Lien Hua zapomniał na chwilę o polityce światowej i pomyślał o swojej rodzinie. Jego żona, Po, była drobnej budowy i lekarze nigdy nie podejrzewali, że urodzi bliźniaczki. Prawo chińskie pozwalało mieć tylko jedno dziecko i bliźniaki rozdzielono. Ale przełożony Liena, admirał Czu Hua-Feng, z własnej inicjatywy zwrócił się o interwencję do sztabu generalnego Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Wojsko miało ogromne wpływy, toteż władze cywilne pozwoliły Lienowi i Po zatrzymać obie dziewczynki. Dobra wiadomość nadeszła w momencie, gdy zatwierdzono ostateczny projekt okrętu podwodnego klasy Julang, i Czu mianował Liena dowódcą pierwszej jednostki tego typu. Niebiosa uśmiechnęły się do Liena. Właśnie wtedy odnalazł swoją wiarę w Moc Życia Wszechświata i poczuł, że płynie z prądem przeznaczenia, który doniósł go do tej chwili, gdy dokona zemsty Chin na siłach morskich Zachodu. Miłość do ojczyzny i nienawiść do wrogów splatały się w nim jak dwa węże.
Znów spojrzał na chronometr. Dochodziła północ czasu pekińskiego. Przyłożył do ucha słuchawkę telefonu i zadzwonił do kajuty pierwszego oficera. Odpowiedział mu zaspany głos Czou Pinga.
– Obejmijcie stanowisko dyżurnego oficera dowodzącego – rozkazał Lien Hua. – Ja udaję się na spoczynek. Obudźcie mnie przy dwóch dzwonkach drugiej wachty.
– Tak jest. Jakieś rozkazy dla mnie, kapitanie?
– Tylko standardowe dla tej misji, kolego pierwszy. Wykryć wroga i miażdżyć, dopóki nie skona, wyjąc z bólu.
Admirał Kelly McKee szedł wolno wzdłuż nabrzeża, zatopiony w rozmowie ze swoją szefową sztabu, Karen Petri. Mimo wcześniejszego ostrzeżenia, że są śledzeni, Kelly przyjechał swoim samochodem służbowym z flagami na błotnikach. Obserwujący ich ludzie już wiedzieli, że coś się dzieje, gdyż wszystkie okręty podwodne z wyjątkiem Hammerheada wyszły w morze. Baza w Norfolk wyglądała na opuszczoną.
McKee kazał kierowcy zatrzymać się przy ogrodzeniu, a nie obok przycumowanego Hammerheada. Chciał najpierw zobaczyć okręt z daleka, a potem patrzeć, jak rośnie w oczach. Gdyby był ze sobą szczery, musiałby przyznać, że uwielbia wysokiej jakości stal, uranową instalację paliwową i elektronikę, wszystkie elementy, które składały się na pierwszy okręt podwodny klasy Virginia. Wiedział, że nigdy nie zapomni chwili, kiedy pierwszy raz go zobaczył, tego dnia, gdy przechrzcił go na Hammerheada na cześć okrętu podwodnego swojego pradziadka z czasów II wojny światowej i okrętu klasy Pirania swojego ojca z okresu zimnej wojny. Zdjęcie wiszące w domowym gabinecie McKee pokazywało cztery pokolenia jego rodziny na pokładzie kutra rybackiego. Pięcioletni McKee dumnie trzymał palcami rozwartą szczękę rekina młota, którego złowili, za nim stali uśmiechnięci jego przodkowie. Kiedy Patton poprosił go o wypłynięcie nowym okrętem podwodnym w morze – jeszcze przed całkowitym ukończeniem budowy – McKee postawił tylko jeden warunek: zmiana nazwy. Admirał Patton, choć niechętnie, zgodził się.
A teraz McKee znowu patrzył na ten okręt, który podlegał jego dowództwu jak wiele innych jednostek, ale pamiętał, że karierę kapitana ma już za sobą. Codziennie cierpiał z tego powodu niczym były kosmonauta, który kiedyś odwiedzał inny świat, chodził po Księżycu, a kiedy to się skończyło, jakby utracił swoją tożsamość. Został admirałem, mając dopiero czterdzieści trzy lata, co można byłoby uznać za uśmiech losu. Ale przeżycia, których doznawał, pełniąc obecne obowiązki, nie mogły się równać z tymi wspaniałymi emocjami i wrażeniami, jakich mu dostarczało dowodzenie atomowym okrętem podwodnym. Gdy nadszedł czas, gdy musiał wybrać okręt podwodny na swoją platformę dowodzenia w zbliżającej się wojnie, McKee poczuł się rozdarty wewnętrznie. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu, żeby wziął mniej skuteczny okręt, nie pozbawiał podwodnych sił uderzeniowych jednostki bojowej pierwszej kategorii i pozwolił kapitanowi skorzystać z doświadczenia admirała. Ale w tej misji nie chodziło o znalezienie kiepskiego okrętu i tak naprawdę żadna jednostka nie odstawała od pozostałych. Wszystkie atomowe okręty podwodne były jednostkami bojowymi i żaden kandydat nie wyróżniał się na tyle, by należało wybrać właśnie jego. Więc McKee zdecydował się na okręt, który wciąż śnił mu się po nocach, okręt swojej przeszłości.
Kiedy podszedł bliżej do smukłego Hammerheada, poczuł bolesne ukłucie w sercu jak na widok byłej ukochanej. Zatrzymał się pięćdziesiąt metrów od rufy i opadły go wspomnienia. Próbował się od nich uwolnić i zmusić do patrzenia na okręt jak na maszynę. Z czarnej wody wystawał pionowo ster, kadłub nad powierzchnią wyginał się lekko do góry ku dziobowi. Elektryk przy otwartym włazie rufowej komory ewakuacyjnej obserwował, jak bom z kablami zasilania wraca wolno na nabrzeże niczym wysięgnik paliwowy do tankowania rakiety, cofający się do wieży startowej tuż przed odpaleniem. Kadłub przed włazem tworzył idealny cylinder o czarnej, gładkiej płaszczyźnie górnej, powłoka wyglądem przypominająca skórę rekina obniżała tarcie powierzchniowe i pochłaniała dźwięki sonaru. Trzydzieści metrów dalej w kierunku dziobu wyrastał wysoki kiosk przypominający prostą płetwę. Miał pionową krawędź przednią i tylną, a część środkową w kształcie kropli, z jego szczytu wystawały trzy maszty z opływowymi osłonami w czarnoszarych barwach ochronnych. McKee mógł dostrzec stalowe relingi lotnego mostka nad kokpitem z pleksiglasową szybą, przed kioskiem widział otwarty dziobowy właz wejściowy, a dalej dziób w kształcie pocisku opadający do wody. Nie ma dwóch zdań, pomyślał, ten okręt jest piękny.
– Panie admirale? – zadudnił z daleka czyjś głos.
McKee wrócił myślami do chwili obecnej i zobaczył atletyczną sylwetkę komandora Kiethana Judisona. Oficer stał przed nim na baczność z dłonią przy daszku czapki. Judison walczył kiedyś z nadwagą, mówił zbyt głośno i nosił wyjątkowo bujną czuprynę. Ale najwyraźniej zrzucił kilka kilogramów, był teraz krótko ostrzyżony i pozostał mu już tylko jeden znak rozpoznawczy – głos o brzmieniu syreny okrętowej. McKee też stanął na baczność i zasalutował. Potem uśmiechnął się szeroko do swojego dawnego nawigatora, który obecnie dowodził okrętem.
– Wspaniale znów cię widzieć, Kiethan – powiedział. – I z góry przepraszam za to, że pasażer z admiralicji będzie trochę ci utrudniał zachowanie twojego stylu bycia. Wiesz, że tego nie cierpiałem, kiedy byłem oficerem dowodzącym.
– Wiem, admirale – odrzekł kapitan Hammerheada – ale to co innego. Tym razem to pan. I teraz najgorszy okręt podwodny w całej flocie będzie tylko gorszy od innych. Witam na pokładzie, sir. Miło panią znów widzieć – zwrócił się do swojego byłego oficera wykonawczego. Karen Petri uśmiechnęła się do niego i zasalutowała. – Chcą państwo zwiedzić okręt?
– Chcielibyśmy na pewno, komandorze – odparł McKee, zerknął na zegarek i skrzywił się – ale musimy już wypływać. Oprowadzisz mnie, kiedy się zanurzymy.
Judison wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Chodźmy więc – powiedział.
Gdy wartownik na pokładzie obwieścił o ich przybyciu, Judison krzyknął:
– Oficer pokładowy, podnieść trap!
Trap uniósł się cicho z pokładu i spoczął na nabrzeżu. Hammerheada łączyły teraz z lądem tylko cumy. Troje oficerów zeszło po drabince włazu dziobowego. McKee uśmiechnął się. Ostry zapach instalacji elektrycznych, jasne światło fluorescencyjne, warkot wentylatorów i buczenie inercyjnego systemu nawigacyjnego – wszystko to sprawiło, że poczuł się, jakby powrócił do domu. Judison zaprowadził gości do kajuty dla VIP-ów, gdzie na kojach podobnych do łóżek w przedziale wagonu sypialnego leżały już ich rzeczy.