„Dlaczego opuściłaś Alię?” — zapytała wtedy Ghanima.
„Uciekłam z przerażenia przed tym, co wydałam na świat — odpowiedziała Jessika. — Być może poddałam się za wcześnie „.
„Co masz na myśli?”
„Nie potrafię jeszcze tego dokładnie sprecyzować, ale… może… Nie! Nie będę ci dawała fałszywych nadziei. Ghafla — poddanie się paskudności — ma długą historię w ludzkiej mitologii. Nazywano ją rozmaicie, ale najczęściej»opętaniem«. Tak to właśnie wyglądało. Człowiek tracił kontrolę nad sobą, owładnięty przez złośliwą psyche „.
„Leto obawia się przyprawy” — wyjaśniła Ghanima, stwierdzając, że może mówić otwarcie.
„I słusznie” — odparła Jessika. Nie powiedziała wtedy już nic więcej.
Ghanima zaryzykowała jednak zbadanie wewnętrznych wspomnień, zaglądając za dziwną, niejasną zasłonę i daremnie próbując spożytkować lęki Bene Gesserit. Wyjaśnienie, w co popadła Alia, nie pomogło ani trochę. Wszystko wskazywało na możliwość wyjścia z pułapki. Najpierw więc wezwała Mohalaty — łagodne istnienia mogące ją ochronić.
Natychmiast poczuła pamięć i obecność matki. Stanęła przed nią Chani — zjawa między Ghanimą a odległymi zboczami.
— Przyjdź tu, a skosztujesz owocu Zaqquum, pokarmu piekieł! — ostrzegła ją Chani. — Zamknij te drzwi córko, tylko w ten sposób będziesz bezpieczna.
Wewnętrzny zgiełk nasilił się i Ghanima uciekła od niego, pogrążając się świadomością w Credo zakonu. Szybko recytowała formuły, poruszając ustami, pozwalając głosowi narosnąć do szeptu:
— „Religia jest współzawodnictwem między dzieckiem a dorosłym, w którym wygrywa to pierwsze. Religia jest przekazem dawnych wierzeń: mitologii będącej domysłami, ukrytych założeń o zaufaniu we wszechświecie i tych oświadczeń, które czynią mężczyźni, szukając władzy. Zawsze najwyższym, niewypowiedzianym przykazaniem religii jest: Nie będziesz zadawał pytań. Ale my pytamy, łamiemy przykazanie, ponieważ jest to konieczne. Praca, której się oddaliśmy, uwalnia wyobraźnię i wyzwala zdolności twórcze ludzkości”.
Do myśli Ghanimy powrócił ład. Czuła drżenie swego ciała i wiedziała, jak kruchy jest spokój, który osiągnęła.
— Łeb Kamai — szepnęła. — Serce mojego wroga, nie będziesz moim sercem.
Przywołała wspomnienie rysów Farad’na, ponurej, młodej twarzy z ciężkimi brwiami i stanowczymi ustami.
„Nienawiść uczyni mnie silną — pomyślała. — Dzięki nienawiści zdołam się oprzeć losowi Alii”.
Czuła jednak, że jej sytuacja nadal jest niepewna. Była w stanie myśleć jedynie o tym, jak bardzo Farad’n przypomina swego wuja, Szaddama IV.
— Tu jesteś!
Głos należał do Irulany, która wyłoniła się z prawej strony, pokonując dużymi krokami brzeg dachu. Odwracając się, Ghanima pomyślała: „A oto i córka Szaddama”.
— Dlaczego wymykasz się sama? — zapytała z naciskiem Irulana, stając nad nią z nachmurzoną twarzą.
Ghanima powstrzymała się od wyjaśnienia, że nie była tu sama, że straż widziała, jak wychodziła na dach. Gniew Irulany odnosił się do faktu, że przebywała na odkrytym terenie i można ją było trafić z broni o dalekim zasięgu.
— Nie nosisz filtrfraka — stwierdziła Ghanima. — Nie wiesz, że w dawnych czasach kogoś złapanego poza siczą bez filtrfraka automatycznie zabijano? Tracić wodę, znaczyło narażać plemię na niebezpieczeństwo.
— Woda! Woda! — wykrzyknęła Irulana. — Chcę wiedzieć, dlaczego się narażasz w tak głupi sposób! Wracaj do środka. Przysparzasz nam kłopotów.
— Wiesz coś o jakimś niebezpieczeństwie? — zapytała Ghanima. — Stilgar rozgromił zdrajców. Strażniczki Alii są wszędzie.
