Maleńkie, identyczne, jak z foremek, domki z czerwonej cegły stojące w szeregach. Przerwy między nimi były tak wąskie, że aby się przedostać, trzeba by przeciskać się bokiem.
Frontowe podwórka składały się głównie z podjazdów prowadzących do garaży dla dwóch samochodów. Komunalne skrzynki pocztowe na skrzyżowaniach. Na maleńkich trawnikach rosły drzewka — zaledwie sadzonki.
Miejsce zbrodni, miejsce zbrodni, miejsce zbrodni, pomyślała Sandra. Tak jest.
Na podjeździe domu oznaczonego numerem sto trzydzieści siedem stał biały samochód policyjny oraz wóz kombi używany przez lekarza sądowego, zaparkowany nieprzepisowo na ulicy. Sandra podeszła do drzwi wejściowych. Były szeroko otwarte.
Zatrzymała się na progu i zajrzała do środka. Ofiara leżała przy wejściu, rozciągnięta na podłodze. Wyglądała na martwą od około dwunastu godzin. Zaschnięta krew na podłodze.
Zobaczyła też to, o czym wspominał protokół. Przypadek okaleczenia.
Pojawił się mundurowy policjant, czarny mężczyzna wyższy od Sandry o więcej niż głowę, co było nie lada osiągnięciem. W szkole średniej zwano ją „Tyką”.
Błysnęła odznaką.
— Inspektor Philo — przedstawiła się.
Policjant skinął głową.
— Proszę go minąć z prawej, pani inspektor — powiedział z mocnym jamajskim akcentem. — Ludzie z laboratorium jeszcze nie przyjechali.
Sandra wykonała jego polecenie.
— Jak się pan nazywa?
— King, pani inspektor. Darryl King.
— A ofiara?
— Hans Larsen. Pracował w reklamie.
— Kto znalazł ciało?
— Żona — odpowiedział, przechylając głowę ku wnętrzu domu. Sandra zobaczyła ładną kobietę w czerwonej bluzce i czarnej skórzanej spódnicy. — Jest z moim partnerem.
— Ma alibi?
— Tak jakby — odparł Darryl. — Pracuje jako zastępca dyrektora w Scotiabank przy rogu Finch i Yonge, ale dziś — kiedy jedna z kasjerek zadzwoniła, że jest chora, cały dzień przesiedziała w kasie. Widziały ją setki ludzi.
— To dlaczego pan mówi „tak jakby”?
— Myślę, że to robota zawodowego zabójcy — stwierdził Darryl. — Nie widać oznak wahania. Kamera skaningowa nie znalazła odcisków palców. Zniknął też dysk z kamery bezpieczeństwa.
Sandra skinęła głową, po czym ponownie spojrzała na ubraną w czerwień i czerń kobietę.
— Mogła to zorganizować zazdrosna żona — zauważyła.
— Możliwe — stwierdził Darryl, spoglądając z ukosa na zwłoki. — Cieszę się, że moja żona mnie lubi.
Kontrola, niezmodyfikowana kopia, śniła.
Noc. Nad głową pokrywa chmur, lecz gwiazdy w jakiś sposób przez nią prześwitują.
Olbrzymie drzewo, sękate i stare — może dąb, a może klon; wydawało się, że są na nim oba rodzaje liści. Po jednej stronie erozja odsłoniła korzenie, całkiem jakby drzewo przeżyło potężną burzę albo gwałtowną powódź. Widać było kulę cienkich wypustek, do których przylegała gleba. Całe drzewo sprawiało wrażenie, jak gdyby za chwilę miało runąć.
Peter wdrapywał się na nie. Chwytał rękoma gałęzie, wspinając się coraz wyżej.
Pod nim Cathy również wchodziła w górę. Wiatr unosił jej spódnicę.
A w dole, daleko w dole jakaś… bestia. Być może lew. Wzniósł się na tylne łapy, opierając się przednimi o pień. Choć była noc, Peter dostrzegał barwę lwiej sierści. Nie była płowa, jak się tego spodziewał, lecz raczej blond.
Nagle drzewo zaczęło się kołysać. Szarpał nim lew.
