Do naszego domku wróciłam na godzinę przed pobudką. Zajrzałam do dziewczynek, niektóre już się kręciły. Wszystko w porządku. Nikt nie poleciał, żeby utonąć w morzu, nikogo nie porwali terroryści, nikt nie wpadł na pomysł poszukiwania zastępowej w środku nocy.
Z cielęcym uśmiechem weszłam do swojego pokoju. Rozebrałam się leniwie, stojąc przed lustrem. Z rozkoszą przesunęłam dłońmi po biodrach, wygięłam się niczym najedzona kotka.
Szalona noc. Magiczna noc. Chyba wyczyniałam wszystkie szaleństwa, jakie tylko może wyczyniać kobieta z ukochanym mężczyzną. Nawet to, co kiedyś mi się nie podobało, tej nocy sprawiało drażniącą radość.
Czyżbym się zakochała?
W człowieku? W zwykłym człowieku? Nawet jeśli rozumie mnie jak nikt na świecie?
To niemożliwe!
– Ciemności, niech on będzie Innym – wyszeptałam. – Błagam cię, wielka Ciemności…
Niebezpieczna to gra prosić pierwotną siłę o takie drobiazgi… Chociaż… Nie wierzę, żeby Ciemność mogła usłyszeć zwykłą wiedźmę. O, Zawulon, ten to pewnie umiałby się do niej dowołać…
Zawulon.
Usiadłam na łóżku, ukryłam twarz w dłoniach.
Kilka dni temu nic nie sprawiało mi większej radości niż jego miłość. A teraz?
No dobrze, ale przecież sam kazał mi się bawić. I miał gdzieś banalne ludzkie dogmaty z repertuaru Jasnych. Czym jest dla niego zdrada? Czym jest zazdrość? Na pewno nie miałby nic przeciwko temu, żebym ja i Igor…
Stop! Dokąd mnie to zaprowadzi?
– Alicjo, zwariowałaś… – wyszeptałam.
Czy naprawdę tak niedaleko odeszłam od ludzi? Czy mogłabym – aż strach powiedzieć! – wyjść za mąż za człowieka? Gotować mu obiadki, prać skarpetki, rodzić i niańczyć dzieci?
Jak mówią – za dnia w Patrolu, nocą bez honoru…
Mogłabym.
Pokręciłam głową, wyobrażając sobie reakcję dziewczyn. W samym fakcie małżeństwa nie było nic niezwykłego. Większość wiedźm wyszła za mąż, i to przeważnie za ludzi. Ale…
Co innego oczarować bogatego faceta, jakiegoś ważniaka, w ostateczności deputowanego do Dumy albo wpływowego bandytę. Ale zwykłego młodego chłopaka, studenta bez pieniędzy i wpływów? Będą się sypać takie żarty… I to nie bez podstaw!
A przecież nie dostaję bzika na jego punkcie z powodu seksu!
Co się ze mną dzieje?
Jakby mnie ktoś zaczarował…
Drgnęłam od strasznej myśli. A jeśli Igor jest zwykłym inkubem? Kolegą po fachu… W dodatku z prymitywnych Ciemnych!
Nie. To niemożliwe.
Inkub wyczułby we mnie Inną. Ciemną Inną, chwilowo pozbawioną Siły. I nigdy nie praktykowałby na wiedźmie – wie, jaka za to czeka zapłata. Starłabym go na proszek, gdy tylko wróciłaby mi Siła, gdybym się dowiedziała, że miłość była narzucona…
Miłość? Więc jednak miłość?
– Oj, Alicjo, Alicjo – wyszeptałam. – Aleś ty głupia…
No i dobrze!
Wyjęłam z torby czyste figi i poszłam pod prysznic.
Aż do wieczora latałam jak poparzona. Wszystko szło nieskładnie, ale to mnie nie martwiło. Nawet trochę posprzeczałam się z kierowniczką obozu, zdobywając dla swoich dziewczynek najlepsze miejsca na festiwal filmów. I zdobyłam je! Chyba przy tym nawet zyskałam w oczach kierowniczki. Potem rozdzielali przywiezione z Nikołajewa ciemne szkła do oglądania jutrzejszego zaćmienia słońca. Każdy zastęp otrzymał pięć szkieł, a mnie udało się zdobyć sześć. Nie przypuszczałam, że komuś przyjdzie do głowy, by je produkować, ale skoro już przyszło…
Potem była plaża i pech chciał, że chłopięce zastępy wysłano na jakąś głupią wycieczkę… Nawet morze mnie nie cieszyło. W pewnym momencie zerknęłam na Nataszkę, pochwyciłam jej smutne spojrzenie i dotarł do mnie cały komizm sytuacji. Nie tylko ja byłam głupia, były nas dwie. Dziewczynka, tęskniąca za swoim chłopcem i dochodząca w swoich fantazjach do pocałunków, i ja, wyrabiająca tej nocy takie rzeczy, jakich próżno by szukać w pornosach sprzedawanych na Gorbuszce *. Przeciwieństwa się przyciągają.
