Zanuciła pieśń, z której wzięła te słowa. Melodia bezkompromisowo wcisnęła je w umysł Jessiki:
— Na nieszczęście — rzekła Ghanima — mój ojciec zostawił wielu ludzi-ślimaków w całym wszechświecie.
Założenie, że Istoty ludzkie egzystują w niestałym wszechświecie, pojmowane jako wskazówka postępowania wymaga, by intelekt stał się całkowicie świadomym, utrzymującym równowagę instrumentem. Ale intelekt nie może zareagować w ten sposób bez włączenia w to całego organizmu. Taki organizm rozpoznać można po jego gwałtownym, popędliwym zachowaniu. Tak samo jest ze społeczeństwem pojmowanym jako organizm. I tutaj natykamy się na inercję. Społeczeństwa znajdują się w ruchu dzięki pradawnym, wywołującym reakcję impulsom. Żądają one stałości. Każda próba ukazania wszechświata jako niestałości wywołuje mechanizm odrzucenia, lęk, gniew i rozpacz. Jak zatem możemy wyjaśnić akceptację przyszłowidzenia? Po prostu: ofiarujący prorocze wizje mówi o absolutnym (stałym) rozumieniu świata i może zostać przywitany przez ludzkość z radością, nawet, jeżeli przepowiada najbardziej ponure zdarzenia.
— To wygląda jak atak na oślep — rzekła Alia.
Gniewnymi krokami przemierzała Izbę Rady, przechodząc od wysokich, srebrzystych obić, łagodzących blask porannego słońca we wschodnich oknach, do otoman zgromadzonych pod dekoracyjnymi otworami okiennymi w przeciwległym końcu pokoju. Jej sandały stąpały po dywanach z włókna przyprawowego, drewnie parkietu, mozaikach z wielkich granatów i znowu po dywanach. W końcu zatrzymała się nad Irulaną i Idaho, którzy siedzieli na otomanach z szarego futra wielorybów, zwróceni do siebie twarzami.
Idaho protestował przeciwko powrotowi z Tabr, ale Alia wysłała bezapelacyjne rozkazy. Porwanie Jessiki stało się teraz ważniejsze niż kiedykolwiek, ale musiało jeszcze zaczekać. Potrzebowała mentackich zdolności Idaho.
— Sprawy są skrojone według jednej miary — powiedziała Alia — i śmierdzą daleko posuniętym spiskiem.
— Może nie — ośmieliła się odezwać Irulana, ale spojrzała pytająco na Idaho.
Na twarzy Alii odmalowało się nie ukrywane szyderstwo. Jak Irulana mogła być tak niewinna? Chyba że… Alia rzuciła w stronę księżnej ostre, pytające spojrzenie. Irulana miała na sobie prostą, czarną szatę aba, pasującą do jej oczu barwy indygo, nabytej dzięki przyprawie. Jasne włosy związane były na karku w ciasny węzeł, akcentując twarz wyszczuploną i stwardniałą przez lata spędzone na Arrakis. Księżna wciąż zachowywała wyniosłość wyuczoną na dworze ojca, Szaddama IV. Alia często myślała, że to pełne dumy zachowanie mogło ukrywać myśli spiskowca.
Idaho rozsiadł się wygodnie. Miał na sobie pozbawiony insygniów, czarno-zielony mundur Gwardii rodu Atrydów. Uniform był zwykłą imitacją, którą skrycie pogardzało wielu rzeczywistych strażników Alii, zwłaszcza amazonek chodzących w chwale insygniów swej rangi. Nie podobała im się po prostu obecność gholi-szermierza-mentata, tym bardziej, że był mężem ich pani.
— Zatem plemiona pragną, by lady Jessika zasiadła w Radzie Regencji — powiedział Idaho. — Jak może…
— Wystosowali jednoznaczne żądania! — krzyknęła nerwowo Alia, wskazując na wytłoczony wypukłym drukiem arkusz papieru przyprawowego, leżący na otomanie obok Irulany. — Farad’n to jedno, ale to… Węszę w tym inne porządki.
— Co o tym sądzi Stilgar? — zapytała Irulana.
— Podpisał się pod petycją! — odparła Alia.
— Ale jeśli on…
— Jak mógł odmówić matce boga? — zadrwiła Alia.
Idaho podniósł na nią wzrok, myśląc: „Przeciąga strunę z Irulaną!” Znowu zastanowił się, dlaczego sprowadziła go tu z powrotem, skoro wiedziała, że jego obecność w siczy Tabr jest konieczna, by plan porwania miał się powieść. Czy to możliwe, że usłyszała o wiadomości przesłanej mu przez Kaznodzieję? Ta myśl sprawiła, że poczuł ucisk w piersi. Skąd ów żebraczy mistyk znał tajny znak, którym Paul Atryda przywoływał swego mistrza miecza? Idaho marzył, by opuścić spotkanie i powrócić do poszukiwań odpowiedzi na to pytanie.
— Nie ma wątpliwości, że Kaznodzieja przebywał poza planetą — powiedziała Alia. — Gildia nie odważyłaby się zwodzić nas w takiej sprawie. Rozkażę, by go…
— Ostrożnie! — przerwała Irulana.
— Rzeczywiście, uważaj — rzekł Idaho. — Pół planety wierzy, że to jest… — wzruszył ramionami — twój brat. — Idaho miał nadzieję, że wypowiedział to odpowiednio obojętnym tonem.
„Skąd ten człowiek znał znak?” — myślał.
— Ale jeżeli jest kurierem albo szpiegiem…
— Nie skontaktował się z nikim z KHOAM ani z rodu Corrinów — powiedziała Irulana. — Możemy być pewni, że…
— Niczego nie możemy być pewni. — Alia nie starała się nawet ukryć lekceważenia. Odwróciła się plecami do Irulany, twarzą ku Idaho. Czy wiedział, dlaczego tu jest? Czemu nie zachowuje się tak, jak się tego po nim spodziewała? Był w Radzie, bo była tu Irulana. Nie można zapomnieć, jak to się stało, że księżna rodu Corrinów przeszła na stronę Atrydów. Posłuszeństwo raz złamane może być złamane ponownie. Mentackie siły Duncana winny szukać skaz, subtelnych odchyleń w jej zachowaniu.
Idaho poruszył się i spojrzał na Irulanę. Były chwile, kiedy odpychały go prymitywne przymusy narzucone jego mentackiej aktywności. Wiedział, co myśli Alia. Irulana prawdopodobnie również dobrze to wiedziała. Lecz księżna-małżonka Muad’Diba pogodziła się z decyzjami, które czyniły z niej kogoś mniej ważnego od królewskiej konkubiny — Chani. Nie można było wątpić w oddanie Irulany bliźniętom. Wyrzekła się rodziny oraz Bene Gesserit i przeszła na służbę Atrydów.
— Moja matka jest częścią spisku! — upierała się Alia. — Z jakiego innego powodu zakon żeński przysyłałby ją tutaj właśnie w tym czasie?
— Histeria nam w niczym nie pomoże — powiedział Idaho.
Alia odwróciła się od niego gwałtownie. Duncan wiedział, że tak zrobi. Poczuł ulgę, że nie musi patrzeć w ongiś kochaną twarz, tak teraz wykrzywianą przez obce opętanie.
— Dobrze więc — rzekła Irulana — nie można zupełnie ufać Gildii i…
— Gildia! — drwiąco mruknęła Alia.
— Nie możemy wykluczyć nieprzychylności Gildii czy Bene Gesserit — powiedział Idaho. — Musimy im jednak wyznaczyć specjalną kategorię, jako z założenia biernym bojownikom. Gildia będzie się trzymać podstawowej zasady: „Nigdy Nie Rządzić”. Są pasożytniczą naroślą i wiedzą o tym. Nie zrobią nic, by zabić organizm, który utrzymuje ją przy życiu.
— Ich pojęcie o tym, który organizm jest żywicielem, może być inne niż nasze — wycedziła Irulana. Była blisko szyderstwa, kiedy leniwym głosem stwierdziła: — Straciłeś punkt, mentacie.
Alia wydawała się zbita z tropu. Nie spodziewała się, że Irulana obierze taki kurs. To nie był temat, który chciałby poruszać spiskowiec.