Irulana popatrzyła na ciemniejące niebo. Na szaroniebieskim tle widniały już gwiazdy. Wróciła myślami do Ghanimy.
— Nie będę się spierać. Wysłano mnie, bym ci powiedziała, że mamy wiadomość od Farad’na. Zgadza się, lecz z jakichś powodów chce opóźnić ceremonię.
— Na jak długo?
— Jeszcze nie wiemy. Będziemy o tym rozmawiać. Duncana odesłano z powrotem.
— A babkę?
— Zdecydowała się zostać na Salusa.
— Kto może ją za to winić? — zapytała Ghanima.
— Ach, ta głupia wojna z Alią!
— Nie staraj się mnie oszukiwać, Irulano! Słyszałam to i owo.
— Zakon boi się, że…
— I słusznie — odparła Ghanima. — Przyniosłaś mi wiadomość. Czy chcesz wykorzystać okazję, by odwieść mnie od zbrodniczych zamiarów?
— Poddaję się.
— Znowu próbujesz mnie okłamywać — zauważyła Ghanima.
— Bardzo dobrze! Będę dalej próbowała zniechęcić cię do tego szaleńczego planu. — Zastanowiła się, dlaczego Ghanima tak działa jej na nerwy, Bene Gesserit nie wolno się denerwować. — Obawiam się o ciebie, wiesz o tym, Ghaniu, Ghaniu… córko Paula. Jak możesz…
— Właśnie dlatego, że jestem jego córką — przerwała Ghanima. — My, Atrydzi, wywodzimy rodowód od Agamemnona i wiemy, jaka krew płynie w naszych żyłach. Nigdy tego nie zapominaj, bezdzietna żono mojego ojca. My, Atrydzi, mamy za sobą krwawe karty w przeszłości i wiele jeszcze przed sobą.
Zbita z tropu Irulana zapytała:
— Kto to był Agamemnon?
— Oto jak zachwalana edukacja Bene Gesserit okazuje się być bardzo pobieżna — rzekła Ghanima. — Wciąż zapominam, że przecież skróciłyście naukę historii. Ale moje wspomnienia sięgają do… — Przerwała; lepiej było nie budzić cieni z ich niepewnego snu.
— Cokolwiek byś pamiętała — stwierdziła Irulana — musisz zrozumieć, jak niebezpieczna jest ta droga dla…
— Zabiję go — odparła Ghanima. — Jest mi winien życie.
— A ja przeszkodzę zabójstwu, jeżeli będę mogła.
— Wiemy o tym. Zabraknie ci okazji. Alia wyśle cię do jednego z nowych miast na południu.
Irulana potrząsnęła głową, przerażona.
— Ghanimo, poprzysięgłam, że będę cię chronić przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Oddam za ciebie życie, gdy zajdzie taka konieczność. Jeżeli myślisz, że zgodzę się marnieć w jakiejś ceglanej dżiddzie, podczas gdy ty…
— Zawsze jeszcze pozostaje Huanui — przerwała miękkim głosem Ghanima. — Jestem pewna, że stamtąd nie mogłabyś się wtrącać.
Irulana zbladła, położyła dłoń na ustach, zapominając na moment o całym szkoleniu. Pożerał ją zwierzęcy strach. Przemówiła, pozwalając swym wargom drżeć, zaskoczona, jak bardzo jest zależna od tego dziecka:
— Ghaniu, nie boję się o siebie. Skoczyłabym dla ciebie w paszczę czerwia. Tak, jestem tym, czym mnie nazwałaś, bezdzietną żoną twojego ojca, ale ty jesteś dzieckiem, którego nigdy nie miałam, i błagam cię… — Łzy zabłysły w kącikach jej oczu.
Ghanima zwalczyła skurcz w gardle i powiedziała:
— Jest jeszcze jedna różnica między nami. Nigdy nie byłaś Fremenką. Oto wielka przepaść, która nas dzieli. Alia wie, jak to jest. Czymkolwiek jest, wie.
— Nie możesz być pewna, co myśli Alia — rzekła gorzko Irulana. — Gdyby nie była Atrydką, przysięgłabym, że pragnie zniszczyć własny ród.
„A skąd wiesz, że ona wciąż jest Atrydką?” — pomyślała Ghanima, zastanawiając się nad ślepotą Irulany. Przeszła szkolenie Bene Gesserit, a któż lepiej niż one znał historię Paskudztwa? Nawet nie dopuszczała do siebie tej myśli, a co dopiero wierzyć w nią. Alia musiała rzucić na nią jakiś czar.