– Co w 1976?
– W eleganckich kręgach Sztokholmu wybuchł skandal. Matka Holma, Greta, opuściła jego ojca, Ottona, dla libańskiego biznesmena, z którym Otto robił interesy. Okazało się, że Ibrahim Jaber, bo tak się nazywał ów biznesmen, wyłudził od Ottona większą część jego majątku. Okradziony i porzucony Otto zastrzelił się przy swoim biurku w końcu lipca 1976 roku.
– Co się stało z Gretą i Holmem?
– Śmierć Ottona nie była końcem tragedii. Okazało się, że Jaber już miał żonę i dzieci i w ogóle nie zamierzał się z Gretą żenić. Wziął pieniądze i zostawił ją. Kilka miesięcy później John po raz pierwszy był notowany przez policję za jakąś nazistowską sprawkę.
– A nienawiść została – powiedziała Erika.
Sięgnęła po torebkę i podała Kjellowi karteczkę.
– Znalazłam wczoraj w domu Holma. Nie rozum nic z tego, ale może coś w tym jest?
Roześmiał się.
– Co to znaczy: znalazłam?
– Mówisz jak Patrik – powiedziała Erika z uśmiechem. – Po prostu sobie leżała. To zwykła notatka na brudno, nie zauważy jej braku.
– Przyjrzyjmy się. – Kjell zsunął z czoła okulary. – Gimle – odczytał głośno i zmarszczył brwi.
– Co to znaczy? Nigdy nie słyszałam tego słowa. To jakiś skrót?
Kjell potrząsnął głową
– Według mitologii nordyckiej Gimle nastąpi po Ragnaröku [18]. To coś w rodzaju nieba albo raju. Pojęcie znane i używane w środowisku neonazistów. Jest to również nazwa stowarzyszenia kulturalnego. Oni twierdzą, że są politycznie niezależni, ale wątpię. W każdym razie są hołubieni zarówno przez Przyjaciół Szwecji, jak i przez Duńską Partię Ludową.
– Czym się zajmują?
– Przywracają, jak sami twierdzą, poczucie wspólnoty i dumy narodowej. Interesują ich stare szwedzkie zwyczaje, tańce ludowe, staroszwedzka poezja, zabytki historyczne i inne takie. Co współbrzmi z ideą Przyjaciół Szwecji kultywowania szwedzkich tradycji.
– Więc słowo Gimle mogłoby wskazywać na to stowarzyszenie, tak? – Wskazała na kartkę.
– Trudno zgadnąć. To może być cokolwiek. Poza tym nie wiadomo, co znaczą te cyfry. 1920211851612114. A potem jeszcze 5 08 1400.
Erinka wzruszyła ramionami.
– Też nie mam pojęcia. Równie dobrze mogą to być nic nieznaczące bazgroły. Wygląda, jakby napisano w pośpiechu.
– Możliwe – powiedział Kjell. Machnął kartką. – Mogę zatrzymać?
– Oczywiście. Tylko zrobię zdjęcie komórką. A nuż przyjdzie mi do głowy genialny pomysł i nagle to rozszyfruję.
– Racja.
Podsunął jej kartkę, zrobiła zdjęcie. Potem uklękła na dywanie i zaczęła sprzątać po dzieciach.
– Masz pomysł, co z tym zrobić?
– Jeszcze nie, ale wiem, w jakich archiwach szukać.
– Jesteś pewien, że to nie są bazgroły?
– Nie jestem, ale zawsze warto spróbować.
– Odezwij się, gdybyś się czegoś dowiedział. Ja też zadzwonię, jeśli znajdę coś nowego. – Lekko popchnęła dzieci do drzwi.
– Jasne, do usłyszenia – powiedział, sięgając po telefon.
Typowe. Raz się spóźnił i zrobiła się afera na cały komisariat. A kiedy Patrika nie ma pół dnia, nikt nawet nie mrugnie okiem. Erika zadzwoniła poprzedniego wieczoru, żeby mu opowiedzieć o spotkaniach z Ove Linderem i Johnem Holmem. Bardzo chciał pojechać z Patrikiem do Kreutza. Westchnął nad niesprawiedliwością losu i wrócił do swojej listy.
Zadzwonił telefon, rzucił się na słuchawkę.
– Flygare, słucham.
– Gösta, dzwoni Torbjörn – powiedziała Annika. – Przyszły wyniki pierwszej analizy krwi. Chciał rozmawiać z Patrikiem, ale może ty byś mógł?
– Oczywiście.
Gösta słuchał uważnie i pilnie notował, chociaż wiedział, że Torbjörn prześle kopię faksem. Raporty były jednak pisane skomplikowanym językiem. Łatwiej było je zrozumieć, gdy Torbjörn wyjaśnił osobiście.
Kiedy odkładał słuchawkę, ktoś zapukał do otwartych drzwi.
– Annika mi powiedziała, że właśnie dzwonił Torbjörn. Co powiedział? – spytał z zaciekawieniem Patrik. W oczach miał smutek.
– Stało się coś? – spytał Gösta. Patrik usiadł ciężko.
– Byłem u Martina, dowiedzieć się, co u niego.
– I co?
– Bierze urlop. Na początek trzy tygodnie. Potem zobaczymy.
– Dlaczego? – Gösta się zaniepokoił. Zdarzało się wprawdzie, że komenderował Martinem, ale lubił go. Nie znał nikogo, kto by nie lubił Martina Molina.
Patrik powtórzył, czego się dowiedział o chorobie Pii. Gösta połykał łzy. Biedny chłopak. I jeszcze ta malutka, tak szybko zostanie bez mamy. Odwrócił się i zaczął szybko mrugać. Przecież nie będzie płakać w pracy.
– Musimy sobie poradzić bez Martina – podsumował Patrik. – Więc co ci powiedział Torbjörn?
Gösta dyskretnie wytarł oczy i odchrząknął. Odwrócił się i zajrzał do notatek.
– Państwowe Laboratorium Kryminalistyczne potwierdza, że to ludzka krew. Ale próbki są na tyle stare, że nie udało się odtworzyć profilu DNA, żeby go porównać z krwią Ebby. Nie ustalono również, czy to krew jednej, czy wielu osób.
– Okej. Czyli tak jak myślałem. A pocisk?
– Torbjörn pokazał go wczoraj znajomemu, ekspertowi od broni palnej. Facet zrobił pobieżną analizę. Nie ma zgodności z pociskami pochodzącymi z niewyjaśnionych zabójstw.
– Człowiek zawsze się łudzi – powiedział Patrik.
– Tak. Kaliber dziewięć milimetrów.
– Dziewięć milimetrów? Nie można powiedzieć, żeby nam to zawęziło poszukiwania.
– Rzeczywiście. Ale Torbjörn powiedział, że na pocisku są wyraźne rysy, więc ten facet ma go zbadać dokładniej. Może uda się określić rodzaj broni, z której został wystrzelony. Gdybyśmy znaleźli broń, byłoby z czym porównywać.
– Pozostaje tylko ta błahostka: odnalezienie broni. Na ile dokładnie przeszukaliście dom i okolicę?
– Wtedy, w 1974?
Patrik przytaknął.
– Staraliśmy się, jak mogliśmy – odparł Gösta. – Mieliśmy mało ludzi, ale można powiedzieć, że przeczesaliśmy całą wyspę. Gdyby broń gdzieś porzucono, na pewno byśmy ją znaleźli.
– Pewnie leży na dnie morza.
– Pewnie tak. Nawiasem mówiąc, zacząłem już dzwonić do byłych uczniów, jak dotąd bez rezultatu. Do wielu się nie dodzwoniłem. Nic dziwnego, sezon urlopowy, pewnie wyjechali.
– Dobrze, że się za to zabrałeś – powiedział Patrik, przeciągając dłonią po włosach. – Gdyby któryś z nich zainteresował cię szczególnie, możemy się do niego wybrać.
– Są rozrzuceni po całej Szwecji – odparł Gösta. – Musielibyśmy się nieźle najeździć, gdybyśmy z każdym chcieli rozmawiać osobiście.
– Zastanowimy się, kiedy będzie wiadomo, ilu może wchodzić w grę. – Patrik podszedł do drzwi. – Może po lunchu pojedziemy do Leona Kreutza? On na szczęście mieszka niedaleko.
– Dobrze. Miejmy nadzieję, że rozmowa z nim przyniesie więcej niż wczorajsze przesłuchania. Meyer był tak samo zamknięty w sobie jak wtedy.
– Rzeczywiście, trzeba było z niego wyciągać każde słowo. A ten Mansson to śliski typ – powiedział Patrik, wychodząc.
Gösta odwrócił się i zaczął wybierać kolejny numer. Nie znosił rozmawiać przez telefon i gdyby nie chodziło Ebbę, zrobiłby wszystko, żeby tego uniknąć. Dobrze, że część rozmów wzięła na siebie Erika.
– Gösta! Chodź na chwilę – zawołał Patrik.
W korytarzu stał Mårten Stark, z zaciętą miną i foliową torebką w ręku. Było w niej coś, co wyglądało na pocztówkę.
– Mårten chce nam coś pokazać – powiedział Patrik.