— Musisz ją wydać i wypędzić.
— Mój panie — zaprotestował Tyekanik — tu może tkwić podstęp w podstępie.
Idaho rzekł:
— To lady Jessika i ja jesteśmy tymi, wobec których użyto postępu.
Mięśnie szczęk Farad’na stwardniały.
Jessika pomyślała: „Nie wtrącaj się Duncan! Nie teraz!” Ale słowa Idaho wprawiły w ruch kalkulacyjne talenty Bene Gesserit. Otrząsnęła się i zaczęła zastanawiać nad różnymi wariantami sytuacji. Czy jest wykorzystywana wbrew własnej woli? Ghanima i Leto… Przed-urodzeni mogli czerpać z niezliczonych wewnętrznych doświadczeń, z magazynu rad daleko rozleglejszego niż ten, na którym opierały się Bene Gesserit. Czy zakon był z nią zupełnie szczery? Wciąż mogli jej nie ufać. Zdradziła ich już raz… dla swego księcia.
Farad’n spojrzał na Idaho, marszcząc przy tym brwi.
— Mentacie, powiedz mi, kim jest dla ciebie Kaznodzieja.
— Zorganizował nasze przybycie tutaj. Ja… Nie zamieniliśmy ze sobą nawet dziesięciu słów. Inni działali za niego. On może być… Może być Paulem Atrydą, lecz nie mam dość danych, by to stwierdzić z całą pewnością.
— Mówisz, że cię oszukano — przypomniał mu Farad’n.
— Alia oczekuje, że zabijesz nas po cichu i zatrzesz ślady — rzekł Idaho. — Lady Jessika nie jest już potrzebna zakonowi. Alia wezwie Bene Gesserit, by się wytłumaczyły, ale te oczyszczą się bez trudu.
Jessika zamknęła oczy. Miał rację! Usłyszała mentacką stanowczość w jego głosie. Schemat idealnie pasował, nie pozostawiając wolnych szczelin.
Dwa razy głęboko wciągnęła powietrze i wyzwoliła mnemoniczny trans, przebiegając umysłem przez dostępne dane. Wreszcie wyszła z transu i otworzyła oczy. W tym czasie Farad’n przeszedł kilka kroków, stając przed Duncanem.
— Nie mów nic więcej, Duncan — powiedziała Jessika i pomyślała z żalem, iż Leto ostrzegał ją przed uwarunkowaniami Bene Gesserit. Idaho, gotów już mówić, zamknął usta.
— Ja tu rozkazuję — rzekł Farad’n. — Kontynuuj, mentacie.
Idaho milczał.
Farad’n odwrócił się, by spojrzeć na Jessikę, która patrzyła w jakiś punkt na przeciwległej ścianie, porządkując wszystko, czego dowiedziała się w czasie transu i od Idaho. Bene Gesserit oczywiście nie porzuciły linii Atrydów, ale chciały kontroli nad Kwisatz Haderach. Zainwestowały zbyt wiele w długi program chowu. Pragnęły otwartego starcia między Atrydami i Corrinami, sytuacji, w której mogłyby wystąpić jako sędzinie. Duncan miał rację, że dzięki temu uzyskałyby kontrolę nad Ghanimą i Farad’nem. Byłby to jedyny możliwy kompromis. To dziwne, że Alia niczego nie dostrzegała. Jessika czuła skurcz w gardle. Alia… Paskudztwo. Ghanima miała rację, że się nad nią litowała, ale kto lituje się nad Ghanimą?
— Zakon obiecał osadzić cię na tronie, z Ghanima jako małżonką — powiedziała głośno.
Farad’n cofnął się o krok. Czy ta wiedźmy czyta w myślach?
— Działały w sekrecie, nie przez twoją matkę — kontynuowała. — Powiedziały ci, że nie zostałam wtajemniczona w plan.
Dostrzegła w twarzy Farad’na wielkie zdziwienie. Był taki otwarty! Znała już cały scenariusz. Idaho zademonstrował mistrzowskie umiejętności mentata, docierając do sedna sprawy, mając bardzo ograniczoną ilość danych.
— Zatem grały w podwójną grę i powiedziały ci o tej propozycji — stwierdził Farad’n.
— Nic mi nie powiedziały — odparła Jessika. — Duncan miał rację: oszukały mnie. — Pokiwała do siebie głową. Typowa akcja opóźniająca w tradycyjnym stylu Bene Gesserit: historia do przyjęcia, powszechnie akceptowana, ponieważ przystawała do tego, co można było wziąć za motywy. One chciały jednak usunąć z drogi Jessikę, siostrę ze skazą, która już raz je zawiodła. Tyekanik stanął przy boku Farad’na.
