Pierwsze wystrzelone torpedy będą krążyły w odległości czterech i pół tysiąca metrów od nas, dopóki cała partia trzynastu pocisków nie znajdzie się w wodzie. Potem wszystkie popłyną dalej ze średnią szybkością na dystansie do gotowości, wprowadzimy wachlarz kierunków, żeby nie doszło do kolizji między nimi. Po namierzeniu celów przyspieszą do dużej szybkości i zdetonują o czasie zero. Kiedy tylko torpedy opuszczą swoje orbity i ruszą w kierunku grupy bojowej, wystrzelimy pociski Vortex. Są sześciokrotnie szybsze od Mark 58, więc Cyclops skoordynuje ich odpalanie, tak że trafią w cele o czasie zero. Pójdą po trajektorii bumerangu na wschód od trasy chińskich okrętów, żeby nie naprowadziły się na torpedy lub nie zakłóciły ich sonarów poszukiwawczych.
Ponieważ wystrzelimy dużą liczbę pocisków, te odpalone w pierwszej kolejności będą przez pewien czas krążyły. Zużyją na to znaczną część paliwa, co zmniejszy ich zasięg. Oznacza to, że o czasie zero grupa bojowa znajdzie się dużo bliżej nas, niż byłaby, gdybyśmy wystrzelili pojedynczą torpedę. Ograniczony zasięg naszej broni i szybkość konwoju spowodują, że odległość do najbliższej jednostki skurczy się do niecałego tysiąca metrów. To cholernie mało. Mogą nas wykryć anteny holowane albo sonary zanurzeniowe helikopterów przeciwpodwodnych – prawdopodobnie wykryją nie okręt, ale wystrzeloną broń. Dlatego natychmiast po odpaleniu ostatniego pocisku wycofamy się wolno i cicho z naszej pozycji ogniowej. Odpłyniemy piętnaście mil na wschód, potem zrobimy zwrot na północ, żeby oszacować straty wroga. Wszyscy rozumieją plan taktyczny?
– Tu koordynator. Tak jest – odpowiedziała Phillips. Potem ta sama odpowiedź dotarła do Dixona kolejno ze wszystkich stanowisk.
– W porządku – powiedział Dixon, patrząc na twarze członków zespołu kierowania ogniem. – Teraz taktyka przeciwpodwodna. Spodziewam się, że julang płynie dziesięć do dwudziestu mil przed konwojem. To cholernie niedobrze, bo jeśli o czasie zero grupa bojowa będzie w odległości pięciu mil, nasza broń minie go w drodze do celu. Julanga zaalarmują albo nasze torpedy, albo pogłosy ich wystrzeleń, albo jedno i drugie. Zakończymy odpalanie, kiedy julang będzie jeszcze poza piętnastomilowym kręgiem zasięgu, ale jeśli wykryje naszą pierwszą sztukę, chińskie torpedy będą w wodzie, zanim wystrzelimy ostatnią. Sonar, to oznacza, że będziecie musieli szukać julanga i torped Wschodni Wiatr podczas odpalania naszych i jednocześnie uważać, czy konwój nie zygzakuje. Będziecie mieli pracowitą wachtę, bosmanie. Dacie radę?
– Panie kapitanie, tu główny sonarzysta. Możemy to robić nawet przez sen.
Dixon uśmiechnął się, nie tylko dlatego, że spodobała mu się pewność siebie bosmana Herndona. Ten uśmiech miał być świadectwem jego własnej pewności siebie i optymizmu – być może najważniejszym dla załogi wskaźnikiem określającym sytuację, co sprawiało, że dowodzenie stawało się trudniejsze. Musiał zachowywać się jak zwycięzca, nawet wtedy, kiedy przegrywał, inaczej straciłby zaufanie załogi.
– Kapitanie, tu Cyclops – powiedział komputer. – Zbliżająca się grupa bojowa w odległości sześćdziesięciu czterech mil morskich od nas, kierunek zero zero sześć, kurs jeden osiem pięć, szybkość trzydzieści pięć węzłów.
Pulsujący wcześniej diament przybrał krwistoczerwoną barwę i przestał migać.
– Sonar, tu kapitan. Jest jakaś detekcja na kierunku zero zero sześć?
– Dowodzenie, tu sonar. Nie.
– Torpedownia, tu kapitan – powiedział Dixon. – Podać status.
