Выбрать главу

– No, nie przesadzaj z tymi komplementami, Kari. Dobrze wiem, ze moje rzadko nadawane imię doskonale do mnie pasuje [1].

Nie wytrzymałam:

– Zgoda, jesteś brzydki jak troll. Teraz zadowolony?

Mrugnął do mnie zaczepnie.

– Nie. Mów mi, proszę, ciągle, jaki ze mnie przystojny gość. W końcu może w to uwierzę.

Roześmiałam się. Dobrze mi było w jego towarzystwie. Zdałam sobie sprawę, że przez minione lata naprawdę brakowało mi jego humoru, serdeczności, ciepła. Szybko dostrzegłam jednak, że Grim zmienił się nie tylko z wyglądu. Stał się dużo pewniejszy, swobodniejszy, ale jednocześnie wyczuwałam między nami jakiś niewidzialny mur. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.

Skręciliśmy w dróżkę prowadzącą do naszego domu.

– A co słychać u was? – zapytałam.

– Nie najlepiej – odparł niechętnie.

– Jak to, co ty mówisz?

– Nie denerwuj się. U mnie w porządku. Mam na myśli rodzinę Moe.

– Ostatnio dostałam od Erika kartkę. Wydała mi się niepokojąca, dlatego tu jestem. Ale chyba nie stało się nic złego?

Grim zerknął na mnie ukradkiem.

– Z Erikiem nie, ale… – Grim przerwał na chwilę, po czym rzekł z powagą: – Jutro jest pogrzeb kapitana.

– Kapitan nie żyje? Co się stało?

– Podobno zmarł na zawał – wyjaśnił krótko.

Umilkłam. Ta tragiczna wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.

Tymczasem dojechaliśmy na miejsce i Grim zatrzymał wóz na podjeździe.

– No, Kari, jesteś w domu.

– Dziękuję. Spotkamy się później? Chciałabym z tobą porozmawiać.

– Jak długo zostaniesz z nami?

Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.

– Nie zamierzam wyjeżdżać. Zostaję na dobre, Grim.

Odwrócił się nagle i szybko wsiadł do samochodu. Bez słowa skinął mi na pożegnanie głową i zatrzasnął drzwi, po czym wycofał samochód i odjechał.

Uśmiech zastygł mi na ustach. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mojego najlepszego kolegi tym razem nie ucieszył mój powrót do domu.

ROZDZIAŁ II

Tego dnia nic mi się nie układało, choć miał to być dzień naprawdę szczęśliwy. Najpierw najadłam się wstydu na stacji, a potem Grim tak niegrzecznie mnie potraktował.

Postanowiłam jednak otrząsnąć się z przygnębienia. Poprawiłam włosy, rozejrzałam się dookoła i z lubością wciągnęłam rześkie kwietniowe powietrze. Ze wszystkich miejsc na ziemi najbardziej kochałam moje rodzinne miasteczko, Åsmoen. Wokół rozpościerał się malowniczy krajobraz, którego widok zwykle dodawał mi sił.

Po gorącym przyjęciu, jakie zgotowali mi w domu rodzice, zapomniałam o troskach. Wkrótce w pokoju gościnnym mama nakryła do stołu. Promienie słoneczne jakby mimochodem zaglądały do okien, rzucając na obrus błękitnoróżowe cienie. Rodzice, choć nie byli zachwyceni tym, że przerwałam studia, nie robili mi z tego powodu wyrzutów. Mama ubolewała, że schudłam, ale chwaliła mnie za elegancki ubiór. Tata był po prostu w siódmym niebie, cieszył się, że wreszcie jestem w domu.

Wypytywali mnie o najdrobniejsze szczegóły, a ja chętnie o wszystkim opowiadałam. Na koniec zapytałam:

– Czy to prawda, co mówił Grim, że kapitan Moe nie żyje?

Mama spuściła ze smutkiem wzrok.

– Więc i ty już wiesz. Pan Moe zmarł w poniedziałek. Nie chciałam cię denerwować.

– Opowiedz, co się stało?

Mama zwlekała z odpowiedzią.

– Właściwie nie bardzo jest co opowiadać. Rodzina znalazła go martwego nad ranem w łóżku. Lekarz potwierdził, że to zawał. Chociaż…

– Chociaż co? – spytałam zaciekawiona.

– No, nie wiem. Stało się to tak nagle i akurat w takim momencie…

– Anno! – ostrzegł żonę pan Land.

Reakcja rodziców zaskoczyła mnie, ale ponieważ nic więcej nie chcieli mi na ten temat powiedzieć, dałam za wygraną.

– Czy Erik bardzo przeżywa śmierć ojca?

Tata westchnął.