— Mój panie, ta para jest zbyt niebezpieczna, by…
— Poczekaj chwilę, Tyek — odrzekł Farad’n. — Tu są kółka w kółkach. — Zwrócił twarz ku Jessice. — Mamy powody wierzyć, że Alia może mi zaproponować małżeństwo.
Idaho wzdrygnął się w niekontrolowanym odruchu. Z lewego nadgarstka, tam gdzie wcięła się szigastruna, zaczęła sączyć się krew.
Jessikę zdradziło tylko lekkie rozszerzenie oczu. Ona, która znała księcia Leto jako kochanka, ojca dzieci, powiernika i przyjaciela, dostrzegła przefiltrowany przez spaczenia Paskudztwa rys jego chłodnego rozumowania.
— Przyjmiesz tę propozycję? — zapytał Idaho.
— Rozważam taką możliwość.
— Duncan, prosiłam cię, abyś był cicho — rzekła Jessika. Zwróciła się do Farad’na. — W zamian Alia zażąda dwóch zgonów bez następstw.
— Podejrzewaliśmy podstęp — powiedział Farad’n. — Sam Muad’Dib mawiał: „podstęp rodzi podstęp”.
— Zakon chce wziąć pod kontrolę zarówno Atrydów, jak i Corrinów — odparła Jessika.
— Kusi nas idea przyjęcia twej oferty, lady Jessiko, ale Duncan Idaho musi zostać odesłany do swej kochającej żony.
„Ból jest funkcją nerwów — przypomniał sobie Idaho. — Ból nadchodzi tak, jak światło wpada do oczu. Wysiłek pochodzi z mięśni, nie z nerwów”. Zakończył stare, mentackie ćwiczenie słowne w ciągu jednego oddechu, skręcił prawy nadgarstek i przeciął szigastruną tętnicę.
Tyekanik podbiegł do fotela, uderzył w przycisk automatycznego zwalniania więzów i począł wołać o pomoc lekarską. Przez drzwi ukryte w wyłożonych boazerią ścianach natychmiast wyroili się służący.
„W Duncanie zawsze tkwiła nuta szaleństwa” — pomyślała Jessika.
Farad’n studiował Jessikę, podczas gdy lekarze zajmowali się Idaho.
— Nie powiedziałem, że zamierzam przyjąć propozycję Alii.
— Wcale nie dlatego podciął sobie żyły.
— Och? Myślałem, że chce się po prostu usunąć.
— Nie jesteś taki głupi — odparła. — Przestań przede mną udawać.
Uśmiechnął się.
— Jestem w pełni świadom, że Alia by mnie zniszczyła. Nawet Bene Gesserit nie mogą oczekiwać, że zgodzę się na samobójstwo.
Jessika rzuciła na Farad’na wyważone spojrzenie. Kim jest ta latorośl rodu Corrinów? Niezbyt dobrze grał głupca. Znowu przypomniała sobie słowa Leto, że spotka interesującego ucznia. I, jak twierdził Idaho, Kaznodzieja również tego chciał. Zapragnęła spotkać się z Kaznodzieją.
— Skażesz Wensicję na wygnanie? — zapytała.
— Wydaje mi się to rozsądną transakcją — rzekł Farad’n. Jessika zerknęła na Idaho. Lekarze ukończyli już pracę. W fotelu dryfowym krępowały go teraz mniej niebezpieczne więzy.
— Mentaci powinni strzec się sądów absolutnych — powiedziała.
— Jestem zmęczony… — odparł Idaho. — Nie masz pojęcia, jaki jestem zmęczony.
— Nawet lojalność, nadmiernie wykorzystywana, zużywa się — dodał Farad’n.
Jessika ponownie oceniła wzrokiem młodego Corrino.
„Bardzo szybko pozna mnie, i to może okazać się cenne — myślał Farad’n. — Renegacka Bene Gesserit w moim ręku! Dostałem jedyną rzecz, której mi brakowało. Niech jej oko dostrzega teraz tylko szczegóły. Resztę zobaczy później”.
— To uczciwa transakcja — rzekł Farad’n. — Przystaję na twoją propozycję na wymienionych warunkach. — Dał znak głuchemu strażnikowi pod ścianą skomplikowanymi gestami dłoni. Wartownik skinął głową. Farad’n nachylił się nad mechanizmem fotela i uwolnił Jessikę.
— Panie, czy jesteś pewny…? — zapytał Tyekanik.
— Czy nie o tym właśnie rozmawialiśmy?
— Tak, ale…
Farad’n zaśmiał się i zwrócił do Jessiki: