Выбрать главу

— Może nie powinienem tego mówić — powiedział Farad’n — lecz by uniknąć omyłek, oświadczam, że umieściłem tu głuchoniemego z rozkazem zabicia obojga was w wypadku, gdybym zaczął zdradzać oznaki ulegania czarodziejskim praktykom.

Nie spodziewał się, że ujrzy jakąkolwiek reakcję. Oboje, lady Jessika i Idaho, spełniali i bez tego wszelkie jego oczekiwania.

Farad’n rozmyślnie wybrał na miejsce pierwszej rozmowy dawną Komnatę Audiencji Państwowych Szaddama. Jeżeli nawet brakowało jej wielkości, to była przystosowana do organizowania niezwyczajnych spotkań. Na zewnątrz panowała typowa zimowa pogoda, lecz oświetlenie komnaty pozbawionej okien symulowało nieustający letni dzień, skąpany w złotym świetle padającym ze zręcznie rozmieszczonych kuł świętojańskich, wykonanych z najczystszego Ixiańskiego kryształu.

Wiadomości z Arrakis napełniały Farad’na spokojem i uniesieniem. Leto, bliźniak-chłopiec, zginął, zabity przez tygrysy. Ghanima, ocalała siostra, znajdowała się w rękach ciotki, która traktowała ją jako zakładniczkę. Raport z Diuny wyjaśniał kulisy dziwnej propozycji Idaho. Duncan po prostu prosił o azyl dla lady Jessiki. Szpiedzy Corrinów donosili o niepewnym zawieszeniu broni na Arrakis: Alia wyraziła zgodę na poddanie się próbie, zwanej „Procesem-o-Opętanie”, której celów w pełni nikt nie wyjaśnił. Jednakże na proces nie wyznaczono żadnej konkretnej daty i dwaj szpiedzy Corrinów byli przekonani, że nigdy do niego nie dojdzie. Jedyną pewną wiadomością była informacja o walkach między fremeńskimi siłami militarnymi i Fremenami z pustyni. Była to poroniona wojna domowa, która wywołała tymczasowy zastój w rządzie. Tereny zarządzane przez Stilgara pozostały neutralne, a ich rolę określano jako pole wzajemnej wymiany zakładników. Ghanimę bez wątpienia trzymano jako zakładniczkę, chociaż agenci nie rozpracowali tego tematu do końca.

Jessikę i Idaho przywieziono tutaj i dla bezpieczeństwa natychmiast przywiązano do foteli dryfowych. Oboje zostali skrępowani morderczo cienkimi nitkami szigastruny, która werżnęłaby się im w ciało przy najlżejszej szamotaninie. Dwaj sardaukarzy sprawdzili więzy i wyszli w milczeniu.

W istocie, ostrzeżenie nie było konieczne. Jessika widziała uzbrojonego głuchego mężczyznę, stojącego pod ścianą po prawej stronie, ze starą, lecz skuteczną bronią w dłoni. Pozwoliła błądzić spojrzeniu wśród egzotycznych dekoracji sali. Szerokie, splatające się liście rzadkiego krzewu żelaznego, przystrojone perłami w kształcie oczu, wieńczyły środek kopulastego sklepienia. Posadzka ułożona była naprzemian z bloków drewna diamentowego i muszli kabuzu, których czworoboczne układy otoczono wyciętymi laserem kośćmi passaqueta. Dobrane, twarde materiały zdobiły ściany w tłoczone pod ciśnieniem wzory, będące tłem dla czterech sylwetek Lwa — symbolu spadkobierców nieżyjącego Szaddama IV. Lwy wykonano ze złotych samorodków.

Farad’n postanowił przyjąć jeńców na stojąco. Włożył szorty mundurowe i rozpięty pod szyją, lekki żakiet z elf-jedwabiu barwy złota. Na lewej piersi miał wyszyte gwiaździste godło królewskiego rodu. Towarzyszył mu baszar Tyekanik ubrany w brązowy mundur saraduakra, wysokie skórzane buty i ozdobną rusznicę laserową, tkwiącą w olstrze zawieszonym przy klamrze pasa. Tyekanik, którego zdecydowaną twarz lady Jessika doskonale znała z raportów Bene Gesserit, stał trzy kroki na lewo, z tyłu za Farad’nem. Samotny tron z ciemnego drewna ustawiono na posadzce pod ścianą.

— Zatem — rzekł Farad’n, zwracając się do Jessiki — masz coś do powiedzenia?

— Chciałabym wiedzieć, dlaczego nas związano — odparła Jessika, wskazując na szigastrunę.

— Właśnie otrzymaliśmy raport z Arrakis, wyjaśniający, dlaczego się tu znalazłaś — rzekł Farad’n. — Być może każę cię rozwiązać — uśmiechnął się — jeżeli… — Przerwał, ponieważ przez drzwi wbudowane tuż obok tronu weszła Wensicja. Nie zwracając uwagi na Jessikę i Idaho, podeszła szybko do Farad’na, pokazała mu mały sześcian informacyjny i uruchomiła go. Farad’n badawczo przyjrzał się jaśniejącej blaskiem powierzchni. Powierzchnia zbladła w końcu, więc zwrócił sześcian matce, wskazując, żeby podała go Tyekanikowi. Spojrzał uważnie na Jessikę.

