Выбрать главу

Za to ona stanowiła dla niego wyłącznie obiekt pożądania. Traktował ją jak przedmiot! Zacisnęła szczelnie powieki, starając się powstrzymać łzy. Nie, już nigdy więcej nie pozwoli mu się wykorzystać. Nie da się już więcej dotknąć. Niech on tylko spróbuje!

Gdy jakiś czas później Adam wszedł do sypialni, Bianka nawet nie drgnęła, udając, że śpi. Leżała na samym brzegu łóżka, odwrócona plecami, ubrana w najdłuższą bawełnianą koszulkę Adama, jaką udało jej się znaleźć i która na szczęście sięgała jej aż za kolana.

W napięciu wsłuchiwała się w szum wody w łazience, potem dobiegło ją skrzypnięcie drzwi i cichy odgłos kroków. Skamieniała w bezruchu, gdy poczuła, jak kołdra podnosi się, a materac ugina pod ciężarem ciała. Przez moment nic się nie działo, pomyślała więc, że udało się i że jest bezpieczna, lecz chwilę później Adam ujął ją za ramię, odwrócił ku sobie i przycisnął do swego nagiego torsu.

– Nie – zaprotestowała, ale nie zabrzmiało to specjalnie przekonująco, ponieważ sama jego bliskość wystarczyła, by zaczęła słabnąć w swych postanowieniach. – Wciąż boli innie głowa.

– Nie wydaje mi się. Może wreszcie zechcesz mi powiedzieć, co cię gryzie? Bianka, nie jestem ślepy. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Kochaliśmy się, było fantastycznie, a potem nagle zmienił ci się nastrój i zaczęłaś się na mnie boczyć.

– Bo nie chcę, żebyś mnie więcej dotykał.

– Doprawdy? – spytał z wyraźną ironią. – Jeszcze przed paroma godzinami miałaś na ten temat inne zdanie, o ile sobie dobrze przypominam. Nie mogłaś się doczekać, żebym cię dotykał.

– Byłam pijana.

– Ostatniej nocy też? Wiesz dobrze, że nie, a przecież byłaś wtedy równie przystępna, jak dzisiejszego popołudnia. Przestań więc kłamać i choć raz w życiu powiedz prawdę.

– Proszę uprzejmie! – zdenerwowała się. – Po prostu mam dość bycia wykorzystywaną.

– Wykorzystywaną? – W jego głosie brzmiało zdumienie, z całą pewnością nieszczere.

– Owszem – niemal warknęła, poirytowana tym jego bezczelnym udawaniem niewiniątka. – Tylko nie udawaj, że nie wiesz, co to znaczy wykorzystywać kogoś fizycznie.

W odpowiedzi usłyszała… drwiący śmiech. Tego było już za wiele!

– Jak możesz? – syknęła z oburzeniem. – Ty… Ty obrzydliwy draniu! Nienawidzę cię!

– Wcale nie. Wydaje ci się, że się we mnie zakochałaś. Co za ironia losu – mruknął jakby sam do siebie. – Ale nie przejmuj się, jak zwykle szybko ci przejdzie i spodoba ci się ktoś inny. A na razie nie marnujmy okazji i zabawmy się trochę.

– Zabawmy się? Tylko to się dla ciebie liczy? Kiedyś tak nie myślałeś.

– Ale trafił mi się wyjątkowo dobry nauczyciel w tej dziedzinie – odpowiedział zagadkowo. – A teraz przestań się kłócić, bo sama wiesz, że to nie ma sensu – wymruczał, obsypując jej twarz pieszczotliwymi, cudownie zmysłowymi pocałunkami.

To wystarczyło, by naprawdę straciła ochotę na awantury, a nabrała na co innego…

– Jesteś niepoprawny – westchnęła bezradnie.

– A ty prześliczna.

Poczuła, jak jego dłoń zaczyna przesuwać się w górę po jej udzie i zadrżała.

– Nie masz sumienia – zauważyła na poły z wyrzutem, a na poły z aprobatą. – Znowu mnie wykorzystujesz. Mężczyznom zawsze tylko jedno w głowie!

– Chcesz, żebym przestał?

– Tylko spróbuj! – wyszeptała bez tchu. – Jeśli przestaniesz, to chyba cię zabiję!

