Wensicja odetchnęła głęboko, potem powiedziała:
— Bardzo dobrze. Oficjalna inwestytura odbędzie się jutro. Możesz zacząć działać na jej konto.
Spojrzała na Tyekanika, który patrzył gdzieś w bok.
„Pożrą się między sobą, kiedy tylko stąd wyjdą — stwierdziła Jessika. — Ale wierzę szczerze, że to on wygra”. Wróciła myślami do wiadomości z Landsraadu. Zakon przesłał skargę z finezją, która była zasługą szkolenia Bene Gesserit. W formalnej nocie protestacyjnej ukryto wiadomość przeznaczoną tylko dla oczu Jessiki. Mówiła ona, że szpiedzy zakonu znają położenie Jessiki i oceniają Farad’na z tak wyborną precyzją, iż domyślali się, że pokaże sześcian jeńcowi.
— Chciałabym usłyszeć odpowiedź na moje pytanie — powiedziała Jessika do Farad’na, gdy odwrócił ku niej twarz.
— Zeznam przed Landsraadem, że nie mam nic wspólnego z morderstwem — powiedział Farad’n. — Dodam, że podzielam oburzenie zakonu na sposób, w jaki popełniono zbrodnię, chociaż niestety zadowala mnie jej ostateczny rezultat. Przepraszam, że sprawiam ci ból, ale fortuna wszędzie się toczy.
„Fortuna wszędzie się toczy” — pomyślała Jessika. Ulubione powiedzenie jej księcia. Coś w zachowaniu Farad’na mówiło, że on o tym wie. Odrzuciła możliwość, że Leto naprawdę zginął. Zakładała, iż to lęk Ghanimy o brata stał się przyczyną wyjawienia całości planu bliźniąt. Przemytnicy mogli doprowadzić do spotkania Gurneya z Leto i spełnienia pragnień zakonu. Leto powinien zostać wypróbowany. Musi. Bez próby był zgubiony, tak jak Alia. A Ghanima… No, z tym można było jeszcze poczekać. Nie było sposobu na zaprezentowanie przed-urodznych Cenzorce Przełożonej.
Jessika westchnęła głęboko.
— Wcześniej czy później — powiedziała — ktoś wpadłby na pomysł, że ty i moja wnuczka możecie zjednoczyć dwa nasze rody i zaleczyć stare rany.
— Wspominano mi o takiej możliwości — rzekł Farad’n, rzucając krótkie spojrzenie na matkę. — Odpowiedziałem, że wolę poczekać na rezultaty ostatnich wydarzeń na Arrakis. Nie ma potrzeby podejmować pospiesznych decyzji.
— Możliwe, że tańczyłeś już tak, jak grała moja córka — stwierdziła Jessika.
Farad’n zesztywniał.
— Wyjaśnij to!
— Sprawy na Arrakis wyglądają inaczej, niż ci się wydaje — powiedziała. — Alia gra we własną grę, grę Paskudztwa. Ghanima jest w niebezpieczeństwie, o ile Alia nie znajdzie sposobu na jej wykorzystanie.
— Oczekujesz, iż uwierzę, że ty i twoja córka przeciwstawiacie się sobie nawzajem, że Atrydzi walczą z Atrydami? Jessika spojrzała na Wensicję i znowu na Farad’na.
— Corrino walczy z Corrino.
Na ustach Farad’na zagościł gorzki uśmiech.
— Dobrze powiedziane. W jaki sposób miałbym się stać narzędziem Alii?
— Zostając wmieszanym w śmierć Leto, porywając mnie…
— Porywając…?
— Nie wierz tej czarownicy — ostrzegła Wensicja.
— Ja decyduję, komu mam ufać, matko — powiedział Farad’n. — Wybacz mi, lady Jessiko, ale nie pojmuję przyczyn tego porwania. Rozumiem, że ty i twój wierny obrońca…
— Który jest mężem Alii — przerwała Jessika. Farad’n rzucił okiem na Idaho, a potem przeniósł wzrok na baszara.
— Co o tym sądzisz, Tyek?
Baszar wydawał się podzielać zdanie Jessiki:
— Podoba mi się jej rozumowanie — powiedział. — Uważaj!
