytał:

— Jaka jest trzecia ścieżka?

— Muszę pomniejszyć wizerunek ojca do ludzkiej wielkości.

— Muad’Dib był moim przyjacielem — mruknął Stilgar.

— Był twoim bogiem! Muszę go odbóstwić.

Stilgar odwrócił się plecami do pustyni i spojrzał ku oazie, ku ukochanej siczy Tabr. Takie rozmowy zawsze budziły w nim niepokój.

W chwili, gdy Stilgar się odwracał, Leto wyczuł zapach potu. Naszła go pokusa, by przemilczeć doniosłe sprawy, o których musiał powiedzieć. Mogli przegadać pół dnia, przechodząc od szczegółów do abstrakcji i nie podejmując rzeczywistych decyzji, uchylając się od sprostowania sytuacji, z którą stanęli twarzą w twarz. Nie miał wątpliwości, że ród Corrinów stanowi rzeczywiste zagrożenie dla rzeczywistych ludzi — dla niego i dla Ghani, lecz wszystko, co czynił, musiał najpierw rozważyć i zastanowić się, czy będzie to służyć realizacji jego celów. Stilgar opowiedział się kiedyś za zabiciem Farad’na, namawiając do skrytego zastosowania chaumurky — trucizny podawanej w napoju. Wiedziano o Farad’nie, że ma słabość do słodkich trunków, ale Leto sprzeciwił się.

— Jeżeli zginę, Stil — rzekł Leto — musisz strzec się Alii.

— Dlaczego mówiłeś o śmierci, a teraz o twojej ciotce? — Stilgar był teraz naprawdę rozeźlony. „Zabić lady Jessikę! Strzec się Alii! Umrzeć w tym miejscu!”

— Na jej rozkaz maluczcy zmieniają oblicza — powiedział Leto.

— Władca nie musi być prorokiem, Stil. Nawet nie musi być podobny do boga. Władca musi być wrażliwy. Przyprowadziłem cię ze sobą, by wyjaśnić, czego wymaga Imperium. Wymaga dobrych rządów. To nie zależy od praw czy precedensów, ale od osobistych wartości tego, kto rządzi.

— Regentka radzi sobie zupełnie dobrze z imperialnymi obowiązkami — rzekł Stilgar. — Kiedy osiągniesz pełnoletniość…

— Jestem pełnoletni. W porównaniu ze mną jesteś wierzgającym nóżkami niemowlakiem. Pamiętam czasy sprzed ponad pięćdziesięciu stuleci. Ha! Pamiętam nawet, kiedy my, Fremeni, byliśmy na Thurgrodzie.

— Dlaczego bawisz się swoją pamięcią? — zapytał Stilgar apodyktycznym tonem.

Leto tylko pokiwał głową. Rzeczywiście, dlaczego? Dlaczego przywoływał wspomnienia odległych stuleci? Kłopot stanowili współcześni Fremeni. Większość z nich była wciąż tylko na wpół okiełznanymi dzikusami, skłonnymi śmiać się z gnębionej niewinności.

— Krysnóż rozpada się i znika w chwili śmierci właściciela — rzekł Leto. — Muad’Dib zniknął. Dlaczego Fremeni wciąż jeszcze żyją?

Nastąpiła jedna z tych nagłych zmian toku myślenia, które zbijały z tropu Stilgara. Oniemiał na chwilę. Te słowa coś znaczyły, jednak nie mógł się zorientować, co.

— Oczekuje się, że będę Imperatorem, a muszę być sługą — rzekł Leto. Spojrzał przez ramię na Stilgara. — Dziadek, którego imię noszę, w momencie przybycia na Diunę dodał nowe słowa do swojego herbu: „Tu jestem i tu zostanę”.

— Nie miał wyboru — powiedział Stilgar.

— Właśnie, Stil. Ja też nie mam wyboru. Powinienem być Imperatorem z powodu urodzenia, z powodu intelektu, z powodu wszystkiego, co się we mnie znalazło. Wiem nawet, czego wymaga Imperium: dobrych rządów.

— Naibowie mają takie stare określenie — rzekł Stilgar — „Sługa Siczy”.

— Pamiętam twoje nauki, Stil — odparł Leto. — „Dla prawidłowego wyboru władcy plemię musi wiedzieć, jak rozpoznawać ludzi swym życiem dających przykład, jak powinni zachowywać się rządzący”.

