– Tak samo…
– Zero?
Antoni skinął głową.
– Wpadnę do niej wieczorem – oznajmiła Olga. – Mam wrażenie, że jest już gotowa do przyjmowania wizyt. A ja zdołam ją odrobinę pocieszyć… Możesz mi wierzyć.
To była prawda. Któż inny mógłby pocieszyć jedną Wielką Czarodziejkę, która na długi czas utraciła magiczne zdolności, jak nie druga Wielka Czarodziejka, przez długie dziesięciolecia pozbawiona mocy w ramach kary za swój czyn?
– Przyjdź, Olu – poprosił Antoni. – Swieta bardzo się ucieszy.
Heser lekko chrząknął.
– Zdążycie – ucięła zimno Olga. – Antoni… Życzę ci szczęścia. Naprawdę szczerze życzę ci szczęścia.
– Jakiego szczęścia? – zapytał Gorodecki, nic nie rozumiejąc. W odpowiedzi Olga pochyliła się nad nim i czule pocałowała w usta.
– No no! – powiedział Heser.
– Po tym, jak ja i Antoni wymienialiśmy się ciałami – zauważyła niedbale Olga – nie masz raczej podstaw do zazdrości – tym bardziej o takie głupstwa. Dobrze, chłopcy. Nie szalejcie za bardzo, nie pijcie za dużo i w razie czego mnie wezwijcie.
– W razie jakiego czego? – zapytał posępnie Heser, ale Olga już wychodziła. Wielki mag odprowadził ją wzrokiem, a gdy drzwi się zamknęły, westchnął i powiedział: – Zycie z Wielką to nieustająca próba. Nawet dla mnie. Jak ty sobie radzisz, Antoni?
– Swietłana przecież nie zdążyła zostać prawdziwą Wielką Czarodziejką – zauważył Antoni. Wziął kufel i napił się. Piwo było znakomite. Dokładnie takie, jakie powinno być prawdziwe piwo.
– Chyba jesteś z tego zadowolony? – zauważył Heser.
– Nie. – Antoni wziął kawałek ostrego koziego sera. – Nie jestem.
– Dlaczego? – zapytał Heser z lekkim zainteresowaniem. – Przecież teraz macie przed sobą kilka dziesięcioleci szczęśliwego, równoprawnego życia. W najlepszym razie nawet pół wieku.
– Heserze, jak można być szczęśliwym, jeśli kobieta, którą kochasz, czuje się jak kaleka? – zapytał ostro Antoni. – Tym bardziej, jeśli to moja wina, choćby tylko częściowo?
– Czy na pewno częściowo?
Antoni skinął głową:
– Właśnie częściowo.
Heser nie skomentował. A potem zadał pytanie, którego Antoni spodziewał się trzy tygodnie temu i na które przestał już czekać.
– Opowiedz, co wydarzyło się między tobą i Zawulonem.
– Przyszedł do mnie do domu. Tak jak wtedy.
– Znowu skorzystał z pomocy twojego przyjaciela wampira? – zainteresował się Heser.
– Nie. Po tamtym wypadku zamknąłem dla niego swój dom. Nie mam pojęcia, jak Zawulon zdołał wejść tym razem.
Heser skinął głową i napił się piwa.
– Potem zaproponował mi… zdradę. Powiedział, że Witalij Rogoża to mag – zwierciadło, zrodzony przez Zmrok w odpowiedzi na wzmocnienie się Nocnego Patrolu. Że jego zasadniczym celem jest zniszczenie lub pozbawienie sił Swietłany. I jeśli spóźnię się na posiedzenie Inkwizycji, Rogoża pozbawi Swietłanę sił i odejdzie w Zmrok.
– Zgodziłeś się?
Antoni zastanowił się nad sformułowaniem odpowiedzi. Tyle razy prowadził już tę rozmowę w myślach i ciągle nie mógł znaleźć właściwych słów…
– Heserze, jedynym wyjściem było przeciwstawienie się. A co za tym idzie – śmierć Swietłany albo…
– Albo? – ożywił się Heser.
– Albo śmierć wielu szeregowych pracowników Patrolu. W efekcie bylibyśmy osłabieni w tym samym stopniu.
Heser skinął głową.
– Sam to zrozumiałeś?
– Nie całkiem. Pogrzebałem w archiwach, znalazłem kilka analogicznych przypadków. Jeden z nich zakończył się pogromem całego kijowskiego wydziału Nocnego Patrolu – wyłączając jedynie jego szefa Aleksandra von Kissela. Wówczas celem zwierciadła był prawdopodobnie baron von Kissel, ale on zdołał się obronić. W efekcie zginęli prości agenci operacyjni i magowie.