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Słońce stało już wysoko na niebie, gdy Bianka leniwie podniosła powieki. Jej spojrzenie natychmiast padło na Adama, który siedział obok, wygodnie oparty na poduszkach, i czytał poranne wydanie niedzielnej gazety. Miał potargane włosy i ciemny ślad zarostu na brodzie, co nadawało mu uroczo zawadiacki wygląd. Bianka poczuła, jak opanowuje ją dziwnie rzewny nastrój. Ech, żeby każdy niedzielny poranek tak wyglądał…

– Ach, kogo my tu mamy? – uśmiechnął się szeroko, gdy zauważył, że już się obudziła. – Wiesz, co się stało? Wygraliśmy! Ten fuks, na którego kazałaś mi wczoraj postawić, przyszedł do mety jak po sznurku, bijąc wszystkie inne konie na głowę. W dodatku zakład był dwadzieścia do jednego, rewelacja! Jedziemy kupić ci nowy samochód.

– Nie pleć głupstw – mruknęła, przeciągając się z lubością. – Nie kupuje się auta za jedną głupią wygraną. Musiałbyś przecież postawić co najmniej kilka tysięcy dolarów.

– Wybacz, myślałem, że jeden wystarczy.

– Jeden dolar? Ho, ho! Rozumiem, że po ten samochodzik jedziemy do sklepu z zabawkami?

– Miałem raczej na myśli jakiś zgrabny sportowy wóz. Najlepiej czerwony. Dobra, zbieramy się.

– Co takiego? – Usiadła gwałtownie, kompletnie zapominając, że jest naga. – Czyś ty oszalał? Bo przecież chyba nie upiłeś się z samego rana? – spytała z niepokojem, nieco poniewczasie osłaniając się rąbkiem kołdry. – Adam, czy ty może… Czy ty bierzesz narkotyki?

– Narkotyk, od którego jestem uzależniony, siedzi właśnie przede mną i strasznie się dziwi – roześmiał się i mocno pocałował ją w usta. – Zapewniam cię, że jestem w pełni władz umysłowych. Ale przecież nie mogę pozwolić, żeby moja dziewczyna woziła swoją mamę po mieście jakimś zardzewiałym gruchotem, w którym w każdej chwili może się coś popsuć. Wolę mieć pewność, że jesteście bezpieczne. – Wstał i skierował się w stronę łazienki.

– Hej, ruszaj się – rzucił przez ramię. – Źle mnie zrozumiałaś. Nie postawiłem jednego dolara, ale jeden tysiąc.

– Tysiąc! – wykrzyknęła, wyskakując w jednej chwili z łóżka i biegnąc za Adamem. – Jak możesz tek beztrosko stawiać takie sumy? Co ty wyprawiasz?

– Wygrywam – odparł z szelmowskim uśmiechem, mierząc przy tym zachwyconym wzrokiem jej nagą sylwetkę.

– Ale nie zawsze tak będzie – przekonywała gorączkowo. Naprawdę martwiło ją jego lekkomyślne postępowanie, gdyż prędzej czy później musiało obrócić się przeciw niemu. A nie chciała, żeby miał jakiekolwiek kłopoty. Och, gdyby tylko mogła uchronić go od problemów… – Na razie jesteś górą, ale w końcu zaczniesz przegrywać. Zawsze tak jest.

Uśmiech znikł z jego twarzy niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

– Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? – spytał I posępnie. Zaciągnął ją pod prysznic i odkręcił wodę. – Posłuchaj, na razie mi się udaje i jestem z tego powodu cholernie szczęśliwy. Nie psuj mi nastroju. Zacznę się martwić dopiero wtedy, kiedy stracę to, co zyskałem.

Spojrzał przy tym na nią tak dziwnym wzrokiem, ze Bianka zastanowiła się, czy przypadkiem w jego słowach nie kryje się jakieś dodatkowe znaczenie. Jednak chwilę później na twarzy Adama ponownie pojawił się łobuzerski uśmiech i uznała, że musiało jej się coś przywidzieć.

– No, do roboty, kobieto – zakomenderował, podając jej mydło. – To, że raz cię umyłem, nie oznacza jeszcze, że zawsze będę cię w tym wyręczał.

W oszołomieniu ściskała w dłoniach kierownicę nowiutkiego sportowego auta o cudownie opływowej linii. Po raz pierwszy samochód nie wydawał jej się okropną blaszaną klatką, w której można się żywcem usmażyć, gdyż Adam pomyślał o wszystkim i wybrał model z klimatyzacją. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się stało, gdy jechała teraz z powrotem do domu, mając przed sobą wóz Adama, a obok rozentuzjazmowaną mamę.

– Bardzo się cieszę, że tak ci się w życiu udało – mówiła z przekonaniem May. – Twój mąż świata poza tobą nie widzi, obsypuje cię prezentami i wręcz uwielbia ziemię, po której chodzisz. Jeszcze nie widziałam tak zakochanego chłopca, a w dodatku to trwa już od tylu lat. Zawsze było mi go żal, bo myślałam, że nigdy nie przejrzysz na oczy i nie zobaczysz, jakie szczęście ci się trafiło.