– Naprawdę wszystko jest w porządku, Tom. Ja to rozumiem. Jestem do tego przyzwyczajona. – Wzięła głęboki oddech.- Dlatego przyjechałam do Green Hill.
To, co powiedziała, wydało mu się bardzo dziwne i spojrzał na nią pytająco. Po raz pierwszy umówił się z czarną dziewczyną i okazała się najbardziej egzotyczną istotą, jaką spotkał w swoim życiu.
– Przyjechałaś tu, na głęboką prowincję, po to, żeby jakiś dupek w lokalnym kinie ubliżał ci?
Jeszcze kipiał ze złości i bezsilności, mimo że ona była zupełnie spokojna.
– Nie – mówiła cicho, wspominając słowa matki – przyjechałam, żeby to zmienić. Tak jest zawsze na początku i trwa to dosyć długo, a po jakimś czasie ludzie przestają zwracać uwagę na kolor skóry: czarne dziewczyny, biali chłopcy, wszyscy mogą chodzić do kina, rozbijać się samochodami, spacerować, jeść razem hamburgery, robić to, na co mają ochotę. Tak właśnie jest w Nowym Jorku. Dlaczego tutaj miałoby się to nie zmienić? Ludzie mogą ci się przyglądać, ale przynajmniej nie wyrzucają. Ale, żeby do tego dojść, trzeba małymi kroczkami zmierzać do celu, tak jak dziś wieczór.
Chłopiec przyglądał się jej, słuchając w zamyśleniu. Nigdy nie myślał o tych sprawach w ten sposób. Sharon Blake była naprawdę wyjątkowa, poza tym słyszał o jej ojcu. Zrobiła na nim naprawdę duże wrażenie. Zaimponowała mu tym, co powiedziała. Trochę wytrąciło go to wszystko z równowagi, ale na pewno było wiele prawdy w jej słowach.
– Przykro mi, że nie udało nam się wejść do środka. Może my spróbujemy w przyszłym tygodniu? Roześmiała się.
– Nie chodziło mi o to, żeby zmienić wszystko od razu.
Ale spodobała jej się odwaga tego chłopaka. Zrozumiał, o co jej chodzi. Może więc matka miała trochę racji. Może trzeba jednak poświęcić się trochę dla idei.
– Dlaczego nie? Prędzej czy później znudzi im się wyrzucanie nas. Do diabła, możemy iść do kawiarni… do restauracji…
Możliwości było wiele, a Sharon śmiała się z jego szalonych pomysłów, kiedy odprowadzał ją do Jaśminowego Domu. Zaproponowała mu filiżankę herbaty i mieli zamiar posiedzieć w dużym pokoju na dole, ale pary, które tam siedziały patrzyły na nich w taki sposób, że po chwili Sharon wstała. Powoli odprowadziła go do drzwi i posmutniała. I pomyśleć, że w Columbia UCLA wszystko byłoby takie proste… gdziekolwiek na Północy… wszędzie, tylko nie tu… Tom szybko wyczuł jej zmieniający się nastrój i wyszeptał stojąc w otwartych drzwiach.
– Pamiętaj… to się nie zmieni w ciągu jednej nocy.
Pogłaskał ją po policzku i już go nie było, patrzyła jak odjeżdża… oczywiście miał rację… to się nie zmieni w ciągu jednej nocy.
Gdy wchodziła na górę, zdecydowała, że to nie był jednak zmarnowany wieczór. Polubiła Toma i zastanawiała się, czy jeszcze do niej zadzwoni. Był fajnym kumplem.
– No i? Oświadczył ci się?
Tana uśmiechała się do niej z łóżka, gdy weszła do pokoju.
– Taa. Dwa razy.
– To miło. A jak tam film?
Sharon uśmiechnęła się. – Zapytaj kogoś innego.
– Nie poszliście? – Była zaskoczona.
– Nie wpuścili nas do kina… no, wiesz… biały chłopak… czarna dziewczyna… „Znajdź sobie porządną dziewczynę, synu-'
Udawała, że ją to bawi, ale Tana wyczuwała jej ból i zmarszczyła brwi.
Sukinsyny. A co na to Tom?
– Był miły. Po powrocie usiedliśmy na chwilę na dole, ale to było jeszcze gorsze. Siedziało tam chyba z siedem księżniczek razem ze swoimi rycerzami i przez cały czas nie mogli od nas oderwać wzroku.
Westchnęła ciężko i usiadła, patrząc smutno na przyjaciółkę.
– Cholera… moja matka i te jej pomysły… przez jedną chwilę, tam przed kinem, wyobrażałam sobie, że jestem szlachetna, odważna i taka czysta, ale kiedy już dotarliśmy do domu stwierdziłam, że to był jednak potężny kopniak w tyłek. Do diabła, nie możemy pójść nawet na hamburgera. Mogłabym umrzeć z głodu w tym mieście.
– Na pewno nie umrzesz, jak wyjdziesz do miasta ze mną.
Jeszcze nie jadły razem na mieście. Tu, na miejscu było im zbyt wygodnie, żeby gdziekolwiek się stąd ruszać. Poza tym jedzenie w szkole było bardzo smaczne. Obie przytyły po trzy do pięciu funtów, ku zmartwieniu Sharon.
– Nie bądź taka pewna, Tan. Założę się, że będą się tak samo awanturować jak pójdę gdziekolwiek z tobą. Czarny to czarny, a biały to biały, nie ważne czy ci w tym do twarzy.
– Ale może warto spróbować?
Tanę pociągał ten pomysł i następnego wieczoru postanowiły wyjść razem. Wolno spacerowały po mieście, po czym wstąpiły na hamburgera. Kelnerka obrzuciła je lekceważącym spojrzeniem, zmierzyła wzrokiem od stóp do głów i odeszła, nie mając zamiaru ich obsłużyć. Tana patrzyła na nią wstrząśnięta. Jeszcze raz spróbowała ją wezwać, ale tamta jakby tego nie zauważała. Wreszcie Tana podeszła do niej i zapytała, czy zechciałaby przyjąć ich zamówienie, a kelnerka spojrzała na nią ze smutkiem.
Mówiła cicho, tak żeby Sharon nie usłyszała jej.
– Przykro mi, kochanie. Nie mogę obsłużyć twojej koleżanki. Miałam nadzieję, że same na to wpadniecie.
– A dlaczego nie? Ona jest z Waszyngtonu – mówiła, jakby to miało jakieś znaczenie -… jej matka jest adwokatem, a ojciec został dwa razy wyróżniony nagrodą Pulitzera… Tutaj to nie ma żadnego znaczenia. To nie Waszyngton. To jest Yolan.
Yolan, w stanie Carolina, i to jest Green Hill.
– Czy jest jakieś miejsce w mieście, gdzie możemy zjeść? Kelnerka spojrzała zdenerwowana na wysoką, zielonooką blondynkę, której zachrypnięty i twardy głos trochę ją wystraszył.
– Jest takie miejsce, gdzie ona może pójść, tam na końcu ulicy… a ty możesz zostać tutaj.
– Powiedziałam, że chcemy zjeść razem – spojrzenie Tany było zimne jak stal i po raz pierwszy poczuła, jak jej mięśnie napinają się jakby miała zamiar stoczyć walkę. Naprawdę miała ochotę uderzyć kogoś. Tego uczucia nie znała dotąd, ogarnęła ją bezsensowna, bezsilna wściekłość.
– Czy możemy w tym mieście zjeść gdzieś razem, bez wyjeżdżania w tym celu do Nowego Jorku?
Tana patrzyła na nią wyczekująco, a kelnerka powoli zaprzeczyła ruchem głowy. Dziewczyna nie poruszyła się ani o centymetr.
– Wobec tego proszę o dwa cheeseburgery i dwie cole.
– Nic z tego.
Z kuchni wyszedł mężczyzna.
– Wracajcie do tej cholernej, ekstrawaganckiej szkoły, której chodzicie…
Były łatwo rozpoznawalne w Yolan. Zwłaszcza ubrania Sharon przyciągały spojrzenia wszystkich. Teraz miała na sobie spódnicę i sweter, które matka kupiła jej w Bonwit Teller w Nowym Jorku.
– … i tam jedzcie sobie, co chcecie. Nie wiem, co im odbiło, tam w Green Hill, że zaczęli przyjmować czarnuchów, ale to ich sprawa. Jak ich przyjęli, to niech ich karmią, my nie musimy ich tu znosić.
Patrzył groźnie najpierw na Tanę, potem na Sharon, która siedziała przy stoliku i w jednej chwili w pomieszczeniu zaczęło narastać jakieś nieznośne napięcie, tak jakby ten facet miał zamiar za chwilę wyrzucić je siłą. Tanę ogarnęło takie przerażenie i wściekłość, jak tego wieczora kiedy została zgwałcona.
I nagle, bardzo cicho i jak zwykle, z wdziękiem i gracją prawdziwej damy, wstała długonoga Sharon.
– Tan, chodźmy stąd.
Głos Sharon zabrzmiał jak seksowne mruczenie; przez chwilę widać było, że mężczyzna pożera ją wzrokiem. Tana miała ochotę uderzyć go w twarz. Przypomniało jej to chwile, o których chciała zapomnieć na zawsze. Wreszcie wyszły na zewnątrz.
Sukinsyn…
Tana kipiała złością, gdy wracały powoli do szkoły. Sharon milczała. Ogarnęły ją te same uczucia co wczoraj, gdy nie wpuścili jej z Tomem do kina. Najpierw chwila satysfakcji, poczucia siły pełniejszego zrozumienia jej misji. Potem tylko depresja. Dziś przygnębienie jeszcze do niej nie dotarło.