— To ghola-mentat — rzekł Farad’n. — Możemy go badać do śmierci i nie znaleźć pewnej odpowiedzi.
— Zawsze bezpieczniej jest założyć, że ktoś nami steruje. Jessika uznała, że nadeszła chwila na właściwy ruch. Oczywiście pod warunkiem, że Duncan zachowa pozę, jaką sobie wybrał.
— Na początek — zaproponowała — mogę oświadczyć publicznie, że przybyłam tu z własnej woli.
— Interesujące — rzekł Farad’n.
— Powinieneś mi zaufać i zagwarantować całkowitą swobodę na Salusa Secundus — powiedziała Jessika. — Nic nie może wskazywać, że ogłaszam to pod przymusem.
— Nie! — zaprotestowała Wensicja. Farad’n zignorował ją.
— Jaki podasz powód?
— Że jestem pełnomocniczką zakonu żeńskiego, przysłaną tu dla zajęcia się twoją edukacją.
— Ale zakon oskarża…
— Będzie to od ciebie wymagało zdecydowanego działania — odparła Jessika.
— Nie wierz jej! — wykrzyknęła Wensicja.
Farad’n odwrócił się i powiedział z najwyższą uprzejmością:
— Jeżeli mi jeszcze raz przerwiesz, każę Tyekowi wyprowadzić cię. Słyszał, jak zgodziłaś się na oficjalną inwestyturę.
— To czarownica, mówię ci! — Wensicja spojrzała na głuchoniemego wartownika pod boczną ścianą. Farad’n zawahał się i rzekł:
— Tyek, jak myślisz? Czy jestem pod działaniem czarów?
— Według mojej opinii, nie. Ona…
— Obu was zaczarowała!
— Matko — jego głos był beznamiętny i zdecydowany. Wensicja zacisnęła pięści, chcąc coś powiedzieć, ale tylko odwróciła się i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Zwracając się znowu do Jessiki, Farad’n zapytał:
— Czy Bene Gesserit zgodzą się na to?
— Jestem pewna, że tak.
Farad’n przetrawił wszystkie implikacje tej propozycji i uśmiechnął się z przymusem.
— Czego chce zakon żeński?
— Twojego małżeństwa z moją wnuczką. Idaho rzucił pytające spojrzenie na Jessikę i wydawało się, że chce coś wtrącić, ale zachował milczenie.
— Chciałeś coś powiedzieć, Duncan? — zapytała Jessika.
— Twierdzę, że Bene Gesserit chcą tego, czego pragnęły zawsze: świata, który nie będzie się do nich wtrącał.
— Oczywiste przypuszczenie — powiedział Farad’n — ale nie bardzo rozumiem, dlaczego z tym występujesz.
Brwi Idaho wykonały ruch, którego nie zdołały powtórzyć ramiona skrępowane szigastruną. Uśmiechnął się niepokojąco.
Farad’n dojrzał ten uśmiech i zwrócił się raz jeszcze do Idaho:
— Bawię cię?
— Cała ta sytuacja mnie bawi. Ktoś z twojej rodziny przekupił Gildię Planetarną, używając jej do przerzucenia narzędzi zbrodni na Arrakis. Narzędzi, których celu nikt nie mógł ukryć. Naraziliście się Bene Gesserit, zabijając chłopca przeznaczonego do programu cho…
— Twierdzisz, że jestem kłamcą, gholo?
— Nie. Wierzę, że nie wiedziałeś o spisku. Ale pomyślałem, że sytuacja wymaga, by ją w końcu jakoś rozstrzygnąć.
— Nie zapominaj, że on jest mentatem — ostrzegła Jessika.
— Właśnie przyszło mi to do głowy — odrzekł Farad’n. Odwrócił się ku Jessice. — Powiedzmy, że cię uwolnię i że umożliwię złożenie oświadczenia. Wciąż pozostaje otwarta kwestia śmierci bliźniaka. Mentat ma rację.
— To była twoja matka? — zapytała Jessika.
— Panie! — ostrzegł Tyekanik.
— W porządku, Tyek. — Farad’n uspokajająco machnął ręką. — A jeśli powiem, że to ona?
Ryzykując wiele, lecz licząc na wewnętrzny rozłam w rodzie Corrinów, Jessika powiedziała: