Выбрать главу
Flood-tide below me! I watch you face to face; Clouds of the west! Sun there half an hour high! I see you also face to face[130].
Others will enter the gates of the ferry, and 'cross from shore to shore; Others will watch the run of the flood-tide; Others will see the islands large and small[131]

Głos jego wzniósł się i stał śpiewem. Oczy napełniło natchnienie.

Fifty years hence, others will see them as they cross, the sun half an hour high; A hundred years hence, or ever so many hundred years hence, others will see them; Will enjoy the sunset, the pouring in of the flood-tide; the falling back to the sea of ebb-tide[132],
It avails not, neither time or place — distance avails not. Just as you feel when you look on the river and sky, so I felt; Just as of you is one of a living crowd, I was one of a crowd; Just as you are refresh'd by the gladness of the river and the bright flow, I was refresh'd[133]

— Co to jest, co pan śpiewa?

— Pieśń do wieków, wyciąganie ramion do rodu ludzkiego, do ludu, który będzie na ziemi, do tych, co przyjdą i zginą jak my. Skarga i radość. Jakież słowo zawierało więcej pociechy i jakaż pociecha była smutniejszą nad ten głos jednego z gromady do jednego z gromady, który kiedyś cierpieć będzie na tej samej ziemi.

— Jakiś poetycki demokratyzm?

— My wszyscy (zaczynając od Mickiewicza) weszliśmy w lud i staliśmy się ludem (z wyjątkiem, oczywiście, paru świadomych karierowiczów i wielu zupełnie niewinnych kretyniąt). Przeżywamy za lud dzisiaj, zanim on sam zacznie to przeżywać, wojny krzyżowe i wielkie rewolucje. I lud je przeżywa, ale nie wie. My to przeżywamy za niego ze świadomością. Ten, kto się świadomie zgina w hak i zamienia w pas transmisyjny, kto się dobrowolnie zarzuca na ogniwa i na zębate koła świata, żeby go ze wszech sił ciągnąć, musi przecie wszystko wiedzieć o ludzie.

— Ale czy tylko nie jest złudzeniem to uczestnictwo poetów w ludzie? Ten, kto je z glinianej miski, ten, kto nie ma własnego łóżka, nie wiem, czy jest zupełnie „równy” poecie podróżującemu na Riwierę…

— A do jakiej warstwy społecznej należał Juliusz Słowacki, Adam Mickiewicz, do jakiej klasy należy Stanisław Wyspiański? Ich dzieło, ich praca należy do ludu i oni sami są robotnikami stojącymi w szeregu ludowym. Weszli w lud i stali się ludem. Ale lud — jest to cierpienie. Więc ktokolwiek gasi czy łagodzi cierpienie, nabywa całkowitą łaskę ludu. Jedni zdobywają tę łaskę męczarnią nad siły, a inni — zrzuceniem niepotrzebnych ochłapów ze swego obciążonego stołu. Więc też lud — raz jest obrońcą męczarni samotników, wyznawców bohaterstw, stróżem ołtarza poezji i zwolennikiem świętych, a drugi raz jest przeciwko nim, gdy otrzyma ziemię, lasy, pastwiska, parcele z dawnych folwarków i tym podobne resztki pańskiej uczty. Lud też wyda ze siebie Szelę[134] i wyda Okrzeję[135]. Vulgus est caecum[136]. Ale on jeden zawsze jest święty, ponieważ on jest to wieczne cierpienie.

Całą prawdę wiemy o tym my jedni, poeci.

Tę zbójecką wieżę tam na wysokościach wzniosły, dla obrony interesów kupców z Genui, spracowane ręce ludu. Nie budowali jej handlarze w atłasach i bisiorze, lecz strudzona brać kamieniarska, żołnierze, zbóje — przeciwko braciom swym, tak samo półnagim — żeglarzom, żołdakom, zbójcom morskim, tak samo zostającym na żołdzie czyimś, jak oni sami…

— A gdzie też ja jestem, poeto? — spytała Ewa z drwiącym uśmiechem. — Gdzie się przytulę? Pan już sobie znalazł stanowisko — i wcale niezłe — (Tyrteusz…). Pan jest z ludu, w tym oto płaszczu zagranicznym i cudzoziemskiej czapeczce, wzorowanej na czapeczkach lordów angielskich, którzy z próżniactwa podróżują — ale ja?…

— Można być w eleganckim kostiumie i żyć w rzędzie ludu, a można być w strzępach, gałganach, boso i z gołą czupryną, a należeć do „burżuazji”.

— No, to już są, przypuśćmy, des figle mądrości…

— Bynajmniej. Jakiś, dajmy na to, „poseł do dumy”, quasi-chłop, choćby wdział cztery najbardziej cuchnące sukmany, dwie czapki baranie i wetknął w nie trzy pawie ogony, będzie i tak fagasem renciarzy rolnych, podczas gdy elegant w surducie z angielskiego kortu i we francuskim szapoklaku będzie stał w rzędzie ludu, jeżeli tam stanie duchem. Mnie się coś zdaje, że i pani pomimo swej wykwintności należy do nas. Bo lud, jak to sformułował w nieśmiertelnym prawie swym wielki poeta — to „człowiek cierpiący, człowiek tęskniący i człowiek wolny na duchu”. Jest w naszej przeszłości pewne imię, które dla mnie jest światłem w ruinach: Stanisław Worcell[137]. Litewski magnat, wykwintny i subtelny pan, który zstąpił w lud i stał się jednym z ludu…

— Gdybyż to tak rzeczywiście było! Gdybyż to można do czegoś należeć, jak fala należy do morza! Gdybyż można uwierzyć, że jest jakiś olbrzymi lud, który czuje wraz ze mną…

— Lud-Duch… — podszepnął Jaśniach zsiniałymi wargami.

— Lud-Duch… — powtórzyła z uśmiechem. — Gdyby uwierzyć, że on to złamie wszelkie kajdany, a umierającym dźwignie głowę strudzoną, złoży ją na swym łonie i twarz ich szlachetną obróci ku niebu. Och, Boże! Czuć się w rodzinie myślami nieogarnionej, krążyć w niej, jak fala krąży w morzu! Być tym samym, czym są w tym morzu wszystkie inne fale, a być sobą — falą wolną, falą wspaniałą i piękną, którą wyniosła piana wieńczy! Bo pan nie wie — mówiła — co jest samotność. Samotność jednej jedynej kobiety, która jest sobą. To jest, jakby się było w tym oto morzu chrabąszczem, który na swoim dziurawym liściu huśta się po falach. Ja wiem, co znaczy być samotną w całym rodzaju ludzkim. Więc gdzież jest ów pański lud?

— Trzeba go szukać wokoło siebie oczyma pełnymi zapału i pełnymi uniesienia, gdyż tylko prawdziwe uniesienie może człowieka spoić w jedno z ludem. Uniesienie długo trwające jest to ów z Apokalipsy „kamyk biały, a na owym kamyku imię nowe napisane, którego nikt nie zna, tylko ten, który je przyjmuje…”.

Statek odbił się od wybrzeża i, skierowawszy bieg swój na zachód, zataczał w morzu rozległe koło.

Ukazała się w grzywach pian latarnia morska stercząca na wysepkach Iles Sanguinaires, które wystają z fal śpiczastymi cyplami. Statek wyminął te wyspy i wszedł w granice zatoki Ajaccio. Fale tam były słabsze i coraz bardziej słabsze. Morze pod ciepłym słońcem stawało się ciężkie, uśpione.

Przedziwnymi kręgami, mieniącymi się jak barwy na szyi pawia, lelejały się fale, na których uroczo i cudnie poranek się kołysze. Na tych błękitnozielonych zwojach i baniach lekki statek pomykał środkiem cichej zatoki pod promienistym słońcem jakby przez senne jezioro Czterech Kantonów. Widniały obadwa błękitne brzegi. Nad tymi wody cichego szemrania — stały olbrzymie łańcuchy i zwały gór pogruchotanych, zwalonych jedne na drugie, spiętrzonych wzajem na się: Bastelica, Bocognano, Monte d'Oro, Monte Rotondo… Od ich szczytów dalekich, śnieżystych powiał chłód, dźwigający na skrzydłach zapach niewysłowiony, miodowy zapach macchii.

вернуться

Flood-tide below me (…) face to face (ang.) — Fala odpływu pode mną! Patrzę wam w twarz; / Chmury zachodu! Słońce tam, o pół godziny nad horyzontem! / Ciebie też widzę twarzą w twarz.

вернуться

Others will enter (…) large and small (ang.) — Inni przestąpią bramki wiodące na prom i przepłyną z brzegu na brzeg; / Inni będą patrzeć na fale odpływu; / Inni będą widzieć wyspy wielkie i małe.

вернуться

Fifty years hence (…) ebb-tide (ang.) — Pięćdziesiąt lat stąd inni zobaczą je, jak przecinają słońce o pół godziny nad horyzontem; / O sto lat stąd, a może wiele setek lat stąd, inni je zobaczą; / Będą się cieszyć zachodem słońca, wlewaniem się fali przypływu i rzucaniem w tył do morza fali odpływu.

вернуться

It avails not (…) I was refresh'd (ang.) — Bez znaczenia czas i miejsce, odległość nie ma znaczenia. / Tak jak ty czujesz się, gdy patrzysz na rzekę i niebo, tak i ja się czułem; / Tak jak ty jesteś jednym z tłumu żyjących, i ja byłem jednym z tłumu; / Tak jak ciebie odświeżyła radość rzeki i blask, / Tak i ja byłem odświeżony.

вернуться

Szela, Jakub (1787–1866) — przywódca ludowy w czasie rabacji galicyjskiej 1846 r.

вернуться

Okrzeja, Stefan Aleksander (1886–1905) — robotnik, rewolucjonista, członek PPS i Organizacji Bojowej PPS, skazany na śmierć i stracony na stokach Cytadeli Warszawskiej 21 lipca 1905 r. za zamach bombowy na komisariat (cyrkuł) policji w Warszawie.

вернуться

vulgus est caecum (łac.) — lud jest ciemny; nieświadomy jest lud.

вернуться

Worcell, Stanisław Gabriel (1799–1857) — działacz polit. i publicysta, krzewiciel idei socjalizmu utopijnego (autor rozprawy ideologicznej O własności), członek masonerii, a w młodości pod pseudonimem Gryzomir Tukan działacz Towarzystwa Szubrawców w Wilnie (1817–22); brał udział w powstaniu listopadowym na Wołyniu, został odznaczony Orderem Virtuti Militari; po upadku powstania przebywał na emigracji, był członkiem Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, następnie jednym z założycieli Gromad Ludu Polskiego, należał do Zjednoczenia Emigracji; przyjaźnił się z Giuseppe Mazzinim.