Po chwili Wensicja stanęła z prawej strony Farad’na, trzymając w dłoni ponownie pociemniały sześcian, częściowo ukryty w fałdzie białej szaty.

Jessika popatrzyła w prawo, na Idaho, ale ten udawał, że jej nie widzi.

— Bene Gesserit są ze mnie niezadowolone — wyjaśnił Farad’n.

— Wierzą, że jestem odpowiedzialny za śmierć twojego wnuka.

Jessika, utrzymując twarz w stanie nie wyrażającym uczuć, pomyślała: „Zatem należy wierzyć w opowieść Ghanimy, o ile nie…” Nie podobało jej to, co podejrzewała.

Idaho zamknął, a potem otworzył oczy, by spojrzeć na Jessikę. Opowiedział jej wcześniej o swojej Rhadżija-wizji, ale wydawała się tym nie przejmować. Nie wiedział, jak sklasyfikować ów brak emocji. Coś ukrywała, to było oczywiste.

— Sytuacja jest następująca — powiedział Farad’n i zaczął wyjawiać wszystko, czego dowiedział się o wydarzeniach na Arrakis, nie opuszczając nawet drobiazgów. — Ghanima przeżyła, lecz wedle tego, co mi wiadomo, znajduje się w rękach lady Alii — podsumował.

— Zabiłeś mojego wnuka? — zapytała wprost Jessika. Farad’n odpowiedział szczerze:

— Nie. Dowiedziałem się niedawno o spisku, ale nie ja go zorganizowałem.

Jessika spojrzała na Wensicję i zobaczyła triumfujący wyraz jej twarzy.

„Oczywiście! — pomyślała. — Lwica spiskuje dla swojego kocięcia”. Ale tej gry lwica mogła pożałować.

Skierowała wzrok na Farad’na.

— Zakon żeński uważa, że to ty go zabiłeś — rzekła. Farad’n odwrócił się do matki.

— Pokaż jej wiadomość.

Gdy Wensicja wahała się, rzekł z ukrytym w głosie gniewem, który Jessika skrzętnie zanotowała w pamięci:

— Powiedziałem, żebyś jej pokazała!

Wensicja, starając się zamaskować bladość twarzy, przekręciła sześcian stroną informacyjną w kierunku Jessiki i zaktywizowała go. Słowa przepływały przez powierzchnię, reagując na ruch oczu:

„Rada Bene Gesserit na Wallach IX złożyła oficjalną skargę przeciw rodowi Corrinów w sprawie zamordowania Leto Atrydy II. Akt oskarżenia i przedstawienie dowodów wyznaczono Komisji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Landsraadu. Wybrane zostanie neutralne miejsce posiedzenia, a nazwiska sędziów podane będą do akceptacji obydwu stron. Niezbędna jest wasza natychmiastowa odpowiedź. Sabit Rekush, za Landsraad”.

Wensicja wróciła na miejsce obok syna.

— Jak zamierzacie odpowiedzieć? — zapytała Jessika.

— Ponieważ mój syn nie otrzymał oficjalnej inwestytury na głowę rodu Corrinów — odezwała się Wensicja — ja… Dokąd idziesz? — Ostatnie słowa skierowała do Farad’na, który, gdy mówiła, odwrócił się i przeszedł obok głuchego strażnika, kierując się ku bocznym drzwiom.

Farad’n przystanął i odwrócił się bokiem.

— Wracam do książek i badań. Są bardziej interesujące niż władza i intrygi.

— Jak śmiesz! — krzyknęła Wensicja. Ciemny rumieniec wykwitł na jej twarzy od szyi aż po policzki.

— Śmiem robić zupełnie niewiele — odrzekł Farad’n. — Podejmowaliście decyzje w moim imieniu, decyzje, które uważam za wyjątkowo obrzydliwe. Albo od tej pory będę sam decydował, albo możecie szukać innego następcy dla rodu Corrinów.

Jessika przejechała wzrokiem po uczestnikach konfrontacji, widząc, że Farad’n jest autentycznie rozgniewany. Baszar-adiutant zesztywniał, udając, że nic nie słyszy. Wensicja była bliska wybuchnięcia gniewem i krzykiem. W sumie Jessika czuła się raczej zadowolona, że jest świadkiem sceny, z której wyciągnięte teraz wnioski mogły wydać owoce w przyszłości. Wiedziała już, że decyzje o wysłaniu tygrysów-zabójców przeciw jej wnukom podjęto bez wiedzy Farad’na. Wierzyła w jego szczerość, kiedy twierdził, iż dowiedział się o spisku zbyt późno. Nie mogła się mylić, widząc prawdziwy gniew w oczach księcia stojącego z boku i gotowego na wszystko.