Gałęzie zatrzęsły się szaleńczo. Peter wspiął się wyżej. Na dole Cathy sięgnęła po kolejny konar, lecz był zbyt daleko. Zdecydowanie zbyt daleko. Drzewo zatrzęsło się raz jeszcze i Cathy runęła w dół…
PRZEGLĄD WIADOMOŚCI SIECIOWYCH
W związku z falą zniknięć młodych kobiet w południowo-wschodniej Minnesocie dziennik „Minneapolis Star” ujawnił dziś, że otrzymał przez e-mail pochodzącą jakoby od mordercy wiadomość, że wszystkie ofiary pochowano żywcem w specjalnych, wyłożonych ołowiem trumnach, całkowicie nieprzezroczystych dla elektromagnetycznego promieniowania, celem uniemożliwienia falom duszy ucieczki.
Badacze z Hagi ogłosili dziś, że udało się im jako pierwszym prześledzić falę duszy wędrującą przez pokój po opuszczeniu ciała zmarłego. „Choć zjawisko jest bardzo trudne do uchwycenia, wygląda na to, że zachowuje spójność na odcinku co najmniej trzech metrów od ciała” — stwierdził Maarten Lely, profesor bioetyki na Uniwersytecie Wspólnoty Europejskiej.
Towarzystwo Puszki Pandory, mające siedzibę w Spokane, w stanie Waszyngton, wystąpiło dziś o uchwalenie ogólnoświatowego moratorium na badania nad falą duszy. „Po raz kolejny nauka wdziera się jak szalona na obszary, na które należy zapuszczać się ostrożnie albo wręcz wcale” — stwierdziła rzecznik towarzystwa, Leona Wright.
Noś duszę na sercu! Nowy ekscytujący wzór biżuterii: fioletowe druciki wyglądające jak fala duszy. Już w sprzedaży! 59.99 USD za jedną, 79.99 za dwie. Zamów jeszcze dziś!
Adwokat Katarina Koenig z Flushing w stanie Nowy Jork zgłosiła dziś pozew w imieniu wszystkich spadkobierców beznadziejnie chorych pacjentów, którzy zmarli w Szpitalu Bellevue na Manhattanie, twierdząc, że wobec odkrycia fali duszy używane przez szpital procedury określające, w której chwili zaprzestać heroicznej interwencji, okazały się nieadekwatne.
Koenig wygrała już podobny proces przeciwko Consolidated Edison w imieniu chorych na raka pacjentów mieszkających w pobliżu linii wysokiego napięcia.
ROZDZIAŁ 26
Teoretycznie praca w Doowap Advertising zaczynała się o dziewiątej. W praktyce oznaczało to, że w kilka minut po tej godzinie ludzie zaczynali zastanawiać się nad przystąpieniem do roboty.
Cathy Hobson jak zwykle przybyła około ósmej pięćdziesiąt. Zamiast standardowych dowcipów wymienianych przy kawie zastała posępny nastrój. Przechodząc przez pozbawione ścianek działowych biuro do swej kabiny, zauważyła na twarzy Shannon, kobiety, która pracowała obok niej, ślady łez.
— Co z tobą? — zapytała ją.
Shannon podniosła wzrok. Oczy miała zaczerwienione. Pociągnęła nosem.
— Słyszałaś o Hansie?
Cathy potrząsnęła głową.
— On nie żyje — oznajmiła Shannon i ponownie się rozpłakała.
Obok przechodził Jonas, ten, którego mąż Cathy nazywał pseudointelektualistą.
— Co się stało? — zapytała go Cathy.
Jonas przesunął dłonią po przetłuszczonych włosach.
— Hansa zamordowano.
— Zamordowano!
— Uhm. Wygląda na to, że ktoś wtargnął do jego domu.
Toby Bailey przysunął się bliżej, wyczuwając, że to skupisko pracowników jest interesujące — pojawił się ktoś, kto jeszcze nic nie słyszał.
— Zgadza się — powiedział. — Wiesz, że wczoraj nie zjawił się w pracy? Nancy Caulfield otrzymała wieczorem telefon od… chciałem powiedzieć „żony”, ale chyba teraz odpowiednim słowem będzie „wdowy”. Zresztą piszą też o nim w porannym „Sun”. Pogrzeb jest w czwartek. Wszyscy, którzy będą chcieli pójść, dostaną wolne.
— Czy to był rabunek? — zapytała Cathy.
Jonas potrząsnął głową.
— W gazecie napisali, że gliny wykluczyły motyw rabunkowy. Wygląda na to, że nic nie zabrano. I… — na twarzy Jonasa pojawiło się niespotykanie wielkie ożywienie — …według nieoficjalnych źródeł ciało było okaleczone.
— O Boże — powiedziała oszołomiona Cathy. — W jaki sposób?