– Zatrudniłeś wstydliwą introwertyczkę, która dostawała bólów żołądka, gdy musiała podnieść na kogoś głos. To ty mnie zmieniłeś, więc nie narzekaj. Obiad będzie bardzo wykwintny. Hamburger z serem, zupa z grzankami i lody. Mogłabym przygotować coś bardziej wyszukanego dla nas, ale musiałam uwzględnić także Dylana.
– Daj mu cokolwiek, byle nie buraczki. Roześmiała się znowu, zabrała dziecko i ruszyła w stronę kuchni, ale zanim wyszła, nie omieszkała podnieść surowym gestem palca i wskazać nim bez słowa kanapę.
Przecież traktuje go jak psa. Chociaż… zaledwie wyszła, ziewnął znowu. Przesunął dłonią po twarzy i wyciągnął się na kanapie tylko na chwileczkę.
Ścigając Dylana, był zbyt zajęty, by obejrzeć pokój. Zsunął buty, bo bał się zabrudzić meble. Zaczął przyglądać się wnętrzu. Czuł, że wracają mu siły.
Jasnożółty i kremowy kolor pasowały do Molly. Cały pokój pasował do niej. Był czysty i jasny. Obrazy wiszące prosto, brak kurzu, śmieci, bałaganu. Po przeciwnej stronie pokoju stało zabytkowe biureczko, tak delikatne, że mogło pod silniejszym podmuchem się złamać. Pod oknem znajdowała się miękka ława z poduszkami w kolorze wanilii, cytryny i moreli. Różne drobiazgi dekorujące pokój wyglądały na niezwykle kruche.
Flynn poczuł ulgę, gdy zdał sobie sprawę, że nie pasuje do tego wnętrza. Po raz pierwszy od tej niefortunnej sceny w biurze czuł, że napięcie ustępuje. Co prawda nadal pragnął Molly. Ale teraz wiedział, że to tylko pożądanie, zwykły pociąg fizyczny, hormony. Wystarczyło, by rozejrzał się wokół, a zrozumiał, że do tej dziewczyny zupełnie nie pasuje. Molly była pedantką, on wchodził do domu w zabłoconych butach. Lubiła jasne kanapy, poduszki i cenne drobiazgi.
On wolał kosz do siatkówki w swoim pokoju.
Flynn ziewnął znowu, coraz głębiej zapadając się w miękkie poduszki. Molly była przemądrzała, zadzierała nosa, a na dodatek była purytanką. Dlaczego więc bez przerwy o niej myśli? Dlaczego tak go obchodzi jej opinia o nim? Dlaczego martwi się tym, że wstydziła się za niego?
Był naprawdę zaniepokojony. Molly prezentowała te wartości, które leżały olbrzymim ciężarem na jego sumieniu. Nie chciał być podobny do swego ojca. Może i odziedziczył po nim zamiłowanie do ryzyka, ale starał się tak ułożyć sobie życie, by nikogo nie skrzywdzić.
Niestety nie udało mu się. Śmiech dziecka dochodzący zza zamkniętych drzwi był tego bolesnym dowodem. A przecież naprawdę nie chciał nikogo skrzywdzić.
Molly nie musiała wstydzić się za niego, bo cały czas przygniatała go lawina wyrzutów sumienia. Zupełnie nie wiedział, jak w takiej sytuacji odzyskać jej szacunek. Dręczył się tym bez przerwy. Bolała go głowa. Poczuł, że oczy pieką go ze zmęczenia.
Zamknął je na chwilę. Na jedną minutkę.
Gdy je znowu otworzył, wszystko wokół wyglądało inaczej. Przede wszystkim panowała cisza. W pokoju było ciemno, choć przez okno zaczynały wpadać pierwsze blaski poranka. Otulony był miękkim, jasnym kocem, spod którego wystawały jego bose stopy. W żołądku burczało mu z głodu, miał sztywny kark, ale ból głowy ustąpił. Przestraszył się, że spał jak zabity przez całą noc. A Dylan? Zerwał się na równe nogi, odrzucając daleko koc, tak że omal nie strącił lampy. Gdzie jest Dylan? I Mol?
Poprzedniego wieczoru poznał jedynie jej salon, ale z łatwością odtworzył w pamięci rozkład całego mieszkania. Za kuchnią był hol, łazienkę rozpoznał po zapachu szamponu, mydła i perfum. Za łazienką znajdował się jeszcze jeden pokój, którego drzwi były lekko uchylone.
Zawahał się, ale po chwili zajrzał do środka. Choć przyćmione światło zacierało obraz, od razu ich zobaczył. Nie słyszał, żeby Molly przesuwała wczoraj meble, ale musiała to zrobić. Nocny stolik był dosunięty do toaletki, a szerokie łóżko przysunięte do ściany, żeby Dylan przypadkiem w nocy z niego nie spadł.
Flynn rozejrzał się po pokoju, zauważył budzik, który wskazywał piątą czterdzieści pięć. Meble zgromadzone w tym pokoju pochodziły z różnych źródeł, ale w wazonie stały róże, a w oknach wisiały kolorowe zasłony. Na podłodze leżał biały puszysty koc, który Molly widocznie zrzuciła na ziemię we śnie.
Jego oczy skierowały się na Molly, jakby przyciągnął je silny magnes. Dylan otulony był kocem, ale Molly musiało być gorąco. Leżała na brzuchu. W dzień, co zdołał już zauważyć, nosiła bieliznę grzecznej panienki, ale nie sypiała w takiej. Jej koszulka nocna była z połyskliwej satyny, która miękko przylegała do pleców. Miała zmierzwione włosy, a ramiączko koszulki zsunęło się na białe, gładkie ramię.
Flynn czuł, że nie jest już wcale śpiący, więc postanowił wyjść stąd jak najszybciej. Znalazł swoje zguby. Były bezpieczne i nic nie usprawiedliwiało jego dłuższego tu pobytu.
W końcu znalazł powód, żeby przez chwilę tu pozostać. W sypialni było dość zimno. Postanowił więc przykryć Molly. Nic więcej. Tylko ją przykryć.
Właśnie pochylił się, sięgając po koc, gdy Molly odwróciła się w jego stronę. Jego nieposłuszny wzrok powędrował natychmiast do wycięcia koszulki. Było zbyt luźne i odsłaniało pełną pierś. Szybko odwrócił wzrok i spojrzał na twarz Molly. Jedwabiste rzęsy zatrzepotały nagle i odsłoniły zaspane oczy.
– Cześć – powiedziała szeptem.
– Cześć – odpowiedział, wpatrując się w nią z zachwytem. Jego serce podpowiedziało mu, że tak by wyglądała, gdyby rano budziła się przy nim – ciepła, półnaga, z uśmiechem zadowolenia, że znów go widzi. – Nie chciałem zasnąć, Molly.
– A ja, prawdę mówiąc, tak to właśnie zaplanowałam. Chciałam, żebyś przespał choć jedną noc. Miałam tylko nadzieję, że zdążę cię przedtem nakarmić. – Dotknęła jego dłoni i ich palce splotły się, jakby znały ten gest od wieków. – Spałeś dobrze?
– Jak zabity.
– To dobrze. Bo wczoraj zachowywałeś się jak rozdrażniony niedźwiedź.
Trudno było znaleźć odpowiednią replikę na jej słowa. Spróbował tego, co najłatwiejsze.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj. Wiem, że jesteś wykończony. I nie byłeś złośliwy w stosunku do mnie, lecz do siebie. Oskarżałeś się niepotrzebnie i wydałeś zbyt surowy wyrok. – Ziewnęła szeroko. – Nie rób tego więcej.
– Ja… Dobrze. – Ta rozmowa zaczęła się dziwnie i dalej taka mu się wydawała. Ale gdy chciał uwolnić rękę, by przykryć Molly kocem i więcej nie patrzeć na kuszące go widoki, jej palce zacisnęły się mocniej.
– Czy już trzeba wstawać?
– Nie. Jeszcze jest wcześnie. Śpij dalej, Mol.
– Masz potargane włosy. Śmiesznie wyglądasz.
– Przed chwilą się obudziłem.
– Wyglądasz jak wojownik po bitwie. Bardzo pociągająco. Pewnie wiele kobiet ci o tym mówiło.
– Nie… – odchrząknął. Czuł, że pogrąża siew niebezpieczną otchłań. Molly za chwilę obudzi się całkowicie. Może będzie umiał jej wytłumaczyć, dlaczego znalazł się w jej sypialni, ale nie chciał jej zawstydzać. Nie zdawała sobie sprawy, że rozmawia z nim… jak z kimś bardzo bliskim. Mówiła wiele głupstw, dokuczała mu, drażniła się z nim. Flynn z bólem serca myślał, że nie może zaliczać się do grona jej przyjaciół. – Mol, zamknij teraz oczy, a na pewno uda ci się pospać jeszcze przez godzinę.
– Dobrze – szepnęła. – Ale najpierw mnie pocałuj. Nie zasnę bez tego.
No cóż. Wątpił, by rzeczywiście jej na tym zależało. Mówiła to jak dziecko, które, półśpiące, powtarza znane słowa. Ale była tak blisko. Przykrył ją kocem i pomyślał, że teraz może ją bezpiecznie pocałować. Tylko raz. I to bardzo lekko.
Pochylił się. Z jej twarzy zniknął senny uśmiech. Ich oczy spotkały się i Flynn nie był już pewien, czy przez cały czas rzeczywiście Molly była śpiąca. Patrzyła na niego w ten sam sposób jak przedtem, gdy zamierzał ją całować – z obawą, niepewnością, a jednocześnie z tęsknotą.