– Tęsknisz? – spytałam cichutko. Nataszka na sekundę zjeżyła się, popatrzyła na mnie nieprzyjaźnie i nagle westchnęła szczerze.
– Aha… Pani też tęskni?
Skinęłam głową. Po chwili wahania dziewczynka spytała:
– Była z nim pani do rana?
Nie zaprzeczyłam. Czemu miałabym kłamać, tym bardziej że nikt nas nie słyszał? Spytałam tylko:
– Podglądałaś?
– Bałam się w nocy – powiedziała cichutko. – Obudziłam się… śnił mi się taki koszmar… I poszłam do pani, a pani nie było w pokoju.
– Do rana – przyznałam się. – On mi się bardzo podoba, Nataszko.
– Kochaliście się? – spytała rzeczowo.
Pogroziłam jej palcem.
– Natasza!
Wcale się nie zmieszała. Przeciwnie, zniżyła głos i wyznała, jakby zwierzała się przyjaciółce:
– A mnie z moim nic nie wychodzi. Powiedziałam mu, że jak będzie chciał mnie pocałować, to mu podbiję oko, a on na to: „Akurat mi to całowanie potrzebne!” Dlaczego chłopcy są tacy głupi?
– Pocałuje – obiecałam. A w myślach dodałam: „Już ja się o to postaram”.
No bo co w tym trudnego? Jutro odzyskam swoje zdolności i rudy piegus będzie chodzić za Nataszą krok w krok, wodząc za nią zakochanymi oczami. Dlaczego nie miałabym sprawić przyjemności swojemu dawcy?
– A co ci się śniło?
– Koszmar – odparła krótko dziewczynka. – Nie pamiętam. Ale coś strasznie okropnego!
– O twoim młodszym braciszku?
Nataszka zmarszczyła czoło:
– Nie pamiętam… A skąd pani wie, że mam braciszka?
Uśmiechnęłam się zagadkowo i wyciągnęłam na piasku. Wszystko w porządku. Sen został wypity do czysta.
Wieczorem nie wytrzymałam.
Zrozumiałam, że już dłużej nie mogę. Odszukałam Galinę i poprosiłam, żeby popilnowała moich dziewczynek przez dwie godziny.
Popatrzyła na mnie dziwnie. Nie z urazą, chociaż wszystko zrozumiała, a przecież miała własne plany wobec Igora. I nie ze złością. Raczej ze smutkiem, jak niesprawiedliwie skarcony pies.
– Oczywiście, Alicjo – powiedziała tylko.
Ech, ci tak zwani dobrzy ludzie… Napluj im w twarz, pokrzyżuj szyki, podepcz butami, a oni wszystko cierpliwie zniosą.
Chociaż z drugiej strony, bardzo to wygodne.
Ruszyłam do domku drugiego zastępu. Po drodze wystraszyłam w krzakach dwóch chłopców, którzy przydymiali kawałki szkieł nad malutkim ogniskiem rozpalonym z jednorazowych plastikowych kubeczków. Zresztą, „wystraszyłam” to za dużo powiedziane. Chłopcy zmarszczyli brwi, spięli się, ale zajęcia nie przerwali.
– Jutro wszystkim dadzą specjalne szkła – powiedziałam pokojowo. – Tymi możecie się najwyżej pokaleczyć.
– Specjalnych jest za mało – odpowiedział rezolutnie jeden. – Sami sobie okopcimy, kubeczki się superowo dymią!
– A brzegi zakleimy plastrami – dodał drugi. – I po krzyku. Uśmiechnęłam się, skinęłam im głową i poszłam dalej. Prawidłowe zachowanie. Niezależne i pewne siebie.
Już podchodząc do letniego domku i słysząc dźwięki gitary, zobaczyłam Makara.
Chłopak stał przy drzewie, niby się nie chowając, ale tak, żeby od strony domku nie było go widać. Stał i patrzył na Igora. Słysząc moje kroki, odwrócił się gwałtownie, drgnął i opuścił wzrok. Wszystko zrozumiałam.
– To nieładnie podglądać, Makarze.
Chłopiec stał, zagryzając wargę. Ciekawe, co miał zamiar zrobić. Spłatać Igorowi głupiego figla? Wyzwać na pojedynek? A może po prostu w bezsilnej złości zaciskał pięści i patrzył na dorosłego mężczyznę, który wczoraj kochał się z kobietą, co mu się spodobała? Głupi chłopczyku… Powinieneś oglądać się za rówieśniczkami, a nie za dorosłymi, urokliwymi wiedźmami o długich nogach.