Выбрать главу

Flynn nie ruszył się. Patrzył na nią tym bezradnym wzrokiem, aż Molly uniosła ze zniecierpliwieniem ręce.

– Dobrze, dobrze. Potem pójdę z tobą po zakupy. Może ci być trudno robić je z dzieckiem. Ale z góry ostrzegam. Niczego ci nie doradzę. Nic nie wiem! Jedyne, co mogę wymyślić, to kupno podstawowych rzeczy potrzebnych dla niemowlaka.

Niech to diabli, pomyślała. Pewnie Flynn tego chciał – żeby zaoferowała mu pomoc. Ale mimo że to zrobiła, nie wyglądał ha zadowolonego. Nieustannie popadał w najdziwniejsze kłopoty, ale nie robiło to na nim dotąd wrażenia.

– Jesteś na mnie zła, prawda? Inaczej na mnie patrzysz, inaczej ze mną rozmawiasz. To ona cię zdenerwowała.

– Lepiej nazywaj ją po imieniu. Virginia, a nie ona. To matka twojego dziecka i wypadałoby choć to pamiętać.

– Nie jestem jego ojcem – rzekł cicho, ale wyraźnie.

– Spójrz na dziecko, a zmienisz zdanie – powiedziała jeszcze raz.

Nie posłuchał jej.

– Nieważne, co powiedziała… ani co ty myślisz… nigdy nie zachowałem się nieodpowiedzialnie wobec kobiety. Nigdy! Mam powody, by się z żadną nie wiązać i nigdy nie mieć dzieci. Nie mówię, że jestem świętym, ale, Molly, nigdy bym nie podjął takiego ryzyka. Proszę, uwierz mi.

– Wierzę ci. To przecież Virginia przyznała, że zapomniała wziąć pigułki…

– Pamiętam, co powiedziała. Słyszałem każde cholerne słowo z tego, co mówiła.

– McGannon… – Molly nie rozumiała, o co mu chodzi, czego od niej oczekuje. – Posłuchaj, teraz nie czas, by o tym mówić. Musisz się jakoś pozbierać. Nie wiem, jak długo potrwa drzemka małego, ale każda chwila jest cenna. Spróbuj załatwić, co możesz.

Wydawało się, że Flynn chce się jej sprzeciwić. Ale nie zrobił tego. Podniósł się z krzesła i wyszedł. Molly ścisnęła palcami skronie i popatrzyła na śpiące dziecko.

Zachowanie Flynna zaskoczyło ją. Zazwyczaj w trudnych sytuacjach jej szef ciskał się, wrzeszczał, bo taki miał styl bycia i natura wyposażyła go w tak ogromny temperament. Uwielbiał wyzwania. Im trudniejsza była sprawa, tym bardziej się do niej zapalał.

Ale nie tym razem. Każdy mężczyzna doznałby szoku, gdyby nagle w jego życiu pojawiło się dziecko, ale tu… kryło się coś więcej. Głos Flynna był zimny, twarz kamienna, gdy mówił, że istnieją powody, dla których nie chce mieć dzieci. Musiało się za tym kryć coś bolesnego. Molly żałowała, że nie wie, co. Flynn nigdy nie mówił nic o sobie, nigdy nie przyznał się do niczego. To, że był z nią szczery aż do bólu, znaczyło, że był bardzo wstrząśnięty.

Ona też tak się czuła. Przeżyła wstrząs. Była w Rynnie zakochana, mocno i boleśnie. Aż do tej chwili nie wiedziała, że taki był jego stosunek do ojcostwa. Jak można kochać człowieka, który nie pragnie dziecka i nawet nie spojrzy na tę cudowną twarzyczkę wtuloną w kocyk?

Chyba go jednak nie znała. Podobał jej się… no i wiedziała, że jest impulsywny i niebezpieczny. Urok, jaki roztaczał, niekoniecznie oznaczał, że był dobrym materiałem na męża. Mimo to nie mogła uwierzyć, że mógł się tak zachować. A może nie chciał postępować inaczej. Traktował każdą znajomość jak zabawę.

A na dywanie leżało śpiące dziecko, którego nikt nie kochał i nie chciał. Molly z łatwością potrafiła sobie wyobrazić siebie zajmującą się Dylanem. Rozumiała też, że Flynn potrzebuje pomocy. I to natychmiast – ale przecież nie jest sam na tym świecie. Ma jakąś rodzinę, przyjaciół. Nie może mu pozwolić, by swoje kłopoty zrzucił na nią.

Coś ciągnęło ją do śpiącego dziecka.

Na początku trochę Flynnowi pomoże. Zrobi to dla małego. Nie dla swojego szefa.

ROZDZIAŁ TRZECI

– Flynn, na tych pieluchach jest napisane „dla noworodków". Chyba potrzebny nam będzie większy rozmiar.

– Chcesz powiedzieć, że pieluszki sprzedawane są w różnych rozmiarach? O mój Boże. Chyba żartujesz? To niemożliwe.

Molly popatrzyła na niego z uśmiechem. Przynajmniej znowu zaczęła z nim rozmawiać, choć temperatura między nimi wahała się między zero a minus jeden.

– To jak myślisz? Rozmiar dla raczkujących?

– Takie chyba będą najlepsze.

– Wspaniale. – Zebrał z półki wszystkie paczki pieluszek w tym rozmiarze i wrzucił je do wózka.

– McGannon, ty wariacie. Zabrałeś cały zapas! Myślisz, że dziecko potrzebuje ich aż tyle?

– Posłuchaj, Molly, z tego co się zorientowałem, dziecko to po prostu nieszczelny przewód. Wkładasz coś z jednego końca, a po pół minucie to coś wychodzi drugim. Nie będę ryzykował, że zabraknie mi nagle w środku nocy pieluch. Co jeszcze mamy na liście?

– Jedzenie. – Przewidująca Molly w jednej ręce trzymała listę zakupów, a w drugiej ołówek. – Nie wiem, co kupić. Mleko i kaszki, to oczywiste. Mały ma tylko dwa zęby, więc cokolwiek kupimy, muszą to być rzeczy nie wymagające gryzienia.

– Czekolada? – zaproponował Flynn.

– To musi być coś zdrowszego i pożywniejszego – odparła surowo.

– W porządku. Ale czekolada umila życie. A może czekolada do picia? To jest dobre dla dzieci, prawda?

– Wiesz co? Ty odszukaj dział zjedzeniem dla dzieci, a ja dokonam wyboru. Na litość boską! Zabierz mu klucze, bo je połknie!

– Chyba żartujesz. Słyszałaś go, gdy weszliśmy tutaj. Miałem wrażenie, że ktoś obdziera go ze skóry. Myślałem, że zaraz nas aresztują za zakłócanie spokoju. Ucichł, gdy dostał klucze.

– Myślę, iż chciał ci jasno wytłumaczyć, że się nudzi. Uważam też, że Dylan odziedziczył tę umiejętność po ojcu… ale nie mówmy już o tym. Klucze nie nadają się do zabawy, bo są brudne.

– Brudne? O czym ty mówisz? Przecież to dziecko zjada papier i kawałki dywanu.

– A może on jest po prostu głodny? Jeszcze nie mamy nawet połowy potrzebnych rzeczy. Do licha! Zapomniałam zupełnie o foteliku do samochodu. Musisz go kupić. Takie są przepisy.

– Mol?

– Aha? – Była zbyt zajęta przeglądaniem listy zakupów, żeby spojrzeć na niego.

– Dziękuję – powiedział cicho. – Dziękuję, że przyszłaś tu ze mną. Naprawdę doceniam twoją pomoc.

Przez kilka chwil wydawało mu się, że lód topnieje w jej oczach. Widział nawet odwilż, ale nie trwało to długo.

– Podziękujesz mi, jak skończymy. Możesz doznać szoku, wypisując czek.

Wypełniła zakupami cztery wózki.

Flynn wiele razy robił zakupy, ale nigdy z profesjonalistką. Molly szła wzdłuż półek, skreślając kolejne pozycje z listy, jednocześnie uspokajając dziecko i narzekając na ceny.

Rachunek nie przyprawił Flynna o zawrót głowy. Natomiast wpadł w panikę, jak tylko dotarli na parking.

Zapadła już noc i zrobiło się zimno. W jego sportowym samochodzie nie było miejsca na bagaże. Nie mógłby wcisnąć wszystkiego do swojego wozu. Samochód Molly, zaparkowany tuż obok, błyszczał w świetle lamp. Zadrżała z zimna. Kostium, który tak chętnie nosiła do pracy, nie był odpowiedni na taki ziąb. Szybko usadziła Dylana na nowym foteliku, sprawdzając, czy będzie zupełnie bezpieczny.

Wyprostowała się i po raz pierwszy, odkąd zaczęło się to szaleństwo, spojrzała Flynnowi w oczy.

– Widzę, że kolejnym problemem będzie zawiezienie tego wszystkiego do ciebie. Jeśli nie masz innej propozycji, to włóżmy zakupy do mojego samochodu i pojadę za tobą.

– Przykro mi, że muszę cię o to prosić – stwierdził Flynn i było to największe jego kłamstwo w ostatnim czasie.

– Nie mamy wyjścia. Na wszelki wypadek podaj mi swój adres, gdybym zgubiła się po drodze.

Flynn bardzo bał się chwili, gdy Molly zostawi go samego z dzieckiem. Było to dla niego całkiem nowe uczucie. Zawsze był uparty, samotnie przezwyciężał swoje obawy, pokonywał przeszkody i nigdy nikogo nie poprosił o pomoc. Wcześnie nauczył się liczyć tylko na siebie, a poczucie dumy i niezależności zdominowało jego życie.