Выбрать главу

Po chwili chłopak otworzył oczy i wyciągnął dłoń, dotykając jej policzka. Zaczął mówić, opowiadając o wizji, w której żyła.

Przykryła jego dłoń swoją własną. Jaki był słodki… jak bardzo słodki… — opadła na pryczę, nim jeszcze Leto cofnął dłoń. Chłopiec usiadł, czując ogromne zmęczenie. Przyprawa i wizje wyczerpały go. Wstał z pryczy, nie budząc Sabihy. Musiał iść, ale wiedział, że nie zajdzie daleko. Powoli uszczelnił filtrfrak, narzucił na siebie szatę i wyśliznął się przez korytarz do pochyłego zejścia, prowadzącego na zewnątrz. Na dziedzińcu kręciło się kilkoro ludzi zajętych własnymi sprawami. Znali go, ale nie byli za niego odpowiedzialni. Namri i Halleck przecież wiedzieli, co on robi. Zresztą Sabiha musi być blisko.

Znalazł boczny korytarz i śmiało ruszył w głąb.

Sabiha spokojnie spała, dopóki nie obudził jej Halleck. Usiadła, przetarła oczy i zobaczyła pustą pryczę oraz wuja stojącego obok Hallecka. Na ich twarzach malował się gniew. Namri odpowiedział na jej nie wypowiedziane pytanie:

— Tak! Zniknął.

— Jak mogliście pozwolić mu się wymknąć?! — szalał Halleck. — Jak to możliwe?!

— Widziano go, jak szedł w stronę dolnego wyjścia — powiedział Namri. Jego głos był dziwnie spokojny. Sabiha skuliła się pod jego wzrokiem.

— Jak? — zapytał z naciskiem Halleck.

— Nie wiem. Nie wiem…

— Zapadła noc. Jest osłabiony — rzekł Namri. — Nie odejdzie daleko.

Halleck nagłym ruchem odwrócił się ku niemu.

— Chcesz, żeby chłopak zginął?

— Wcale bym nie rozpaczał.

Halleck ponownie stanął twarzą do Sabihy.

— Powiedz mi, jak to się stało.

— Dotknął mojego policzka. Mówił o wizji… O nas razem. — Spojrzała w dół, na pustą pryczę. — Uśpił mnie. Rzucił jakieś czary. Halleck spojrzał na Namriego.

— Czy może ukrywać się gdzieś wewnątrz?

— Nigdzie w środku, znaleziono by go z łatwością. Kierował się ku wyjściu. Jest gdzieś na zewnątrz.

— Rzucił czary — mruknęła Sabiha.

— Żadne czary — rzekł Namri. — Zahipnotyzował cię. Prawie udało mu się to ze mną, pamiętasz? Powiedział, że jestem jego przyjacielem.

— Przyprawa go osłabiła — powiedział Halleck.

— Tylko ciało — odparł Namri. — Nie odejdzie daleko. Uszkodziłem pompy piętowe jego filtrfraka. Umrze bez wody, jeżeli wcześniej go nie znajdziemy.

Halleck prawie uderzył Namriego, ale w ostatnim momencie powstrzymał cios. Jessika ostrzegła go, że Namri może zabić chłopaka. Na Boga! Do czego to doszło: Atrydzi przeciw Atrydom!

— Czy to możliwe — zapytał — że po prostu błąka się w transie przyprawowym?

— A cóż to za różnica? — spytał Namri. — Jeżeli nam ucieknie, musi umrzeć.

— Z nadejściem świtu rozpoczniemy poszukiwania — rzekł Halleck. — Zabrał fremsak?

— Zawsze leży kilka obok grodzi wyjściowych — odparł Namri. — Byłby głupcem, gdyby tego nie zrobił. A tak się złożyło, że nigdy nie sprawiał wrażenia durnia.

— Więc wyślij wiadomość do naszych przyjaciół — rozkazał Halleck. — Przekaż im, co się stało.

— Nie prześlę żadnych wiadomości tej nocy — rzekł Namri. — Nadchodzi burza. Plemiona śledziły ją od trzech dni. Będzie tu o północy. Już teraz urwała się komunikacja. Satelity odłączyły ten sektor dwie godziny temu.

Halleckowi wyrwało się głębokie westchnienie. Chłopak na pewno umrze, jeżeli złapie go niosąca piasek burza. Zedrze ciało z kości i rozniesie na kawałki. Wymyślona, fałszywa śmierć stanie się faktem. Uderzył pięścią w otwartą dłoń. Burza mogła uwięzić ich w siczy. Elektrostatyka już ich odizolowała. Nie mogli nawet zorganizować poszukiwań.

— Dystrans — powiedział, pomyślawszy, że można by zakodować wiadomość w głosie nietoperza i wysłać go z ostrzeżeniem. Namri potrząsnął głową.

— Nietoperze nie polecą podczas burzy. Daj spokój, człowieku. Są bardziej na nią czułe niż my. Ukryją się w rozpadlinach, dopóki nie ucichnie. Najlepiej czekać, aż satelity nas wywołają. Wtedy spróbujemy odnaleźć jego szczątki.

— Nie zginie, jeżeli wziął fremsak i ukrył się w piasku — dodała Sabiha.

Halleck, przeklinając pod nosem, odwrócił się i wyszedł na zewnątrz.

Pokój wymaga porozumień, ale nigdy nie zdołamy dojść do trwałych porozumień. Tylko do nich dążymy. Stałe rozwiązanie jest, z definicji, martwym rozwiązaniem. Problem z pokojem polega na tym, że w jego trakcie okazuje się skłonność do karania za omyłki zamiast nagradzania błyskotliwości.

„Słowa mojego ojca” — sprawozdanie Muad’Diba
odtworzone przez Harq al-Adę

— Ona go szkoli? Szkoli Farad’na?

Alia wpatrywała się w Duncana Idaho z mieszaniną gniewu i niedowierzania. Galeon Gildii wszedł na orbitę Diuny w południe czasu lokalnego. Godzinę później lichtuga wysadziła Idaho w Arrakin, nie zapowiedzianego, ale od dawna oczekiwanego. W ciągu kilku minut ornitopter dostarczył go na dach Cytadeli. Alia, poinformowana o jego przybyciu, przywitała męża chłodno, zachowując w obecności strażniczek oficjalny ton. Teraz przebywali w jej prywatnych komnatach, w pomocnym skrzydle Cytadeli. Skończył składanie raportu, dokładnie, w mentacki sposób podkreślając ważne informacje.

— Rozum ją opuścił — stwierdziła.

Potraktował słowa Alii poważnie — jako problem do rozwiązania.

— Wszystko wskazuje na to, że wciąż jest zrównoważona, zdrowa na umyśle. Powinnaś wiedzieć, że jej wskaźnik normalności wynosił…

— Przestań! — krzyknęła Alia. — Co ona planuje?

Idaho wiedząc, że jego wewnętrzna równowaga emocjonalna zależy teraz od zręcznego wycofania się w mentacki chłód, powiedział:

— Kalkuluję, że myśli o zaręczynach wnuczki.

Rysy twarzy Duncana pozostały bez wyrazu, kryjąc pod tą maską szalejący gniew. Alii tu nie było. Alia nie żyła. Przez pewien czas sztucznie utrzymywał mit Alii w swoich zmysłach — obraz kogoś, kto nie istniał, a kogo stworzył, kierując się pragnieniami. Mentat mógł tolerować samooszukiwanie się tylko przez pewien czas. Ów stwór w ludzkim ciele — jego żona — był opętany, rządził nim demon psyche. Stalowe oczy Idaho o miliardzie różnych warstw na życzenie odtwarzały w ośrodkach wzroku dowolną ilość mitów Alii. Lecz kiedy składał je w pojedyncze wyobrażenie, nie powstawała żadna osoba. Była pustą skorupą i w tej powłoce dopuszczała się haniebnych czynów.

— Gdzie jest Ghanima? — zapytał. Machnęła ręką, zbywając pytanie.

— Wysłałam ją wraz z Irulaną do Stilgara.

„Na neutralne terytorium — pomyślał. — Wkrótce nastąpią dalsze negocjacje ze zbuntowanymi plemionami. Traci grunt pod nogami i nie wie o tym… A może wie? Może jest jakaś inna przyczyna? Czyżby Stilgar przeszedł na jej stronę?”

— Zaręczyny… — powiedziała w zamyśleniu Alią. — Jakie są warunki rodu Corrinów?

— Salusa roi się od krewnych out-frejn i wszyscy łaszą się do Farad’na, mając nadzieję na jego powrót do władzy.

— A ona udziela mu nauk Bene Gesserit…

— Czy to nie właściwe dla męża Ghanimy?

Alia uśmiechnęła się do siebie, myśląc o morderczym gniewie bliźniaczki. Niech Farad’n sobie ćwiczy. Jessika szkoli trupa. Wszystko jest na najlepszej drodze.

— Muszę się poważnie zastanowić — rzekła. — Wyglądasz na bardzo spokojnego, Duncanie.