Bianka siedziała w bezruchu, kompletnie zbita z tropu. O co mu właściwie chodziło? Jaką grę z nią prowadził? Do czego zmierzał? Jaką rolę miała odegrać u jego boku dzisiejszego dnia?
Gdy przyjechali na miejsce, wysiadła z samochodu, nieco niezgrabnie balansując na wysokich obcasach i poprawiła sukienkę nerwowym gestem, który zdradzał jej niepewność i zakłopotanie. W tym momencie podchwyciła wzrok Adama. Teraz nie wyglądał już na rozgniewanego. Obserwował ją z cynicznym, nieco rozbawionym uśmieszkiem.
Nagle zrozumiała i ogarnęła ją ślepa furia. Chciał mieć przy sobie wyzywającą, seksowną lalunię, której by mu inni zazdrościli, ot co!
No, to będziesz ją miał, pomyślała mściwie. Czekaj, ja cię zaraz urządzę. I nic mnie nie obchodzi, jak to się skończy!
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Adam wcale nie spędzał czasu tak miło, jak się tego spodziewał. Wręcz przeciwnie, wszystko się w nim gotowało ze złości. Następny facet, który zacznie Biankę rozbierać wzrokiem, zarobi w zęby, pomyślał z wściekłością.
Oczywiście ta mała diablica bawiła się świetnie, jakżeby inaczej? Najpierw udawała, że czuje się nieswojo w charakterze obiektu pożądania, ale szybko zrzuciła maskę i ukazała swoje prawdziwe oblicze. Z całą premedytacją paradowała tam, gdzie wszyscy mogli ją zauważyć, trzepocząc wdzięcznie rzęsami na widok każdego faceta i lekko kołysząc biodrami. Zdaniem Adama wyglądała tak seksownie, że powinni byli ją zamknąć za obrazę moralności publicznej!
W dodatku wychyliła tyle kieliszków szampana, że aż stracił rachubę. Dotąd nie widział kobiety, która mogłaby wypić tak dużo i jeszcze trzymać się na nogach. O tym, że Bianka była na rauszu świadczyło tylko to, że zaczęła chichotać z byle powodu, czego nie miała w zwyczaju, oraz publicznie okazywać mu daleko idące awanse, czego nigdy, ale to przenigdy, nie robiła przy żadnym mężczyźnie, choćby podobał jej się do szaleństwa.
Zanim jeszcze rozpoczął się czwarty wyścig, Adam miał już tego zupełnie dosyć. Najchętniej zabrałby ją natychmiast do swojego apartamentu, ale – o ironio losu! – znowu wygrywał, chociaż niemal kompletnie nie zwracał uwagi na to, na co stawia, tak był zajęty Bianką. Miał wyraźną passę, nie powinien jej marnować, chociaż pewnie zaraz i tak się skończy. Czwarta gonitwa zapowiadała się kiepsko.
– Och, zobacz, idą koniki! Na którego stawiasz, misiaczku? – Bianka gruchała słodko i gdyby jej nie znał, przysiągłby, że ma przed sobą typową słodką idiotkę o fantastycznym ciele.
– Sam chciałbym wiedzieć – burknął. – To bieg na dwa tysiące metrów, ale akurat wszystkie startujące w nim konie chodziły dotąd na krótsze dystanse. Nie mam pojęcia, co z tym fantem zrobić. Cóż, chyba po prostu z jednej strony postawię na najlepszego dżokeja, a z drugiej na najlepszego trenera.
Przykleiła się do niego mocniej, ale Adam nie miał wątpliwości co do tego, że nie z nadmiaru uczuć. Chyba jednak zaczynała mieć trudności z utrzymaniem się w pionie.
– Czemu nie wykorzystasz tego wspaniałego systemu, który opracowałeś na pierwszym roku studiów? – podsunęła z szatańskim uśmieszkiem. – Wszyscy, którzy powierzyli ci po sto dolców, mieli w efekcie zdobyć znacznie więcej. No, całkiem ci się udało. Zdobyliśmy doświadczenie! – docięła mu z satysfakcją.
Skrzywił się na myśl o tych trzydziestu osobach, które niechcący zrobił… w konia. Tak, poniósł wtedy spektakularną porażkę i stał się pośmiewiskiem znajomych.
– Jasne, mogłem się spodziewać, że mi o tym przypomnisz – odparł z przekąsem. – Jednak od tamtej pory radzę sobie znacznie lepiej, zapewniam cię.
– Wiesz co? Założę się, że z łatwością znajdę ci tego, który wygra – oświadczyła z typową dla pijanych pewnością siebie. – Skoro to długi bieg, a żaden z nich jeszcze nie brał w takim udziału, to jasne jak słońce, że wygra najsilniejszy i najbardziej wytrzymały. A ja się na tym znam. Chodź!
Pociągnęła go za sobą w stronę padoku, gdzie wciąż oprowadzano wierzchowce.
– Spójrz na tego – wyszeptała konfidencjonalnie. – Ale mu mięśnie chodzą! – Przez dłuższą chwilę przyglądała się uważnie swemu wybrańcowi. – Tak, to ten! Żaden inny nie ma przy nim szans. Masz postawić na tego konia, słyszysz?
– Jak sobie życzysz – zgodził się całkiem chętnie, gdyż już z góry cieszył się na figla, jakiego jej spłata. Bianka chyba zemdleje, gdy zobaczy, ile postawił i ile przegrał przez jej zarozumiałość.
Z uśmiechem oparł ją o barierkę, sam udał się do kasy, obstawił wytypowany numer i ściskając bilet w dłoni, niemal biegiem ruszył z powrotem. Zgadywał, że nie powinien zostawiać Bianki samej zbyt długo. Wyglądała nazbyt kusząco. I była zanadto ululana.
Oczywiście miał rację! Nie było go raptem przez pięć minut, a już znalazł się chętny. Czarował ją jakiś obleśny tłuścioch z wąsikami, obwieszony złotem, zaś ta mała żmija wpatrywała się weń takim wzrokiem, jakby miała przed sobą samego archanioła. Adam miał ogromną ochotę bez słowa rozłożyć grubasa prawym prostym, lecz pohamował się w ostatniej chwili.
– Doceniam pańską chęć dotrzymania towarzystwa mojej żonie, ale nie musi się pan dłużej fatygować – zakomunikował lodowato, zacisnął dłoń na ramieniu Bianki i dosłownie zawlókł ją siłą w jakiś ustronny kąt.
– Ooo, pan i władca pokazał, co umie – skwitowała, po czym zaczęła chichotać bez opamiętania.
– Jesteś pijana – warknął.
– Zauważyłeś? Bingo!
– Zachowujesz się jak dziwka – powiedział oskarżycielko.
– Oczywiście! Przecież tego właśnie chciałeś.
Adam osłupiał. Co za nonsens! Jedyne, czego pragnął, to tego, by naprawdę została jego żoną. Wcale sobie nie życzył, żeby pokazywała wszem i wobec, że jest jedynie tymczasową kochanką, w dodatku chętną do zmiany sponsora.
Miał tego dosyć. Miał też dosyć nieustannej walki z samym sobą. Bianka wyglądała niczym uosobienie seksu, więc konieczność trzymania rąk przy sobie stawała się torturą nie do zniesienia.
– Idziemy stąd – zakomenderował szorstko.
– Ale przecież właśnie postawiłeś na mojego konia – zaprotestowała.
– Wygraną, o ile w ogóle istnieje jakaś szansa, żeby ta chabeta wygrała, można bez problemu odebrać innego dnia – wyjaśnił, wyprowadzając ją z terenu wyścigów.
– Dokąd mnie zabierasz?
– Tam, gdzie nareszcie nikt nam nie będzie przeszkadzał. Zatrzymała się gwałtownie, chwiejąc się przy tym nieco na swoich wysokich obcasach.
– Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że potrafisz wykorzystać kobietę w takim stanie.
Roześmiał się tylko.
– Ty mnie jeszcze nie znasz, złotko. – Aby jej to udowodnić, przygarnął ją znienacka do siebie i pocałował chciwie.
Gdy podniósł głowę, ujrzał jej zamglony wzrok, lecz na pewno nie był to wpływ alkoholu, gdyż jeszcze przed chwilą jej oczy błyszczały. Adam zrozumiał, że Bianka nie miała absolutnie nic przeciwko temu, by ją wykorzystywał… W tym momencie przestał mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
Tak, zamierzał chwytać każdą nadarzającą się okazję, gdyż wiedział, iż to jedyna taka szansa w jego życiu. Miał w najlepszym wypadku parę miesięcy, zanim Bianka pofrunie w ramiona innego. Musiał nieustannie odgrywać przed nią rolę zimnego drania, jeśli chciał przedłużyć ten okres jej zainteresowania jego skromną osobą.
Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw i że Bianka zrozumie, że pod maską bezwzględnego cynika krył się ten sam człowiek, który od lat kochał się w niej beznadziejnie i który przechowywał na dnie serca każdy jej uśmiech niczym najcenniejszy skarb. A wtedy wzgardzi nim…