Zapadła się w ciemność.
Ojciec nauczył go, jak się robi interesy. W tej dziedzinie Lars Ake „Lovart” Mansson był legendą. Sebastian zawsze podziwiał ojca. Lovartem [19] został dzięki swojemu powodzeniu w interesach i temu, że potrafił się wykaraskać z najgorszych tarapatów. Mówiło się, że Lars Ake może pluć pod wiatr i nie spadnie mu na twarz ani kropla śliny.
Lovart twierdził, że bardzo łatwo zmusić człowieka, żeby robił, czego się od niego chce. Podstawowa zasada jest taka sama jak w boksie: trzeba znaleźć najsłabszy punkt przeciwnika i atakować tak długo, aż będzie można unieść ręce w geście zwycięstwa. Albo, tak jak on, zgarnąć główną wygraną. Ale ten sposób robienia interesów nie przysporzył mu ani popularności, ani szacunku. Kwitował to słowami: szacunkiem się nie najesz.
Stało się to również dewizą jego syna. Sebastian zdawał sobie sprawę, że jedni go nienawidzą, a inni, i tych jest jeszcze więcej, się go boją. Ale popijając przy basenie zimne piwo, zupełnie się tym nie przejmował. Na przyjaźniach mu nie zależało. Posiadanie przyjaciół oznaczało konieczność godzenia się na kompromisy i dzielenia się z kimś władzą.
– Tato, chcemy się z chłopakami wybrać do Strömstad, ale nie mam pieniędzy. – Jon stał przed nim w samych kąpielówkach i patrzył błagalnie.
Sebastian osłonił dłonią oczy i spojrzał na syna. Elisabeth czasem narzekała, że rozpuszcza chłopaka i jego o dwa lata młodszą siostrę Jossan, ale on tylko parskał. Surowe wychowanie, egzekwowanie zasad i tak dalej – to dobre dla zwykłych Svenssonów, nie dla nich. Dzieciaki mają wiedzieć, co życie ma do zaoferowania, że należy brać, co się chce. Kiedy przyjdzie pora, weźmie Jona do firmy i nauczy go wszystkiego, czego sam się nauczył od swojego ojca. A na razie niech się chłopak bawi.
– Weź moją złotą kartę. Jest w portfelu, w przedpokoju.
– Super. Dzięki, ojciec! – Jon szybko pobiegł do domu, jakby się bał, że Sebastian zmieni zdanie.
Na turnieju tenisowym Swedish Open w Bastad też miał złotą kartę ojca. Rachunek wyniósł siedemdziesiąt tysięcy koron. Ale to drobiazg, jeśli to może pomóc Jonowi utrzymać odpowiednią pozycję w szkole w Lundsbergu. Pogłoski o zamożności jego ojca szybko zapewniły mu wielu kolegów, takich, którzy w przyszłości zostaną ludźmi wpływowymi.
Lovart wpoił Sebastianowi, że trzeba nawiązywać odpowiędnie znajomości, że są one znacznie ważniejsze od przyjaciół. Posłał go do szkoły na Valö, gdy poznał nazwiska uczniów. Przeszkadzało mu tylko, że jest tam również t e n Ż y d e k, jak go nazywał. Chłopak nie miał ani pieniędzy, ani rodziny, którymi mógłby u pochwalić. Jego obecność psuła opinię szkoły. Ale gdy Sebastian wracał pamięcią do tamtych odległych czasów, przypominał sobie, że bardzo Josefa lubił. Miał energię i upór, tak jak on.
Dziś, gdy szalony pomysł Josefa połączył ich na nowo, musiał przyznać, że podziwia go za to, że jest gotów zrobić wszystko, żeby osiągnąć cel. Fakt, że mają odmienne cele, nie miał w tym wypadku znaczenia. Wiedział, że przebudzenie będzie brutalne, ale czuł, że Josef w głębi duszy też to wie. Ale, jak się to mówi, nadzieja umiera ostatnia. Josef zdawał sobie sprawę, że musi robić to, co chce Sebastian. Wszyscy muszą.
To, co się ostatnio działo, bez wątpienia było bardzo ciekawe. Plotka, że znaleziono coś na Valö, rozeszła się szybko, ale to zaczęło się wcześniej, zaraz po powrocie Ebby. Ludzi ciekawiło wszystko, co się wiązało z tamtą historią, a teraz jeszcze włączyła się policja.
Sebastian w zamyśleniu obracał w ręce szklankę z piwem. Potem dla ochłody przytknął ją do piersi. Był ciekaw, co tamci myślą o tym, co się dzieje, i czy do nich też przyszła policja. Z podjazdu dobiegł ryk ruszającego porsche. Proszę, gówniarz podwędził kluczyki do samochodu. Leżały obok portfela. Uśmiechnął się. Chłopak z fantazją. Lovart byłby z niego dumny.
Od powrotu z Valö bez przerwy rozważała rozmaite pomysły na urządzenie pensjonatu. Rano po prostu wyskoczyła z łóżka. Dan się z niej podśmiewał, ale widziała w jego oczach, że bardzo go cieszy jej zapał.
Minie jeszcze sporo czasu, zanim na serio będzie się mogła zabrać do roboty, ale chciała zacząć natychmiast Ledwie mogła się powstrzymać. W tym domu było coś pociągającego. Może dlatego, że Mårten odniósł się do jej pomysłów z takim entuzjazmem. W oczach miał coś w rodzaju podziwu. Anna po raz pierwszy od dawna poczuła się interesująca i kompetentna. Gdy zadzwoniła, żeby zapytać, czy może przyjechać, żeby zrobić pomiary i zdjęcia, odparł, że będzie więcej niż mile widzianym gościem.
Brakowało jej go, kiedy mierzyła odległość między oknami w ich sypialni na piętrze. Kiedy go nie było, atmosfera była zupełnie inna. Zerknęła na zajętą malowaniem futryny Ebbę.
– Nie dokucza ci samotność?
– Raczej nie, lubię ciszę i spokój.
Odpowiadała niechętnie, ale cisza w pokoju przytłaczała tak bardzo, że Anna musiała mówić.
– Masz jakiś kontakt z rodziną? Mam na myśli rodzinę biologiczną.
Powinna się ugryźć w język. Ebba mogła to uznać za bezczelność. Może zacząć ją traktować z jeszcze większą
– Nie mam żadnej.
– Badałaś historię swojej rodziny? Chyba jesteś ciekawa, kim byli twoi rodzice?
– Do tej pory mnie to nie ciekawiło. – Ebba przestała malować, stała z pędzlem w górze. – Ale odkąd tu przyjechałam, zaczęłam o tym myśleć.
– Erika ma jakieś materiały.
– Wiem, mówiła mi. Chciałabym się kiedyś do niej wybrać i obejrzeć, ale nie mogę się zebrać. Tu jest tak spokojnie, że utknęłam.
– Widziałam, że Mårten wybierał się do Fjällbacki.
Ebba kiwnęła głową.
– Tak, stale kursuje tam i z powrotem. Po zakupy, odbiera pocztę i załatwia różne sprawy. Próbuję wziąć się w garść, ale…
Anna już chciała spytać o ich zmarłe dziecko, ale nie zdobyła się na to. Sama ciężko przeżywała żałobę i nie potrafiłaby rozmawiać o swojej tragedii. Dziwiło ją jednak, że w całym domu nie ma po nim śladu. Żadnych zdjęć, nic, co by przypominało, że kiedyś byli rodzicami. Tylko w oczach mieli coś takiego, co widywała w lustrze.
– Erika mówiła, że spróbuje się dowiedzieć, co się stało z rzeczami moich rodziców. Przecież mieszkając tutaj, musieli mieć mnóstwo rozmaitych przedmiotów. Fajnie byłoby coś znaleźć, na przykład z mojego dzieciństwa. Ubranka i zabawki. Takie jak te, które zachowałam po… – Przerwała i wróciła do malowania. W ciszy słychać było szuranie pędzla. W równych odstępach czasu schylała się i maczała go w puszce białej farby.
Gdy z dołu dobiegł głos Mårtena, zastygła.
– Ebba?
– Jestem na górze.
– Potrzebujesz czegoś z piwnicy?
Ebba wyszła na schody.
– Puszkę białej farby. Jest Anna.
– Widziałem jej łódkę! – odkrzyknął Mårten. – Przyniosę ci tę farbę. Mogłabyś w tym czasie zaparzyć kawę?
– Okej. – Ebba zwróciła się do Anny: – Ty też się napijesz, prawda?
– Bardzo chętnie. – Anna zaczęła składać miarkę.
– Możesz mierzyć dalej, jeśli chcesz. Zawołam, kiedy kawa będzie gotowa.
– Dziękuję, w takim razie mierzę. – Rozłożyła miarkę i starannie zapisała coś na szkicu. Dzięki temu będzie jej łatwiej.
Pracowała w skupieniu. Słyszała, jak Ebba krząta się w kuchni. Dobrze będzie się napić kawy. Najlepiej w cieniu, bo tu, na piętrze, zrobiło się nieznośnie gorąco. Koszulka kleiła jej się do pleców.
Nagle usłyszała huk i głośny krzyk. Drgnęła, miarka wypadła jej z rąk. Kolejny huk. Bez zastanowienia zbiegła na dół. Ślizgała się po wytartych stopniach. Omal się nie przewróciła.