– Dlaczego nie skontaktowałeś się ze mną? – zapytał z wyrzutem Heser. – Czemu nie powiedziałeś o wizycie Zawulona?
– Skąd miałem wiedzieć, czego on się spodziewa? Może właśnie tego, że polecę do pana po radę. Zawulon wyraźnie próbował mnie przechytrzyć, a ja nie potrafiłem zrozumieć, na czym polega pułapka. Błędem mogła okazać się zarówno moja próba skontaktowania się z panem, jak i milczenie. Dlatego wybrałem trzecie wyjście. Próbowałem nie dopuścić zwierciadła do Świetlany w najbardziej prymitywny sposób – staranowałem jego samochód.
– Brawo – głos Hesera zabrzmiał obco, skrzypiąco. – Brawo, Antoni. Nie wyszło ci, ale pomysł był dobry. Ale dlaczego nikogo nie poinformowałeś, kim jest Rogoża?
– A czemu pan tego nie zrobił, Borysie Ignatiewiczu? – Antoni podniósł głowę. – A może chce pan powiedzieć, że to nie pan prowadził dochodzenie w sprawie kijowskich wydarzeń w październiku tysiąc dziewięćset szóstego roku? A może pańska pamięć nie potrafi przechować wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat? Przecież to była analogiczna sytuacja! Niejaki Władimir Sobolew przyjechał do Kijowa z Połtawy, zarejestrował się w Nocnym Patrolu, następnie został zauważony na miejscu zabójstwa pewnej dziwki z wyraźnymi oznakami wampiryzmu, potem znalazł się obok rozgonionego sabatu…
– Po co ja cię właściwie wezwałem? – zastanowił się z udawanym oburzeniem Heser. – Żeby przesłuchać z powodu budzących nieufność kontaktów z Ciemnym czy po to, by wysłuchiwać zarzutów?
– Wezwał mnie pan, Borysie Ignatiewiczu, żeby napić się ze mną piwa. I o coś poprosić.
Heser odetchnął ciężko i pokręcił głową.
– Nie mam zamiaru prosić cię o cokolwiek – dopóki mam prawo rozkazywać.
– Proszę spróbować – rzekł z uśmiechem Antoni. – Rozkaz wykonam bez szemrania. Od – do. Ale chyba nie tego pan potrzebuje? Nie posłusznego, nie przejawiającego inicjatywy wykonawcy?
Heser rozłożył ręce.
– Dobrze. Przekonałeś mnie. Chciałbym cię o coś poprosić, Antoni…
– Najpierw niech pan odpowie… Co z tym zwierciadłem.
– Posłuchaj. Zwierciadła pojawiały się dziewięć razy – mówię o przypadkach udowodnionych i zarejestrowanych w dokumentach, a z tego tylko dwa po naszej stronie. Ostatnie trzy pojawienia się zwierciadeł – po stronie Ciemnych, za każdym razem tam, gdzie widać było znaczącą przewagę sił Światła i planowano… taką czy inną operację na wielką skalę. Jak wiadomo, ze zwierciadłem nie można walczyć, odbija ono dowolny atak magiczny, podnosząc się do poziomu przeciwnika, przed zwykłymi atakami chroni się za pomocą magii. Jedyne, co można zrobić, to dokonać wyboru, kogo się poświęci – któregoś z Wielkich czy dwudziestu drobnych magów.
– I wtedy postanowił pan poświęcić Tygryska i Swietłanę.
– Nic nie postanawiałem! Po pierwsze, aż do śmierci Tygryska nie byłem pewien, że mamy do czynienia ze zwierciadłem! – Heser trzasnął pięścią w stół, rozlewając piwo. – Nie powinno być żadnych ofiar, wszystko miało się skończyć albo pojmaniem Rogoży, co by znaczyło, że to nie żadne zwierciadło, tylko zwykły przyjezdny emisariusz, albo naszym odwrotem. Nie sądziłem, że Tygrysek wybuchnie!
– Zawsze była bardzo impulsywna.
– Nie masz racji. To była energiczna, żywiołowa, ale doskonale nad sobą panująca Inna. I ten jej wybuch… – Heser zamilkł. – Chyba nie doceniłem jej sympatii do Andrieja Tiunnikowa…
– Często się ostatnio spotykali – przyznał Antoni. – Nawet jeździł do niej za miasto, a przecież pan wie, jak Tygrysek ceniła sobie prywatność. I gdy Andriej… Po co on właściwie polazł do tego Rogoży?
– Żeby popisać się przed Tygryskiem. – Heser westchnął. – Ech, chłopcy, dziewczęta, zielono w głowie, popisujecie się przed sobą magią, bojowymi szramami, talizmanami i zaklęciami… Skąd w was tyle ludzkiej głupoty?