— Kiedy nadejdzie czas, złożysz Przysięgę Imperialną. Najpierw dowiedź, że potrafisz zachowywać się jak władca — powiedział Stilgar czerpiąc z fremeńskiego doświadczenia.

Leto roześmiał się nieoczekiwanie.

— Wątpisz w moją szczerość, Stil?

— Oczywiście, że nie.

— W moje prawo do tronu?

— Jesteś, kim jesteś.

— A jeżeli zrobię coś, czego się po mnie oczekuje, będzie to miarą mojej szczerości, tak?

— Taka jest fremeńska praktyka.

— Zatem nie mogę okazywać uczuć, które kierują moimi czynami?

— Nie rozumiem, co…

— Jeżeli zawsze będę zachowywać się właściwie, bez względu na to, ile kosztować mnie będzie stłumienie pragnień, to będzie stanowić miarę mojej wartości?

— Taka jest podstawa samokontroli, młodzieńcze.

— Młodzieńcze! — Leto potrząsnął głową. — Aaach, Stil, dajesz klucz do racjonalnej etyki rządzenia. Muszę okazywać stałość, starać się, aby każda moja czynność była zakorzeniona w tradycji.

— Zgadza się.

— Ale moja przeszłość sięga głębiej niż wasza!

— A jaka to różnica…

— Ja nie mam pierwszej osoby liczby pojedynczej, Stil. Jestem wielością osób, mam wspomnienia starsze, niż potrafisz to sobie wyobrazić. Takie jest moje brzemię, Stil. Jestem zorientowany na przeszłość. Jestem obciążony wrodzoną wiedzą, która opiera się nowościom. Zmiany wprowadzone przez Muad’Diba są dla mnie nieważne. — Gestem pokazał pustynię. Jego ramię zatoczyło łuk, by objąć krajobraz za nimi.

Stilgar odwrócił się i spojrzał na Mur Zaporowy. Od czasów Muad’Diba pod murem wybudowano osiedle dające schronienie ekipie planetologów pomagających rozwijać roślinne życie na pustyni. Stilgar łatwo wypatrzył ślady, rezultat działalności człowieka. Zmiana? Tak. Cechą osady było to, iż domy stały w szeregach. Ta dokładność go przerażała. Stał w milczeniu, ignorując drapanie ziaren piasku pod filtrfrakiem. Osiedle stanowiło obrazę tego, czym była ta planeta. Nagle Stilgar zapragnął, by zawodzący, kołujący wiatr opadł na wydmy i zniszczył to miejsce. Zadygotał na tę myśl.

— Czy zauważyłeś, Stil — powiedział Leto — że te nowe filtrfraki to fuszerka? Zbyt dużo tracą wody.

Stilgar powstrzymał się od pytania: „A nie mówiłem?” W zamian powiedział:

— Nasi ludzie coraz bardziej uzależniają się od pigułek.

Leto pokiwał głową. Pigułki zmieniały temperaturę ciała, redukując straty wilgoci. Były tańsze i łatwiejsze w użyciu niż filtrfraki, ale nakładały na użytkownika inne brzemiona, między innymi powodowały zwolnienie reakcji i okresowe utraty ostrości widzenia.

— Dlatego tu przyszliśmy? — zapytał Stilgar. — Rozmawiać o produkcji filtrfraków?

— Czemu nie? — odpowiedział Leto pytaniem. — Skoro nie chcesz słuchać tego, o czym muszę mówić!

— Czemu nie? — odpowiedział Leto pytaniem. — Skoro nie chcesz słuchać tego, o czym muszę mówić!

— Dlaczego mam się strzec Alii? — Gniew zabarwił mu głos.

— Dlatego, że kusi dawnych Fremenów, namawiając ich do oparcia się zmianom, a sama przyniosłaby zmianę straszliwszą, niż możesz sobie wyobrazić.

— Robisz z igły widły! Jest prawdziwą Fremenką.

— Aach, zatem prawdziwi Fremeni trzymają się dawnych obyczajów? Ja też mam pradawną przeszłość, Stil. Gdybym dał wolną rękę skłonnościom, narzuciłbym społeczeństwu zastój i całkowite uzależnienie od uświęconych obyczajów przeszłości. Kontrolowałbym migrację, tłumacząc to tym, że sprzyja nowym ideom, a nowe idee są zagrożeniem dla samej istoty życia. Każde maleńkie planetarne polis rozwijałoby się po swojemu, stając się tym, czym być by chciało. W końcu Imperium rozpadłoby się, przytłoczone brzmieniem różnic.