– Tak mi się wydaje – rzekł, po czym zaraz dodał: – Szkoda mi chłopca, będzie się teraz sam z nimi męczył.

– A więc Olsenowie nadal u nich mieszkają?

– A i owszem – odparł ojciec z goryczą. – Mieszkają, mieszkają i wcale nie mają zamiaru się wyprowadzać.

– A pan Olsen gdzieś pracuje?

– Hm – tata podrapał się po głowie. – Mówią, że jest dyrektorem zakładu, należącego do kapitana Moe. Produkują tam części do maszyn i urządzeń. Ale jaki tam z niego dyrektor! Nic, tylko krzyczy i wydaje dyspozycje. Mam wrażenie, że Moe nie mógł wybrać sobie gorszego zastępcy. Olsenowi przewróciło się w głowie, tyle zarabia w tym zakładzie.

– A Oskar?

– Z niego też niezły gagatek – westchnął ojciec.

Mogłam się tego spodziewać. Oskar zawsze robił na mnie wrażenie spryciarza i lawiranta, dlatego nigdy go nie lubiłam.

– Terje także zjawił się w domu – powiedziała mama. – Odbywa teraz praktykę w biurze prokuratora pod bacznym okiem swojego wuja.

– Studiuje prawo. Właśnie przyucza się do zawodu – roześmiał się ojciec. – Ostatnio widziałem, jak wywija szczotką, zamiatając podłogę, poza tym od czasu do czasu biega do sklepu po zakupy.

– A Arnstein?

– Arnstein to już zupełnie dorosły mężczyzna. Od jesieni ma rozpocząć pracę w szkole. Będzie uczył matematyki i chyba jest bardzo przejęty swoją nową rolą. Podobno studia ukończył z bardzo dobrymi wynikami.

– Wygląda więc, że tym razem wszyscy są w domu! Powiedzcie mi jeszcze, co u Inger. Czy nadal pracuje w sklepie?

– No, nie… Chyba po prostu pomaga mamie – odparła z wahaniem matka, po czym szybko zmieniła temat: – Kari, może jeszcze kawy?

– Nie, mamo, dziękuję. Opowiem wam teraz, co mi się dzisiaj przytrafiło na dworcu. Wyobraźcie sobie, że wpadł mi w oko pewien młody, wyjątkowo przystojny mężczyzna. Pierwszy raz go tu widzę, może wy wiecie, kto to taki?

– Kari, dziecinko! Myślisz, że znamy każdego, kto się kręci w miasteczku? – spytał ojciec, uśmiechając się pod nosem. – To pewnie jakiś turysta.

– Raczej nie sądzę. Jest wysoki, ma miedzianobrązowe kręcone włosy i ciemne oczy – odparłam z rozmarzeniem.

– Miedzianobrązowe włosy? – mama zastanawiała się chwilę. – Nie, chyba nikogo takiego tutaj nie spotkałam. Nic innego nie zwróciło twojej uwagi?

– Owszem, odbierał z poczty potężną stertę korespondencji.

W tym momencie twarz mamy rozjaśniła się w uśmiechu:

– A, jeśli tak, to pewnie ktoś ze szpitala. Tam ciągle przyjmują do pracy nowych ludzi. Może jakiś lekarz.

Lekarz? Całkiem możliwe. I już zaczęłam wyobrażać sobie nieznajomego w białym kitlu. Usiłowałam sobie przypomnieć, czy coś mi czasem nie dolega, ale jak na złość byłam zdrowa jak ryba. Pobyt w szpitalu z pewnością mi nie groził.

– No trudno. Niech sobie będzie, kim chce. Wiecie, jak to jest ze mną: nowa twarz zawsze wpadnie mi w oko.

– Właśnie, córeczko – powiedział ojciec. – Naprawdę masz świetny wzrok – dodał nieco ironicznie.

Pogroziłam mu palcem. Ojciec zawsze lubił żartować i dlatego u nas w domu zwykle panował wesoły nastrój. Ojciec budził zaufanie ludzi; od razu było po nim widać, że to pogodny i życzliwy mężczyzna. Mama, skryta, cichutka i skromna, stanowiła jego całkowite przeciwieństwo. Była drobną, lecz pełną uroku kobietą o regularnych rysach. Do dziś zachowała urodę, choć dawno przekroczyła czterdziestkę. Tata twierdził, że przed laty o względy mamy ubiegali się niemal wszyscy chłopcy z okolicznych miasteczek. Zawsze łudziłam się, że odziedziczę po niej delikatne rysy. Niestety, choć moi przyjaciele często chwalili mnie za różne zdolności, to nigdy nie usłyszałam, że jestem ładna. Taki już, widać, mój los.

вернуться

[1] Grim – brzydki, okropny (przyp. tłum.).