Выбрать главу

Niewarowny już otwierał usta, aby coś ostrego powiedzieć, ale rozmyślił się.

- Wywiad miejscowy nie dał mi nic konkretnego — mówił dalej Lewandowski — zaledwie niesprawdzone plotki. W przeciwieństwie do komendanta tamtejszego posterunku MO, nie mogłem się nimi zajmować, bo siedziałem w Warszawie. Dres, w którym znaleziono zabitego, oddaliśmy do szczegółowych oględzin. Dzięki zastosowaniu najnowszych metod, Zakład Kryminalistyki odkrył na ubraniu Kwaskowiaka mikroskopijne ślady mleka. Zwłaszcza na plecach.

Skądinąd było wiadomo, że Kwaskowiak nigdy nie jadł śniadania w dresie. Przedtem się przebierał. Poza tym nie pijał mleka, lecz kawę z mlekiem. A śladów kawy nie znaleziono. Wiedzieliśmy też, że ciało zabitego przewieziono do lasu i tam porzucono pod drzewem. Staraliśmy się rozwiązać zagadkę, jakiego użyto środka transportu. A może wózkiem roznosiciela mleka i stąd ślady tego płynu na plecach dresu?

- Sprytne — mruknął Niewarowny.

- Właśnie w ten sposób dotarliśmy do osoby Stefana

Zborkowskiego. Zainteresował nas także fakt, że Podleśna, jedyna wśród podwarszawskich miejscowości, zdołała zorganizować rozwożenie mleka po domach. Przecież nawet Warszawa z trudem rozwiązuje ten problem. Przyjrzeliśmy się bliżej tej perle mleczarskiej. Zorganizowałem śledzenie każdego kroku roznosiciela. Stosunkowo szybko rozszyfrowaliśmy jego podwójne życie. Biedny mleczarz mieszkający w nędznym pokoiku w Podleśnej i dobrze sytuowany pan, naturalnie o zupełnie innym nazwisku i umiejętnie zmienianym wyglądzie, właściciel pięknego mieszkania w stolicy. Dlaczego facet gra rolę mleczarza?

Obserwując Zborkowskiego, zetknęliśmy się z Elżbietą Dorecką. Ustaliliśmy, że tych dwoje łączą jakieś interesy. A może nie tylko interesy?

Mniejsza o to. Siedząc z kolei Dorecką, poczyniliśmy ciekawe spostrzeżenia. Dziewczyna miała jakieś kontakty z cudzoziemcami. Zawsze z takimi, którzy wracali przez Polskę z południa — z Turcji, Grecji lub z Bułgarii. Nigdy z innymi. Poza tym cała Podleśna aż szumiała, że dziewczyna jest kochanką inżyniera chemika, Janusza Bełkowskiego. Dziwna para. Bełkowski nigdy nie odwiedził swojej damy, chociaż rzekomo to on kupił jej wygodną „chatę” w śródmieściu stolicy. Natomiast w tej kawalerce stałym gościem bywał... mleczarz. Moi wywiadowcy ustalili, że Dorecka dość często odwiedzała willę Bełkowskiego, zawsze przynosząc tam jakieś paczki. Sprawdziliśmy także, że ta pani ma również wykształcenie zawodowe, technika laboranta chemicznego. A że my również czytamy biuletyny „Interpolu” na temat walki z nałogiem, nic dziwnego, że i w moim pokoju zapachniało heroiną.

- A ten krytyczny moment, tam w ogrodzie? - padło pytanie z sali.

- Sprawa prosta. Śledziliśmy dzień i noc zarówno willę chemika jak też każdy krok roznosiciela mleka. Przyznaję się do błędu, moi ludzie nie zwracali uwagi, ile butelek mleka stawia Zborkowski na progu willi Bełkowskiego, nie było to zresztą nam potrzebne. Natomiast wywiadowcy od razu donieśli mi, że major Niewarowny również podejrzewa

mleczarza i śledzi inżyniera. Było to dla mnie nader wygodne, ponieważ niejako osłaniało działalność moich ludzi.

Jednocześnie nie mogłem się nadziwić lekkomyślności komendanta posterunku i coraz bardziej bałem się o jego życie.

- To wcale nie była lekkomyślność z mojej strony — sprostował major. — Pan się mylił.

- Teraz Wiem, że się myliłem — przyznał lojalnie Lewandowski — ale wtedy nie wiedziałem o pańskim hełmie-narciarce i stalowej koszulce- kożuchu. Więc kiedy jeden z wywiadowców doniósł mi, że roznosiciel mleka odbył poufną rozmowę z majorem, zrozumiałem, że Zborkowski wciąga komendanta posterunku w zasadzkę, aby go tak wykończyć, jak jego poprzednika. Długo biłem się z myślami, czy nie ostrzec majora. Znając jednak jego drażliwość i nasze nie najlepsze jak dotychczas stosunki osobiste, postanowiłem sprawę załatwić inaczej. Zborkowski zastawia pułapkę na Niewarownego, ja zastawię na Zborkowskiego. Żeby było jak w tym powiedzeniu: łapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.

Ponieważ orientowałem się, jakie niebezpieczeństwo grozi majorowi Niewarownemu, postanowiłem osobiście interweniować w krytycznej chwili. Dopiero potem

funkcjonariusze MO mieli mi skoczyć z pomocą. Wziąłem

dwóch najlepszych i najsprawniejszych fizycznie. Radiowóz stał na sąsiedniej ulicy. Cały czas utrzymywaliśmy z nimi łączność radiową. Stamtąd dostaliśmy wiadomość, że mleczarz i oficer milicji spotkali się na skrzyżowaniu Brzozowej z Akacjową. Sami zaś leżeliśmy za żywopłotem willi Bełkowskiego.

- Długo?

- Nie. Zajęliśmy swój posterunek przed piątą. Akurat w odpowiednim czasie, żeby nikt nas nie mógł zauważyć. Leżałem na ziemi o trzy metry od furtki, przez którą Zborkowski wprowadzał majora. Kiedy doszli do ściany garażu, natychmiast zerwałem się i podążyłem za nimi. Dopóki mleczarz szedł pierwszy, wiedziałem, że Niewarownemu nic nie grozi.

- Ja też o tym wiedziałem — przytaknął major. — Wiedziałem nawet, że Zborkowski pierwszy zajrzy do okienka, żebym niczego nie podejrzewał.

- Właśnie kiedy mleczarz pochylał się, stałem już przy samym narożniku garażu. O dwa metry od was. Widziałem, jak się zamieniacie miejscami. Wtedy wyszedłem z ukrycia. Byłem pewny, że morderca, zajęty myślą o zabójstwie, niczego i nikogo nie widzi poza swoją ofiarą. Jak ten tokujący głuszec..

- Głuszce nie mordują się wzajemnie, to „obyczaj” ludzi...

- Dostrzegłem — ciągnął swoją opowieść Lewandowski — jak Zborkowski sięga do kieszeni i wyjmuje z niej ciężki francuski klucz. Podnosi go do góry. Wtedy skoczyłem. Uderzenie dłonią w przegub ręki bandyty, klucz leci na ziemię. Chcę obezwładnić mordercę, ale sam otrzymuję cios. Razem padamy na ziemię. Potem kapral Nierobis i moi wywiadowcy unieszkodliwili zabójcę Kwaskowiaka. Na pewno starszy sierżant zginął w ten sam sposób i w tym samym miejscu.

- A co z Dorecką?

- Sprawdziliśmy, że dziewczyna nocuje w Podleśnej. Od wpół do piątej dwóch wywiadowców czekało na nią przed mieszkaniem. Kiedy ukazała się w drzwiach, jeden z nich wyrwał jej torebkę, drugi tak zręcznie obezwładnił, że piękna Elżbietka nie zdążyła nawet krzyknąć. Zanim jeszcze mleczarz z majorem doszli do willi Bełkowskiego, miałem wiadomość, że przy Do- reckiej znaleziono broń i że już skuta siedzi w radiowozie.

- Brawo! — tym razem Niewarowny pogratulował niedawnemu rywalowi.

- Nie wiem i nie przypuszczam, żebyśmy się mogli kiedykolwiek dowiedzieć, kto był inicjatorem zorganizowania produkcji heroiny w Polsce? Czy Stefan Zborkowski sam wpadł na ten pomysł w czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych, czy też któryś z międzynarodowych gangów przemytniczych z własnej inicjatywy nawiązał z nimi kontakt? Faktem jest, że szybko się dogadano i sympatyczny „Stefanek" został ajentem na Polskę z poleceniem zorganizowania tu siatki przemytniczej i sposobów bezpiecznego wywozu wyprodukowanego narkotyku.

- Trzeba przyznać, że Zborkowski dobrze się z tego zadania wywiązał — wtrącił jeden z oficerów.

- Pomysł ulokowania produkcji w Podleśnej i magazynowania heroiny w rurach zagłówków samochodowych nie był głupi — potaknął kapitan. — Poza tym całą siatkę zorganizowano w identyczny sposób, jak to się praktykuje w innych gangach. Każdy członek gangu zna tylko swojego poprzednika, nigdy zaś swojego następcę. Wie tylko, gdzie ma dostarczyć „towar”, ale nie orientuje się, kto jest jego odbiorcą. Właśnie dlatego walka z wszelkimi bandami przemytniczymi jest tak trudna. Chyba nigdy jeszcze „Interpolowi” i policjom państw zachodnich nie udało się dotrzeć do samej „góry” gangu. -Łapie się tylko poszczególnych ludzi.