– Wyrzutnie od jeden do cztery ustawione na automatykę do przejęcia przez Cyclopsa, panie kapitanie – zameldował szef torpedowni. – System ładowniczy też na automatyce, stan wszystkich systemów nominalny.
– Dowodzenie, tu sonar. Nowy kontakt sonarowy na szerokim i wąskim paśmie, liczne kontakty nawodne na jednym kierunku, oznaczone sierra dziewięć pięć, kierunek zero zero cztery, prawdopodobnie grupa okrętów nawodnych – zabrzmiał chrapliwy głos Herndona.
Dixon spojrzał na jego kościstą twarz w oknie wyświetlacza. Bosman miał zmarszczone brwi i skupioną minę.
– Przyjąłem, sonar. Oznaczyć sierra dziewięć pięć jako Mistrz Jeden, Czerwona Chińska Grupa Bojowa Jeden.
– Dowodzenie, tu sonar. Tak jest. Oznaczam jako Mistrz Jeden.
– Koordynator – zwrócił się Dixon do XO Donny Phillips na stanowisku bojowym koordynatora kierowania ogniem – wstrzymujemy wystrzelenie, dopóki nie sklasyfikujesz najważniejszych celów i nie rozdzielisz kierunków torped.
– Tu koordynator. Tak jest, kapitanie. Właśnie korelujemy dane Predatora i sonaru.
Dixon czekał niecierpliwie. Nie mógł po prostu posłać trzynastu torped Mark 58 wzdłuż jednej linii kierunkowej w stronę chińskiej grupy bojowej. Gdyby to zrobił, wszystkie wybrałyby najgłośniejszy lub największy cel. Trzynaście głowic plazmowych trafiłoby w lotniskowiec, wszystkie niszczyciele przeciwpodwodne pozostałyby całe i zapolowałyby na strzelca. Dixon musiał rozdzielić salwę pomiędzy cele, określić położenie każdego okrętu – nie obecne, ale to, jakie przyjmie on za trzydzieści minut – w stosunku do pozostałych jednostek grupy. Dane Predatora i sonaru wprowadzano do Cyclopsa. Komputer ustalał pozycję każdego celu i przekazywał ją do wirtualnego wyświetlacza kierowania ogniem i do pamięci każdej torpedy. Po tej operacji torpedy nie mogły wejść sobie w drogę ani skierować się wszystkie do jednego celu. Wszystko to było wspaniałe, ale zabierało cenny czas. Dixon stukał sygnetem Akademii w reling ze stali nierdzewnej otaczający stanowisko dowodzenia. W końcu Phillips się odezwała.
– Kapitanie, tu koordynator. Selekcja i oznaczanie celów zakończone. Do przestrzeni walki jest wprowadzonych dziewiętnaście obiektów priorytetowych. Mamy namiary ogniowe.
Obraz w wyświetlaczu nagle się zmienił. Pojedynczy pulsujący diament zniknął i pojawiło się mnóstwo innych, każdy z innym symbolem.
Był lotniskowiec, były niszczyciele przeciwpodwodne, krążowniki rakietowe, krążowniki ciężkie, fregaty i pływające cysterny, w sumie trzydzieści okrętów. Najgroźniejszą dziewiętnastkę wskazywał kolor czerwony, pozostałe obiekty miały rdzawą barwę. Dixon spodziewał się, że te jednostki skręcaąna północ, żeby dołączyć do grupy bojowej numer dwa lub że ich dowódcy stracą serce do walki i skierują się do domu. Jeśli będą na tyle głupi, żeby próbować odszukać napastnika, ich wysiłki nie przyniosą żadnych rezultatów i szybko zrezygnują. Gdyby któryś z nich miał sonar zanurzeniowy, na okręcie podwodnym zostanie jeszcze dużo torped. Ale należało przypuszczać, że ocalałe jednostki nie będą równorzędnym przeciwnikiem i nie powinny mieć pocisków manewrujących, mogących zagrozić Indiom.
– Procedury momentu odpalania – obwieścił Dixon. – Cele priorytetowe od jeden do dziewiętnaście, salwa torpedowa z wyrzutni od jeden do cztery, przeładowywanie aż do wystrzelenia sztuk od jeden do trzynaście, ogień z baterii pocisków Vortex, sztuki od jeden do cztery, przeciwokrętowe pociski manewrujące Javelin na końcu, jeden i dwa.